- Deborah – odpowiedziałam nieufnie. Nadal pozostawało minimalne niebezpieczeństwo z jej strony.
- Co tu robisz? – zapytała.
- A ty?
- Ukrywam się. Ty także?
- Skądże – prychnęłam. – Szukam gildy złodziei. Wiesz gdzie to?
- Z własnej woli schodzisz do kanału? – pokręciła głową. A przynajmniej
mi się tak wydało, bo panowały tu piekielne ciemności. Nie
odpowiedziałam, tylko zaczęłam szukać kompasu. Był mi potrzebny do
powrotu! Bez niego nie odnajdę się w tych tunelach nigdy…
- I nie wiem, gdzie to – odpowiedziała. Więc nie jest złodziejką.
Chociaż można chyba kraść i nie zadawać się z tymi tam. Tak myślę.
Usłyszałam, jak Ayame się przemieszcza. Aby dowiedzieć się, gdzie stoi,
przezornie zapytałam:
- Przed kim się ukrywasz?
- Żołnierze. Nie dają mi spokoju – westchnęła. Zaśmiałam się ponuro na
jej słowa. Czymże była kucharka w porównaniu z królewskim wojskiem?
- To nie jest śmieszne – w jej słowach wyczułam lekkie podenerwowanie.
- W porównaniu z ganiającą mnie kucharką jest – odpowiedziałam. W końcu moje palce zacisnęły się na kompasie. Bogu dzięki!
- Kucharką?
- Nie ważne. A teraz pozwolisz, że pójdę sobie szukać gildy, a ty nie
pójdziesz za mną? – w odpowiedzi usłyszałam prychnięcie. Chciałam się
tylko upewnić, że nie będzie mnie śledzić czy coś…
- Moim ostatnim marzeniem byłoby wlec się za jakąś dziewuchą, wiesz?
- Jak sobie chcesz – mruknęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz