środa, 9 kwietnia 2014

Od Siergieja, C. D. Sheilrys

– Tak, tak, szukajmy zatrudnienia u ludzi uczciwych – powtórzyłem z ironią. – Tylko powiedz mi, kto uczciwy potrzebuje najemników?
– Jakaś wioska... Albo tam, gdzie są smoki...
– Czyli gdzie, Rogozin?
Mężczyzna zamilkł i westchnął.
– A masz jakiś lepszy pomysł, Zima? Potrzebujemy forsy. Pil-nie.
– A może... Może sprzedamy dziewczynę? – zaproponował ktoś cicho. Rogozin chwilę się zastanawiał.
– Niezła myśl. Ale komu?
– Na południu są targi niewolników...
– Wspaniały pomysł. Handlarze niewolników, to dopiero uczciwi ludzie – parsknąłem.
Nagle wtrącił się Miszka.
– Może najpierw dajmy jej coś do jedzenia? – zaproponował nieśmiało. – Chyba się obudziła, sprawdzę...
I zanim którykolwiek z nas zdążył w zareagować, chłopak zerwał się z miejsca i wystartował do branki. Rogozin uśmiechnął się znacząco. Zakochany Miszka.
Po chwili chłopak wrócił, dumny jak paw, odkroił solidny kawał pieczeni i w podskokach pobiegł do dziewczyny.
– Możemy ją po prostu oddać władzom miasta – zasugerowałem. – Mogą jej szukać także gdzie indziej... Kradła w Goldencoast, to kto wie, czy nie słyszano o niej i w Wellmor?
– Wellmor, Wellmor... Ty to masz łeb – pochwalił mnie Rogozin. – Może król będzie nas potrzebował... Kto wie?
Chwilę jeszcze milczał, po czym groźnie oznajmił:
– I niech któryś spróbuje ją tknąć!

***

– Jutro z samego rana wyruszamy do Wellmor – poinformowałem brankę, kulącą się pod kocem. Nie zareagowała.
– Jak właściwie masz na imię? – zapytałem. – Nie pytam z ciekawości, możesz powiedzieć cokolwiek. Będzie łatwiej się komunikować.
– Visp – odezwała w końcu niepewnie.
– Zima. Miło mi – odpowiedziałem sucho, odwracając się i zostawiając ją na pastwę Miszki. Temu od razu włączył się słowotok.
Wyjąłem z torby szczotki i podszedłem do Siwego. Podniósł łeb i nieufnie mnie obserwował.
– Cii, Siwy – wymruczałem uspokajająco, kładąc mu rękę na kłębie. Koń prychnął i się cofnął. Kręcił się niespokojnie, gdy usiłowałem go wyczyścić. Raz spróbował mnie ugryźć, ale zdążyłem uciec z ręką.
– Siwy, zarazo, stójże wreszcie – powtarzałem z irytacją. Ten spojrzał mi śmiało w oczy. Tak, spojrzał. Swoją drogą, ten koń z dnia na dzień coraz bardziej przypomina mi człowieka.
Visp zza półprzymkniętych powiek śledziła nasze poczynania, po czym cichutko powiedziała...

<Sheila? Mam nadzieję, że jakoś wykorzystasz swoją „delikatną rękę do stworzeń” c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz