środa, 23 kwietnia 2014

Od Florence, C. D. Jericho

– Hmmm, Zima?
– No?
– Daleko jeszcze?
– Nie.
– A... A kiedy postój?
– W mieście.
– A kiedy dotrzemy do miasta?
– Niedługo.
– Aaa... Ale mnie już wszystko boli i... No...
– Później.
Zamilkłam. Zima nie był najlepszym towarzyszem podróży. Okazał się mrukliwy i niechętny do rozmowy. Zastanawiałam się, jak ja z nim wytrzymam te kilka tygodni.
Już pierwszego dnia przyznałam się, że mogę być ścigana. Ten tylko wzruszył ramionami, jednak częściej popędzał swojego siwka. Kilka odcinków pokonywaliśmy pełnym galopem. Kokardka spisywała się wspaniale; była grzeczna i się prawie nie męczyła. Za to koń Zimy... Cały czas się szarpał, tańczył i usiłował ciągnąć na manowce.
Na noclegi mój przewodnik wybierał generalnie gospodarstwa wiejskie. Pozwalano spać nam w izbie, jednak Zima zawsze odmawiał i spał na zewnątrz, pilnując koni. Ja wolałam zostać w środku. Ludzie byli mili i serdeczni. Zaprzyjaźniałam się z nimi bardzo szybko i często grywaliśmy wieczorem przy kominku – ja na swoim fleciku, a oni na skrzypcach lub fujarkach.
Do Blackmill dotarliśmy wczesnym rankiem. Zima zaprowadził mnie do miłej gospody, gdzie wykupiłam pokoje na dwie noce. Zostawiliśmy konie w stajni. Postanowiłam zwiedzić Blackmill i uczynić pewne zamiany w bagażu. Zima niejednoznacznie oznajmił, że moje rzeczy nie nadadzą się na północy.
– Zamarzniesz w tym – stwierdził. – I chyba nie masz zamiaru jechać dalej w sukni?
Westchnęłam i ruszyłam na rynek. Zima chodził za mną jak jakiś złowrogi cień, nie zdejmując dłoni z rękojeści miecza.
Niestety, miałam pecha. Otwarto tylko jeden stragan, do tego z nożami i scyzorykami. Noże mnie nie interesowały.
Blackmill to śliczne miasteczko. Bardzo chciałam je zwiedzić, jednak spotkało się to ze sprzeciwem mojego przewodnika.
– Dlaczego nie? – zapytałam błagalnie. Zima pozostał niewzruszony.
– Jeśli cię naprawdę szukają, to zapewne wici puszczono także w Blackmill – przypomniał bezlitośnie.
– Ale... To jest śliczne miasteczko... Naprawdę... A ja chciałam przeżyć przygodę...
– Uciekać przed pościgiem? Mogę cię zapewnić, że to nie jest zbyt przyjemne doświadczenie.
– Skąd wiesz? – zapytałam nagle nieufnie. Zima wzruszył ramionami.
– Bywało i tak – odparł tonem w stylu „koniec tematu”.
Cofnęłam się, wystraszona. A jeśli to zbieg? Albo morderca...
Nagle odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na oślep, byle dalej od Zimy. Wtedy wpadłam na jakiegoś mężczyznę...
Bogowie, a jeśli on usłyszał naszą rozmowę?!

<Jericho?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz