„Ludzie na koniach z pochodniami przemierzali las. Pośpiech był wskazany. Wciąż słyszałem ich głosy, aż w końcu znaleźli to czego szukali. Po lesie rozległ się wrzask, po nim nastąpił płacz i zawodzenie. Skradanie było już teraz niepotrzebne, rzuciłem się biegiem w tamtą stronę. Za późno. Ich już nie było. Na polanie siedziała już tylko młoda druid, podtrzymująca zakrwawione ciało. To ciało to była… Pobiegłem do nich. Moja żona, dlaczego? Ogarnął mnie gniew.
-Zabiorę cię stad –powiedziałem.
-Szukaj innych- odrzekła mi od kaszlując krwią. –Potrzebują Cię bardziej.
Po lesie znów rozniosło się echo krzyku. Musiałem ją zostawić umierającą, choć tego nie chciałem. Ona jednak nalegała bym szedł. Tak też uczyniłem. Biegłem dalej przez las mając wciąż przed oczami widok zakrwawionego ciała mojej żony. Ledwo powstrzymałem się od łez. Kiedy w końcu udało mi się odnaleźć grupę młodych druidów, walczyli wytrwale z ludźmi. Dołączyłem do nich, by pomóc. Musieliśmy bronić osłony. Niewielu nas było. Zaledwie garstka, przeciwko oddziałowi wojowników działających pod rozkazami króla. On zaś tchórz stał na uboczu chroniony przez swoją gwardię. Nie mogłem pojąć jak gniady koń może nosić jego tyłek. Nie rozumiałem tego. W walce zaczęła przemawiać przeze mnie czysta nienawiść. Chciałbym pozbyć się tego uczucia, jednak nie potrafiłem. Walka była zacięta, wielu wojowników już upadło i ich król postanowił uciec z pola walki. Bez dowódcy wojsko było rozproszone i udało się je przegnać z lasu. Zapłaciliśmy za to jednak wielką cenę. Wielu z naszych odeszło, a z wśród nich była moja żona. Jeszcze raz ujrzałem ją w krwi, umierającą…
Wtedy obudziłem się z tego snu. Zbyt często to się zdarzało. Wokoło mnie panowała ciemność. Kołdra leżała na ziemi. Nie wiedziałem dlaczego to wspomnienie wciąż powraca. Nie potrafiłem zapomnieć tego co się wtedy stało. Z przyzwyczajenia wyszedłem po schodach na samą górę i zajrzałem do pokoju mojego syna. Mimo iż zniknął już trzy noce temu, pokój wyglądał tak jakby nie wychodził z niego w ogóle. Po podłodze walały się papiery i pędzle. Oprócz nich od czasu do czasu zdarzało mnie się wdepnąć w plamę farby, albo kawałek węgla. Taki sam bałagan jak zwykle. Zaczynałem się martwić. Zbyt długo go nie było, a Saisie nie udało się go jeszcze znaleźć. Był gdzieś poza barierą i to napawało mnie strachem. Musiałem go jakoś odnaleźć, lecz nie mogłem tego zrobić używając więzi telepatycznej jaka nas łączyła. Zamknął swój umysł przede mną. Musiałem wymyślić coś innego. Zszedłem na dół. Spojrzałem na drzwi i przez chwilę liczyłem, że Esailen do nich zapuka i wróci.
< CD nastąpi >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz