piątek, 14 lutego 2014

Quest od Nicolasa

Szedłem polami Udertwood. Kiedy wróciłem do domu Eddie sypnął mi niezłą wiązankę, na temat tego że myślał że umrze z nudów, że znowu sie szlajam po nocach, że nie powinienem spotykać sie z Rin na wódkę bo to psychopatka, przy której trzeba uważać na swoje narządy i że jestem nieodpowiedziałny i jeszcze tyle tego, że już nie pamiętam. Wyszedłem więc, bo nie mogłem słuchać tego zrzędzenia. Postanowiłem zrobić mu na złość i wrócić późnym wieczorem. Tak więc wędrowałem, aż doszedłem do lasu. Tak szedłem lasem podśpiewując:

"Teraz lasem wędrując sam,
Robiąc na złość światu,
I młodszemu bratu,
Idę sobie gdzieś tam,

Nie obchodzi mnie gdzie,
Byle dalej gdzie poniosą nogi bose,
Przez trawę i rosę,
Bo sam idę nie wiem gdzie,

Nic mnie teraz nie obchodzi,
Chociaż widzę wiewiórkę i zająca,
I nawet ptaki w jasnych promieniach słońca,
A czapla nogami w jeziorze brodzi"

Szedłem aż do podnóża góry. To tu zaczyna sie właściwa część wycieczki- pomyślałem. Zacząłem się wspinać. Nie czułem wcale zmęczenia, bo nikt mnie nie pośpieszał, a przerwy robiłem kiedy tylko miałem na to ochotę. Podziwiałem strome szczyty, nieprzemierzone lasy i całe piękno natury. Nie jestem amatorem przyrody, ale na prawdę widoki były piękne. Rozmyślałem o tak zwanym wszystkim i niczym. Doszedłem do wniosku że minęły już jakieś 3 godziny odkąd wyszedłem w góry. Spojrzałem na niebo- zaczęło sie chmurzyć. Byłem za daleko od domu, więc pomyślałem że znajdę jakieś schronienie. Przecież wzburzenie mnie mogę siedzieć pod drzewem! Oczywiście gdy tylko o tym pomyślałem to piorun walnął w drzewo jakieś 7 metrów odemnie. To sprawiło że ruszyłem przed siebie jeszcze szybciej. Deszcz lał jak gdyby niebo miało sie zawalić. Traskało i coraz to nowe drzewa stawały w płomieniach. (Oczywiście nie karzdy piorun trafiał w drzewo) Śpieszno mi było znaleźć schronienie, ale w tej ucieczce zauważyłem jakiś połyskliwy przedmiot. Z początku, nie wiedziałem co to jest. Podszedłem bliżej z zamiarem zidentyfikowania tego przedmiotu. Był duży, i miał kształt zbliżony do kuli. Błyszczał i pomyślałem że musi być to coś cennego. Z trudem podniosłem go, zastanawiając się czy wartko taszczyć coś takiego, kiedy można oberwać piorunem. Po szybkiej ocenie sytuacji postanowiłem go wziąć. W miarę możliwośći starałem się biec. W końcu kiedy już miałem się poddać dostrzegłem ogromną jaskinię. Pobiegłem w jej stronę i schroniłem się. Nie wiem czemu, ale nie poprzestałem na samym "wejściu". Zagłebiałem się w jaskinie coraz to dalej. W pewnym momencie poczułem ciepło na karku. Odwróciłem się. Nie było zbyt ciemno więc bez trudu dostrzegłem co to było. Stanąłem. Chociaż każda cząstka mojego instynktu próbowała zmusić mnie do ucieczki, a nogi rwały się do biegu stałem niezmiennie. Spoglądając przed siebie nie chciałem odchodzić. Z drugiej strony pragnąłem uciec, choćby w burze. Widok był piękny, trzeba to przyznać. Smok...

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz