Powolne, ostrożne kroki mojego konia utwierdziły mnie w przekonaniu, że
ktoś mnie śledzi. Słyszałem co jakiś czas łamane gałęzie kilkanaście
metrów z tyłu. Zaczynało mnie to już powoli denerwować. Jeżeli ktoś mnie
śledził to mógł się bardziej postarać. Opal - koń pożyczony z jednej ze
stajni w Cartown, stanął cicho czekając na mój znak. Lewą rękę
położyłem na mojej prawej piersi i czekałem na odpowiedni moment i
wyciągnąć miecze. W ułamku sekundy skrzyżowałem ręce nad głową i
sięgnąłem po broń. Delikatnie klepnąłem Opala wprawą łopatkę. Nauczony
przeze mnie wierzchowiec skręcił mocno w prawo odwracając się wprost do
napastnika, a raczej szpiega. Okazało się, że szpiegiem nie był żaden
groźny wojownik, właściwie to nawet nie był to człowiek.
Po środku leśnej drogi, którą jechałem stał brudny koń. Nie można było
się zorientować jaki ma właściwie kolor. Jego sierść była posklejana od
błota i deszczu. Miał czarne, zmęczone oczy. W grzywę wplątały mu się
gałęzie i suche liście, a ogon był tak splątany, że nie można było
określić jaką ma długość. Były tak także przeróżne kolce i i rzepy.
Zwierzę jednym słowem oddawało obraz udręki i nędzy.
- Koń? - zapytałem podnosząc jedną brew. Miałem zamiar spotkać
groźniejszego przeciwnika. Westchnąłem i schowałem miecze. Zeskoczyłem z
mojego wierzchowca i powoli podszedłem do bezpańskiego konia.
Na jego ciele widniało wiele ran. Większość to głównie niegroźne
zadrapania, ale parę było naprawdę poważnych. Z piersi konia wystawał
kawałek drewna otoczona mokrą od krwi sierścią. Dotknąłem delikatnie
szyi zwierzęcia i zjechałem jej dół łagodnie mówiąc do ogiera.
- Ładnie się urządziłeś - syknąłem, gdy zauważyłem, że rumak kuleje.
Nie mogłem go tam zostawić. Może wyglądał jak przybłęda, ale
wiedziałem, że posiadanie własnego konia było by dla mnie dużo
wygodniejsze niż szukanie osób, które wypożyczają konie za niepotrzebnie
zmarnowane pieniądze. Więc wziąłem go ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz