piątek, 4 kwietnia 2014

Od Deborah

- Do niczego się nie nadajesz! Skończona sierota z ciebie! I zabierz tą szkapę, bo nie będę jej dłużej trzymać! – tymi oto słowy moja kochana pracodawczyni, główna kucharka wywaliła mnie z roboty. Chciała mnie jeszcze uderzyć patelnią, ale się uchyliłam. Całe szczęście, bo bardziej okropnej patelni nie widziałam nigdy. Kapało z niej coś lepkiego, czarnego i sprawiała wrażenie, jakby nigdy nie była myta. Bo taka higiena panowała w tamtejszej kuchni. Nawet mi nie zapłaciła, szelma jedna! Dobrze, że nie jestem głupia. Zdążyłam zwinąć jej złoty pierścień, chyba jedyną cenną rzecz, jaką przy sobie miała.
- Wcale mnie nie wyrzucasz, bo i tak odchodzę – mruknęłam, gdy drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Ta praca w Goldencoast była jednym z moich najgorszych doświadczeń w życiu. Znowu bez miejsca zamieszkania, westchnęłam. Bardziej z przyzwyczajenia, niż ze smutku, gdyż było mi naprawdę obojętne, gdzie się tej nocy podzieję.
Poszłam po Thorę, która stała w obskurnym, małym i ciemnym pomieszczeniu przy gospodzie. Musiałam ją tam trzymać – inaczej na pewno ktoś by mi ją ukradł.
- Co, maleńka, idziemy rozprostować nogi? – szepnęłam do niej czule i podrapałam ją za uchem. Trąciła mnie łbem. Wiedziałam, że ma do mnie żal o to, że dwa dni musiała stać tu całkiem sama. Założyłam jej cały sprzęt i próbowałam zmusić do wyjścia. Obrażona klaczka stała w miejscu i nie chciała się ruszyć.
- Tak, wiem, wiem. Ale więcej tu nie wrócimy, rozumiesz? A jak zaraz się nie zwiniemy to będziemy miały nie małe problemy… Klacz chyba zrozumiała, bo choć niechętnie, wyszła na zewnątrz. Chwilę pokręciła się w miejscu, po czym dała sobie spokój i stanęła nieruchomo.
- Złodziejka!!! Wiedziałam, że nie wolno ci ufać! – wściekła kucharka dalej wyskoczyła z gospody dalej machając patelnią. Przez myśl mi przemknęło, że to pewnie jej najlepsza broń…
- Nie zapłaciłaś mi – wzruszyłam ramionami i spięłam Thorę. Kobieta zaczęła krzyczeć, aby mnie łapali, jednak w pobliżu nie było żadnego rycerza kwapiącego łapać dębującą właśnie klacz. Z resztą w tej mieścinie napady i kradzieże zdarzały się tak często, że nikt nie przejmował się czyimś losem. Ruszyłam przez miasto. Postanowiłam wydostać się raz na zawsze z tej dziury. Za miastem ruszyłam na południowy – wschód. W prostej linii powinnam dotrzeć do Greensilver. Najpierw jednak musiałam wymienić ten pierścień na monety. Wyglądałam jak biedaczka (którą z resztą byłam) – nikt nie przyjąłby ode mnie pierścienia, twierdząc, że jest kradziony. Może trafiłabym nawet do więzienia. Przypomniał mi się jakiś mężczyzna w gospodzie, który opowiadał o gildzie złodziei. Zapamiętałam tę opowieść, gdyż to właśnie wtedy, zasłuchana, upuściłam kufel z piwem. To by było coś, oni na pewno wiedzą, co zrobić z tym pierścieniem… Chociaż, czy ja nie oszalałam? Prędzej mnie okradną, niż cokolwiek będą wymieniać. Ale warto spróbować. Zawsze mogę podać się za równą im, złodziejkę. Tylko… czy tam nie trzeba schodzić przypadkiem do kanałów? Thora raczej nie zejdzie. Trudno, przemyślę to na miejscu.
***
Upewniwszy się, że nikt nie idzie, poniosłam kratkę ściekową. Thorę ukryłam w szopie pewnego staruszka, który za obiecaną zapłatę, zgodził się przetrzymać ją w swojej starej szopie. Cóż, moja klacz ostatnio nie zaznała luksusów. Uderzył mnie odór tak mocny, że myślałam, że zemdleję. Zatykając palcami nos, ruszyłam w dół. Było tu naprawdę okropnie: ciemno, śmierdząco i brudno. Ledwo widziałam kilka korytarzy. Który wybrać? Zastanawiałam się, co będzie, jeżeli nie odnajdę drogi powrotnej… Wybrałam ten najbardziej przy lewej. Może będę umiała wrócić…
Przeszłam kilka minut, kiedy dobiegły mnie obce głosy. W tejże chwili potknęłam się o własną nogę i wylądowałam na ziemi. Wyleciał mi kompas, który narobił niemały rumor.
- A ty co tu robisz?!

<ktoś wie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz