Zaśmiałem się. Piękna sytuacja. Spotykam pięknego księcia z bajki, w środku lasu, a okazuje się bandytą. Potem z nikąd pojawia się zagrożenie, które zmusza mnie do ucieczki z Zimą, który może mnie zabić. Uroczo. Pośpiesznie osiadłałem Płoszkę. W przeciwnym razie, uciekła by mi zaraz, ratując siebie. Chwilę potem dogoniłem mężczyznę.
-Czyli jednak.- mruknął uśmiechając się złośliwie.
-Nie jestem zbyt asertywny.- posłałem mu uroczy uśmiech. Prychnął z pogardą i popędził konia. Zachichotałem, za co odwdzięczył mi się wzdychając ciężko, co miało być ukazaniem jawnego załamania moją osobą. Jechałem dalej. Płoszka najchętniej pocwałowałaby w przerażeniu, ale ja, jako jakiś kretyn który specjalnie daje jej dodatkowy balast, nie pozwalałem na to. Ciężkie kroki zdawały się być coraz bliżej. Słyszałem już ponure oddechy zwierza. A może to tylko moje chore urojenia, wykształcone przez wyobraźnie. Z całej naszej "czwórki" tylko Zima wydawał się przejawiać całkowicie odanowanie. Chłodne opanowanie. Uczucia zmrożone i zatrzymane na jednym. Chłodnym skupieniu i powadze. Może stąd to przezwisko.
<Siergiej? a gdzie niedźwiedź?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz