Plan, który budowałem na bieżąco, polegał z początku na wyjściu przez okno, co nie mogło sprawić mi większej trudności. Kłopot był w tym, że tuż obok znajdowało się okno do gabinetu mojego ojca, co mogło znacząco utrudnić ucieczkę. Nie raz już sobie z tym jednak radziłem. Zazwyczaj był zbyt zajęty swoimi ważnymi sprawami, by spojrzeć przez okno. Zszedłem, więc na dół i najszybciej jak potrafiłem pobiegłem do lasu.
Dopiero poza barierą, choć być może to dziwne stwierdzenie, poczułem się jakiś spokojniejszy. Kasneir postanowił nie odchodzić ode mnie nawet na krok i nie miał zamiaru ustąpić, jakkolwiek by mnie się to nie podobało. Pogodziwszy się więc uprzednio z mym drogim przyjacielem, ruszyłem przez las pokryty białymi zaspami. Można powiedzieć, że do pewnego momentu w nich grzęzłem. Dopiero później udało mi się znaleźć wydeptany już przez kogoś szlak. Zaciekawiło mnie to, bo kto o tej porze wybierał się do lasu. Sadząc po śladach, była to kobieta.
Rozwiązaniem tej zagadki była białowłosa dziewczyna kucająca obok jakiegoś krzewu i pracująca jakimś nożykiem. Miała proste, długie, białe włosy, które opadały na sam śnieg. Była bardzo szczupła, ale też wysoka. Widocznie robiła coś z rośliną zwaną przez ludzi, jeśli się nie mylę, Rdest, choć przez nas Ilturia.
<Rin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz