-Ehh- spojrzałem na otaczające mnie dziewczyny. Cholera, to już druga godzina. Głowa mi pęka. Trzeba się zmyć- właściwie... to... Hmmm..-jąkałem się jak debil. Akurat dzisiaj nie chciało mi przyjść nic porządnego do głowy.
-Toaleta?- zapytała. Zauważyłem w jej oczach iskierki rozbawienia. Wybawienie!- Pozwoli, że zaprowadzę.
Mimo protestów moich nowych koleżanek, które o mały włos nie zdarły ze mnie ubrania starając się mnie zatrzymać, udało mi się wyrwać. Szedłem za dziewczyną, a kiedy weszliśmy w mały korytarz, oparłem się o ścianę zamykając głosy.
-O matko, dziękuję. Masz moją wdzięczność na zawsze- powiedziałem z ulgą.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Nie martw się, codziennie ktoś przeżywa w tym miejscu coś takiego.
-To powinno być karalne- pokręciłem głową. -Dwie godziny! I im się nie nudzi.
-Nigdy. Dzień w dzień, jak długo pamiętam- odparła.
-Christopher, tak w ogóle- uśmiechnąłem się i podałem jej dłoń.
-Gwendolyn.
-Ładne imię. Niespotykane- rzuciłem komplementem.
-Miło mi, dziękuję- staliśmy chwilę w ciszy. -Tu są tylne drzwi, chcesz, to możesz tędy wyjść.
-Mądrze- skinąłem głową. Otworzyłem drzwi, wyglądając na zewnątrz. Odwróciłem się jeszcze raz w stroną Gwendolyn. -Dziękuję i do widzenia- rzuciłem. Uniosłem dwa palce prawej dłoni- wskazujący i środkowy- do ust i uczyniłem pospieszny gest w jej stronę. Zanim się odwróciłem, zauważyłem, że z uśmiechem kręci głową.
Udałem się zatłoczoną ulicą, w poszukiwaniu kowala.
<Gwendolyn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz