wtorek, 22 kwietnia 2014

Od Jericho, Quest 4

Trzask gałązki przerwał błogą ciszę. Stanąłem, po czym spojrzałem pod nogi. Znów stąpam nieuważnie. No cóż, pewnie dlatego rzadko poluję. Ruszyłem dalej. Wielobarwne liście szeleściły cicho wprawiane w ruch przez delikatny wietrzyk. Teny znów gdzieś zniknęła, a znając ją, to pewnie wróci późno w nocy. Tak więc szedłem sobie dróżką w gaju poszukując grzybów. Niezbyt rozsądnym posunięciem było wysłanie mnie po nie, gdyż kompletnie się na tym nie znam, jednak tylko spróbuj sprzeciwić się tej małej "pani domu". Najwyżej będzie miała trochę roboty z wybieraniem tych jadalnych grzybów. Nagle mój wzrok przykuła niewielka sterta liści. Podszedłem do jakżeż podejrzanego miejsca i szturchnąłem stertę kijkiem. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym strąciłem liście z dorodnego borowika... To znaczy chyba borowika, gdyż ja się na tym nie znam.
- Tutaj się ukryłeś, cwaniaczku- zaśmiałem się.- Nic mi nie odpowiesz? W takim razie zabieram cię ze sobą...
Rozmowa z grzybem... Genialnie. Chyba naprawdę potrzebują jakiegoś towarzystwa, bo z siostrą raczej sobie nie porozmawiam. Nagle do mych uszu dotarł śpiew... I to nie byle jaki śpiew! Piękny, niepowtarzalny śpiew porównywalny do świergotu słowika czy też... Chwila, o czym ja do cholery gadam!? Ruszyłem więc w stronę źródła dźwięku zupełnie zapominając o zbieraniu grzybów. Z każdym krokiem śpiew stawał się coraz bardziej wyraźny, jednak nadal nie rozumiałem słów. Były chyba w jakimś obcym mi języku. Przykucnąłem w krzakach na skraju polany i wychyliłem lekko głowę. Omiotłem wzrokiem cały teren. Moją uwagę natychmiast przykuła młoda dziewczyna w zwiewnej, białej sukience z wiankiem kwiatów na głowie. Zbierała jagody do koszyka. Powoli wyszedłem z krzaków. Nieznajoma była najwyraźniej zbyt pochłonięta zbieraniem jagód i śpiewaniem, gdyż nie zauważyła mnie.
- P...przepraszam...- zacząłem. Dziewczyna natychmiast poderwała się na równe nogi i cofnęła kilka kroków w tył nie przestając śpiewać. Nieco zdziwiony jej zachowaniem spytałem:
- Coś nie tak?
Nieznajoma powoli zaczęła się wycofywać. Zrobiłem krok w jej stronę, a ona ku memu zaskoczeniu ruszyła biegiem w głąb gaju. Bez chwili namysłu ruszyłem za nią. Biegliśmy tak pomiędzy drzewami, przedzierając się przez chaszcze i przeskakując nad pniami i kamieniami, co dziewczyna robiła z gracją i niebywałą łatwością. Mimo, że dystans pomiędzy nami coraz bardziej się powiększał śpiew nie ustawał i nadal nie słyszałem nic prócz jego. Nagle nieznajoma zniknęła mi z oczu. Zdyszany stanąłem. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie drzewa i gęste krzaczory, ale nigdzie drogi powrotnej. Ruszyłem więc w bliżej nieokreślonym kierunku z nadzieją, że jakimś cudem wrócę do spokojnego Blackmill. Snułem się tak po gąszczu i zawsze kiedy myślałem, że już jestem blisko odnalezienia drogi wracałem w to samo miejsce. W dodatku ta melodia, która z każdą chwilą irytowała mnie coraz bardziej nadal docierała do mych uszu.
- Szlag by to!- zawołałem, po czym kopnąłem niewielki kamień, który jeszcze przed chwilą spokojnie leżał obok mojej nogi. Odleciał kilka metrów i zniknął za ogromnym głazem... Właśnie, w tamtą stronę jeszcze nie szedłem! Ostatkiem sił ruszyłem w tamtym kierunku. Za głazem rosły oczywiście gęste krzaczory, bo jakżeż by inaczej!? Bez zastanowienia zacząłem się przez nie przedzierać. Z trudem brnąłem przed siebie co chwila zahaczając o ostre kolce raniąc tym samym twarz i drąc sobie ubranie. Po chwili zorientowałem się, że śpiew staje się mocniejszy. Wyszedłem na polanę, na środku której znajdowało się krystaliczne jezioro. Stanąłem na jego brzegu i spojrzałem na swoje odbicie. Moje policzki pięknie zdobiły krwiste pręgi... Cudownie, tego właśnie potrzebowałem! Już miałem kontynuować poszukiwania drogi do Blackmill, kiedy zorientowałem się, że nie jestem tu sam. Po drugiej stronie jeziora stała czarnowłosa dziewczyna, którą spotkałem na polanie, a wraz z nią smukła blondynka i nieco pulchniejsza szatynka. Wszystkie trzy były wysokie, a w każdym bądź razie znacznie wyższe ode mnie. Śpiewając tą irytującą pieśń spoglądały w moją stronę.
- N...nie wiecie może którędy do...- zacząłem, jednak nie dane mi było skończyć, gdyż jedna z niewiast znalazła się właśnie tuż przede mną. Odebrało mi mowę i całkowicie sparaliżowało. Nie przestając śpiewać nieznajoma położyła dłoń na moim czole nadal wpatrując się we mnie swymi błękitnymi oczyma...
Trzask! Chlup! Poderwałem się do pozycji siedzącej. Dopiero po dłuższej chwili doszło do mnie, że właśnie siedzę cały przemoczony na podłodze. Otarłem twarz rękawem i podniosłem wzrok. Nade mną stała Tennille z wiadrem, z którego kapała woda. Czy ona nie może budzić mnie w normalny sposób!?
- Już wstaję...- mruknąłem, po czym niechętnie podniosłem się z ziemi. Przeciągnąłem się. W tej samej chwili siostra wepchnęła mi do rąk karteczkę. Lekko zdziwiony spojrzałem na nią i zabrałem się za czytanie. Po zakończeniu czynności chciałem ją o coś spytać, jednak nie było jej już w pomieszczeniu...

< CDN >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz