sobota, 25 stycznia 2014

Od Sensitive, C. D. Anny

Utkwiłam wzrok w Annie. Zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić. Po tym, co usłyszałam od Addara znów powróciły wspomnienia, jednakże tym razem ze zdwojoną siłą. Mała, niepozorna dziewczynka. Mieszkanka ulicy, a owa opiekunka rządziła się własnymi prawami. Kradzieże, ucieczki, bijatyki... Życie wręcz porównywalne do życia bezdomnego psa. I wtedy, kiedy nadzieja na lepsze jutro zupełnie odeszła, zniknęła niczym błyszcząca gwiazda nocą zasłonięta przez chmury, pojawił się on... Staruszek o białej niczym mleko, długiej brodzie i zgarbionej sylwetce, pojawiający się niczym anioł zstępujący na ziemię, przez ludzi często zwanej piekłem. Wyciągnąwszy swą pomarszczoną dłoń, z ciepłym uśmiechem na ustach oferuje pomoc... Pomoc, której to nieufne, skrzywdzone przez życie dziecko od tak dawna potrzebowało... Czy nie jest to czymś pięknym? Czymś niesamowitym, wspaniałym, bohaterskim... Bo dla czarnowłosej takim właśnie było... 
- Anno...- zaczęłam. Dziewczyna spojrzała mi w oczy. Wahałam się, ale musiałam to zrobić... Wszystko zaczęło się układać w jedną, spójną całość. Ten złoty smok, pożar, dlaczego Mike tak bardzo chce zdobyć tą łuskę, a także Annę...
- Anno, ja też jestem naznaczona.
Anna spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- J... jak? Od kiedy?
Te kłamstwa już nic nie dadzą, muszę powiedzieć prawdę...
- Nie pamiętam moich rodziców. Matka zmarła tuż po moich narodzinach, a ojciec kilka lat potem. Wychowała mnie ulica, a także wszelkie przykrości i przeszkody, które życie stawiało na mojej drodze. By przeżyć musiałam kraść. Nie zawsze jednak to się udawało. Nie raz kończyłam pobita w ślepym zaułku pomiędzy kamiennymi domami. Mimo, że czekałam na czyjąś pomoc, ona nigdy nie nadchodziła. Ludzie jedyne co robili, to przechodzili obojętnie, lub kątem oka patrzyli na moje nieszczęście. Minęło trochę czasu. Ile to miałam wtedy lat? Dziewięć? Dziesięć? Całkiem straciłam nadzieję na lepsze życie. Doszłam do wniosku, że jeśli ktoś wiedzie beztroskie, spokojne życie, ktoś inny musi wycierpieć więcej, by zachować równowagę. Z dumą zaczęłam nosić to brzemię, brzemię bólu. W oczach innych byłam żałosną gówniarą, a w swoich? Bohaterką, dzięki której w tej chwili ktoś może wygrzewać się przy piecu na miękkim fotelu, opatulony ciepłym kocem i nie myśleć o problemach. Pewnego, deszczowego wieczoru po raz kolejny zbierałam się po następnej nieudanej próbie zaspokojenia głodu. Wtedy właśnie pojawił się ktoś, kto obudził we mnie uczucie, które już dawno we mnie umarło. Coś, co pcha nas do działania, dzięki czemu zapominamy o naszych troskach, problemach, przestajemy bać się nocnych koszmarów, śmierci... Czy nazwałabym je miłością? Możliwe... Ale czy rzeczywiście była to ona? Tego nawet ja już nie wiem. Wszystko w końcu się kończy, a ta znajomość nie była wyjątkiem. Staruszek zwał się Aldred. Dał mi dom, rodzinę i to złudne poczucie bezpieczeństwa. Nie byłam jego jedynym współlokatorem. W niewielkiej izbie mieszkał także chłopak o złocistych włosach. Przyjazny, miły, troskliwy... Zupełnie jak Aldred. Czasem zastanawiałam się, czy nie są ze sobą spokrewnieni. Było tylko kwestią czasu kiedy ja i Mike staniemy się przyjaciółmi. Po za naszą trójką w domu mieszkała jeszcze jedna osoba, Grace. Hah, osobliwym zwyczajem było wpuszczanie konia do domu, ale nikt nie powiedział, że byliśmy zwyczajnymi ludźmi. Minęło sześć lat. Miałam ich wtedy bodajże szesnaście, a Mike dziewiętnaście. Grace miała się wkrótce oźrebić... Wtedy właśnie wszystko się zaczęło. Był zwyczajny, ciepły wieczór. Z racji, że mieszkaliśmy za miastem panowała całkowita cisza. Tego dnia nawet ptaki nie śpiewały, jak gdyby wiedziały, co zaraz nastąpi. Aldred robił coś w domu, a ja wraz z Mike`iem wybraliśmy się na spacer do lasu. Nagle poczuliśmy zapach dymu. Mike wdrapał się na drzewo by móc lepiej widzieć. Zamarł. Dołączyłam do niego, a kiedy moje oczy spojrzały w tamtym kierunku omal nie spadłam z drzewa. Tam, gdzie kiedyś znajdował się nasz dom teraz były jedynie płomienie. Nad nimi kręgi zataczał złocisty smok. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam się obudzić, przekonać się, że to tylko zły sen... Po kilku dniach od tego zdarzenia, kiedy  pożar ustał udaliśmy się na miejsce. Widok był straszny. Nic nie zostało. Sam popiół, jakby dom, który jeszcze niedawno tu stał nigdy nie istniał. Jakby wszystkie chwile, które razem ze staruszkiem spędziliśmy w tej niewielkiej chacie nigdy nie miały miejsca. To było okropne... Zapytałaś mnie jak zostałam naznaczoną. Szczerze mówiąc, to sama do końca nie wiem. Po tygodniu zaczęłam mieć bóle karku. Czułam jakby ktoś przykładał mi tam rozżarzone kamienie. Niedługo potem zorientowałam się, że stałam się naznaczoną. Nic nie powiedziałam Mike`owi. Od tego wydarzenia bardzo się zmienił. Stał się cichy, wiecznie zamyślony... To jednak nie był koniec mych problemów. Po następnych kilku dniach odnaleźliśmy karego źrebaka z przyczepioną karteczką- "Poznajcie Tanukę. Grace nie może już się nim zająć, dlatego zostawiam go pod waszą opieką". Wtedy właśnie Mike zauważył moje znamię. Wściekł się. Po części dlatego, że nic mu nie powiedziałam, a po części dlatego, że sam chciał zostać naznaczonym. Nasze drogi rozeszły się. On trafił do zamku, a ja z powrotem na ulicę. Kiedy jego reputacja rosła, ja staczałam się coraz bardziej. Byłam przepełniona bólem, nienawiścią i smutkiem. Poprzysięgłam sobie, że już nigdy nikomu nie zaufam, już zawsze będę radzić sobie sama. Doszłam do wniosku, że żeby przeżyć w tym świecie trzeba polegać wyłącznie na sobie. W tym świecie przepełnionym egoizmem i nienawiścią. Moim jedynym kompanem był Tanuka. Mimo wszystko w moim sercu dalej czułam coś do chłopaka. Mimo, że wciąż powtarzałam sobie, że jest nic niewartym śmieciem, jakaś cząstka mnie chciała znów go spotkać, przytulić się, powiedzieć jak bardzo tęsknię... Minęło kilka lat. Na koncie miałam już całkiem sporo przestępstw. Już nawet zaczęli rozwieszać za mną listy gończe. Zawsze udawało mi się uciec, jednak tego dnia szczęście mi nie dopisało. Trafiłam do lochu w zamku, gdzie znajdował się Mike. Za moje wybryki wyznaczono mi karę śmierci. Tej nocy nie mogłam zasnąć. To był mój koniec. Za kilka godzin miała nastąpić egzekucja. Wtedy właśnie pojawił się on... Zupełnie jak Aldred te dziesięć lat temu. Uwolnił mnie. Jaka ja byłam wtedy szczęśliwa. W imię naznaczonego ogniem ślubowałam mu służbę do końca życia...
- To dlatego go chronisz?- spytała Anna.- Chodzi o to ślubowanie?
- Nie- odpowiedziałam.- Mike odrzucił propozycję. Mimo wszystko postanowiłam chronić go choćby za cenę życia, wykonywać każdy, nawet najgłupszy rozkaz...- utkwiłam wzrok w podłodze. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Czułam wstyd, straszny wstyd...- Dziś jednak złamałam tę obietnicę... Anno- zwróciłam się do dziewczyny.- Jeśli chcesz, zabij mnie. Nie będę się opierać.

< Anno? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz