Srebrne Usta. Ciekawie, nie powiem. Jakiś poeta, bard albo inna zaraza.
– Co tu porabiasz, Zima? – gadał tymczasem Srebrnousty. – Ja, na przykład, jechałem tędy absolutnym przypadkiem. I złapała mnie ta okropna ulewa. Psia pogoda, nie ma co! Nienawidzę jesiennej szarugi, jest tak zimno i nieprzyjemnie. Wiosna i lato na przykład to zupełnie inna bajka! Jest wtedy tak pięknie, zupełnie inaczej...
Zauważyłem, że bard coś dziwnego robi z ręką. Jakby co chwila się upewniał, czy jest uzbrojony. Dziwny człowiek. Osobiście postanowiłem się nie maskować i cały czas trzymałem rękę na rękojeści miecza. To nie była bezpieczna okolica, te lasy wokół Norham.
– Gdzie teraz jedziesz, Zima? Ja tam nie wiem, może do Wellmor albo Sunvalley... – Srebrne Usta ciągłą paplaniną chyba próbował ukryć zdenerwowanie. Cały czas czujnie śledził moje ruchy. – No? Gdzie jedziesz?
– Do Newford – odparłem spokojnie.
– Ooo, słyszałem, że tam już się niebezpiecznie robi. Niedźwiedzi coraz więcej, wilków też. No, i słyszałem, że jakieś zbiry się tam osiedliły w którymś opuszczonym zamku, jak im tam było...
– Szkarłatne Kwiaty? – podpowiedziałem usłużnie.
– Tak, tak! Porywają, grabią, gwałcą, kradną, biją, piją... – wyliczał z szybkością procy.
– A to się jełopy rozzuchwaliły, bladź ich mać – przerwałem mu cicho. – W sumie... Rogozin awanturuje się w Greensilver, ja wyjechałem do Blackmill...
– Ty... Ty... znasz... ich...? – Srebrnousty się wyraźnie zaniepokoił.
– Tak, właśnie do nich jadę.
<toś się Nico wkopał ;D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz