niedziela, 26 stycznia 2014

Od Christophera, C. D. Gwendolyn

Myślałem szybko o wszystkich "za" i "przeciw", jednak błagalny wzrok Gwen był silniejszy. Westchnąłem.
-Pojedziesz ze mną. Tylko proszę cię, żebyś ograniczyła samowolę, dobrze?
Skinęła głową.
Chwilę później zamknęliśmy drzwi i wsiedliśmy na konia. Siedziałem z przodu, ściskając wodze. Gwendolyn usadowiła się za mną. Trzymała się tylnego łęku siodła.
Mimo jakże poważnej sytuacji, mimowolnie zacząłem się śmiać.
- Złap mnie- próbowałem się opanować, ale zachowanie dziewczyny rozśmieszyło mnie tak, jak nic od dłuższego czasu. -Będziemy mogli jechać szybciej, uwierz.
Niechętnie objęła mnie w pasie.
-No- spiąłem konia- Ruszajmy.
Wierzchowiec przeszedł ze stępa w kłus.
Wiedziałem, że tamci ludzie nie mają koni. Południowcy nienawidzą ich i unikają jak ognia. Jednak teraz mają Elisabeth i tego się trzymajmy.
Wyjechaliśmy z miasta głównym szlakiem. Byłem niemal pewny, że szli właśnie tą drogą.
Nie myliłem się. Po może pół godzinnej jeździe, zauważyliśmy ludzkie cienie, idące kawałek przed nami.
Ściągnąłem wodze, zmuszając konia do stępa. Zsiadłem, podając wodze Gwen.
-Co ty robisz?- zapytała.
-Posłuchaj- zacząłem szeptem. -Podejdę do nich i...- zamilkłem. I co?- I nie wiem, cholera. Ale podjedziesz, zgarniesz Ellie i odjedziecie.
-Ale...
-Gwendolyn, to nie jest pytanie.
Uśmiechnąłem się pełny wątpliwości i ruszyłem przed siebie biegiem.

<Gwendolyn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz