Nie mogłem się powstrzymać, więc wybuchnąłem śmiechem ściskając Elisabeth trochę mocniej.
-Oczywiście, z koniem muszę się pożegnać! Co to za podróżnik, który nie docenia dobrego wierzchowca- uśmiechnąłem się najszerzej jak tylko mogłem. -Jeśli pozwolicie zatrzymam zapasy, które już wziąłem.
-Jasne- Gwen także uniosła kąciki ust. Z uśmiechem było jej zdecydowanie do twarzy.
-Odwiedzisz nas jeszcze kiedyś?- zapytała Ellie otwierając szeroko oczy. Przypominała mi szczeniaka, który błagał o dodatkowy kawałek mięsa.
-Oczywiście. Jak tylko będę przejazdem.
W tej chwili, postanawiając, że dość czułości, delikatnie wyswobodziłem się z ramion blondynki. Uśmiechnąłem się po raz ostatni, odwróciłem się...
-Christopher- usłyszałem znajomy głosik. Elisabeth patrzyła na mnie surowo, a Gwen zakryła dłonią nachodzący na usta uśmiech. -Koń- powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Spiąłem się, by po raz kolejny nie zaśmiać się tak głośno, jak tylko potrafię. Jednak posłusznie podszedłem do wierzchowca i pogładziłem go po nosie.
-Przepraszam, że o tobie zapomniałem- powiedziałem klepiąc konia po karku i spoglądając ukradkiem na zadowoloną twarz Ellie.
Teraz już odsunąłem się.
-Żegnajcie- odparłem unosząc dłoń w geście pożegnania.
-Pomyślnej drogi- odparła Gwen. Skinąłem w podziękowaniu głową i ruszyłem dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz