poniedziałek, 20 stycznia 2014

Od Christophera

Szedłem przed siebie, nie myśląc o niczym. Przeszłość? Wolę nie myśleć. Teraźniejszość? Zanudza monotonnością. Przyszłość? Jeszcze jej nie ma.
Trawa szeleściła pod moimi nogami, widziałem tyle, na ile pozwalał zmoknięty kaptur płaszcza.
Kierowałem się w stronę  Abertown. Sam nie wiem po co. Tylko tyle, że potrzebowałem naostrzyć miecze i kupić nową zbroję.
Marsz jest cholernie nudny, zwłaszcza kiedy próbujesz odgonić nadchodzące zewsząd myśli.
Na moje szczęście po blisko godzinie dotarłem do bram miasta.
Gdy się otwarły, zobaczyłem zupełnie inny świat. Nad uliczkami porozwieszane były płachty, które zatrzymywały deszcz, więc miasto tętniło życiem. Ja jednak byłem zmarznięty i głodny, postanowiłem więc wejść do gospody.
Zdjąłem kaptur. Zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo się wyróżniam od kolorowych i beztroskich mieszkańców miasta. Cały ubrany na czarno, z kuszą na plecach i mieczami u pasa. Na dodatek przemoczony do suchej nitki. Ściągnąłem płaszcz i odwiesiłem go na wieszak.
Od razu ściągnąłem na siebie spojrzenia innych, jednak zainteresowanie moją osobą szybko minęło. Zamówiłem coś ciepłego i zająłem stolik pod oknem. Wyprostowałem nogi i przeciągnąłem się.
Od razu usłyszałem chichoty dziewczyn, które siedziały niedaleko.
Jak podejrzewałem, chwilę później dosiadły się do mnie, plotąc głupoty i przymilając się jak tylko mogły.
Zacząłem śmiać się z nimi. Nic nie mogę poradzić, kiedy widzę ich wymuszone trzepotanie rzęsami i nienaturalnie szerokie uśmiechy.
-Czy wy zawsze traktujecie tak podróżnych?- zapytałem pociągając łyk gorącego napoju.
-Nie, tylko tych specjalnych- powiedziała nadzwyczajnie chuda i blada dziewczyna. Mogłaby być naprawdę ładna, gdyby nie wyglądała tak niezdrowo.
Zaśmiałem się, zaczynając się krztusić. Moje towarzyszki oczywiście pospieszyły mi z pomocą, co zbudziło tylko kolejną salwę śmiechu.
-Dobra, dobra! Zostawcie mnie już- powiedziałem unosząc ręce do góry.
-Nie możemy, mogłoby ci się coś stać- pisnęła jedna.
Kolejne zaraz zaczęły jej wtórować. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jak życie w mieście zmienia ludzi.
Zauważyłem przechodzącą obok kobietę. Różniła się od tych szczebioczących dziewuszek, z którymi siedziałem jak ogień i woda.
Niezaprzeczalnie była młoda, być może nawet w ich wieku. Miała jednak dojrzalsze, poważne spojrzenie.
Prychnęła z irytacją spoglądając na mnie i moje chichoczące towarzyszki. Zobaczymy jak długo.
-Co?- zapytałem z najbardziej czarującym uśmiechem, na jaki mogłem się zdobyć- Zły dzień? A może zazdrość?

<Gwendolyn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz