poniedziałek, 3 lutego 2014

Od Mercera

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a jego ostatnie promienie oświetlały ciemne wnętrze obskurnej, cuchnącej karczmy. Wszędzie snuły się podejrzane typy, kurwy, czy pijani w trupa faceci. Oparłem się o krzesło i z ciemnego kąta Sali przyglądałem się wszystkim gościom. Zapaliłem fajkę i wsadziłem ją do ust. Wreszcie się ukazał. Do środka wszedł niezbyt wysoki, ale umięśniony typ o twarzy zarośniętej gęstą czupryną i brodą. Spomiędzy włosów błyszczały bystre, piwne oczy. Facet utykając na jedną nogę podszedł do wolnego stołu. Zaraz podeszła do niego ładniutka kelnerka. Zamówił coś i przeleciał wzrokiem po ludziach dookoła. Siedziałem za nim, więc nie widział, że gapię się na niego przez cały czas. W mojej głowie kotłowała się wizja zarobionych, upragnionych pieniędzy. Kelnerka przyniosła Kulawcowi talerz z jakimś odpychającym żarciem i kufel kwaśnego, przypominającego szczyny piwa. Mój cel zaczął łapczywie jeść. Gdy osuszył kufel i opróżnił talerz wstał, zapłacił i ruszył do drzwi. Również się podniosłem i wyszedłem rzucając kobiecie monetę za wcześniejszy posiłek. Narzuciłem na głowę kaptur i idąc blisko budynków ruszyłem za Kulawcem. Ciągnął za sobą nogę. Byłem pewien, że facet mnie nie widział. Doskonale. Czekałem, aż wreszcie dowlecze się do miejsca, które będzie idealne do ataku. Zbliżaliśmy się. Zwinnie jak kot wskoczyłem na dach jednego z budynków i ostrożnie przykucnąłem na jego krawędzi. Moja ofiara skręciła w jedną z alejek pomiędzy księgarnią, a szewcem. Był tuż pode mną. Zacisnąłem dłoń na sztylecie, adrenalina gwałtownie skoczyła. Przygotowałem się do skoku. Otwarłem szerzej oczy, gdy poczułem jak nie wiadomo skąd tuż za mną pojawiła się jakaś postać, która chwyciła mnie za gardło i pociągnęła do tyłu. Miałem ochotę wrzeszczeć. Taka okazja zmarnowana przez… właśnie, kogo?
Odwróciłem się ze wściekłością na twarzy patrząc w oczy obcej mi osoby.
<ktokolwiek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz