Liethstrenne zaczęła zmierzać w kierunku drzwi. Już miała nacisnąć klamkę, kiedy syknęłam.
- Czekaj!
Wyraźnie zdziwiona dziewczyna spojrzała na mnie. Czy powinnam jej mówić? Zresztą, to i tak już jest bez znaczenia…
- Nie otwieraj… Nie teraz- dodałam pospiesznie.
- Ale… ale czemu?- spytała dziewczyna. Z trudem podniosłam się z łóżka. Leithstrenne chciała mnie zatrzymać, jednak na próżno. Założyłam buty i spytałam.
- Masz konie?
- Tak, ale…
- Zaprowadź mnie do nich- przerwałam jej. Dziewczynie wyraźnie się to nie spodobało. Maniery manierami, ale w tej chwili powinna być mi wdzięczna za to, co robię. Ku mojemu zdziwieniu wykonała rozkaz. Po chwili stałyśmy przed boksami, w których stały dwa konie.
- Dobrze, zrobiłam jak chciałaś. Możesz mi powiedzieć o co tu chodzi?- spytała dziewczyna unosząc brew ku górze. Już nie wyglądała jak wcześniej- miła, przyjazna dziewczyna z uśmiechem na ustach i pełnych życia oczach. Zrobiła się bardziej poważna, stanowcza… Nareszcie.
- Można powiedzieć, że nie jestem w tym mieście zbyt mile widziana- mruknęłam.
- To znaczy?- dopytywała się Leithstrenne. Westchnęłam.
- To znaczy, że jeżeli szybko się stąd nie ulotnimy, to zabiją nas… Czekaj, poprawka. Ciebie zabiją, bo ja zdąże uciec- po tych słowach dosłownie wskoczyłam do boksu gniadosza. Założyłam mu uzdę i dzikim galopem ruszyłam w stronę lasu. W samą porę, gdyż właśnie z niewielkiego domku wyskoczyły dwie tęgie postacie.
- Miło się rozmawiało Lei- mruknęłam z nieprzyjemnym uśmieszkiem “zdobiącym” obecnie mą twarz, po czym straciłam chatkę z oczu.
< CD nastąpi >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz