Rok przed wydarzeniami w Undertwood
Sam nie wiem dlaczego, aż tak lubię wychodzić poza barierę. Las wewnątrz jej jest tak samo piękny, jeśli nie piękniejszy. Tyle, że coś każe mi wyjść poza nią, jakaś siła. I ona zawsze ciągnie mnie w głąb terenów, których nie znam. Tak też zdarzyło się wtedy. Jak zwykle starając się opuścić wioskę bez zwrócenia na siebie uwagi co było trudne, biorąc pod uwagę, że nie ma w niej osób nieznajomych i każdy musi przywitać się i zamienić z tobą słowo. I nawet kiedy już uda się przejść przez ten cały rytuał nie można być pewnym, że uda się przejść przez barierę. Jest być może największa przeszkoda, bo rada dokładnie wie kto, kiedy i gdzie ją przekracza. Dlatego, by przejść przez nią bez zwracania na siebie uwagi należy wykorzystać d tego magię, a nie jest to znowu takie proste. Zaklęcie jest skomplikowane, a ilość energii jaka trzeba zużyć ogromna. Dlatego wymyśliłem coś lepszego. Stworzyłem coś na kształt pęknięcia w barierze. Jest to o tyle pomocne, że dużo łatwiej rozszerzyć istniejące już przejście, niż tworzyć nowe. Używając tego sposobu mogłem wyjść za barierę kiedy chciałem. Pęknięcie było prawie niemożliwe do odnalezienia. Bariera ciągnie się przez kilka mil i raczej nikt nie organizuje jej obchodu. Dlatego tak łatwo mogłem wyjść do zewnętrznej części lasu.
Dzień był wtedy ciepły i wietrzny, a że nie zbierało się na deszcz, to nie było przeszkód by wybrać się w niezwiedzone jeszcze części lasu. Kasneir poszedł ze mną jak zwykle. Idąc spokojnie pośród drzew zapatrzyłem się tym razem w grupę saren kryjących się pośród obfitego podszytu i skubiących trawę. Zawsze kiedy patrzę na zwierzęta nie mogę się im nadziwić. Tym razem nie było inaczej. Następnym przystankiem stało się mrowisko, na którego powierzchni, aż roiło się od czarnych robotnic znoszących różne rzeczy do środka. Wtedy mój jeleni przyjaciel postanowił opuścić mnie na chwilę i podążyć w las sobie tylko znanymi ścieżkami. Czasem chciałbym do niego dołączyć i poznać jego własny świat tak jak on poznał mój. Teraz jednak postanowiłem iść wzdłuż strumienia i przyjrzeć się pływającym pod prąd rybom. Ich łuski połyskiwały pod wpływam promieni słońca padających na strumień przez szpary pomiędzy liśćmi. Idąc powoli wzdłuż brzegu postanowiłem przejść na druga stronę, by przyjrzeć się dokładnej nieznanemu mi jeszcze lasowi.
Las po drugiej stronie na pierwszy rzut oka niczym się nie różnił, lecz kiedy przyjrzałem się bliżej zacząłem odczuwać cos dziwnego. Im dalej szedłem ścieżką pomiędzy ustawionymi w dwóch szeregach drzewami, tym silniejsze zdawało się uczucie, że coś jest nie tak. O dodatkowe zdziwienie przyprawił mnie wzór w jakim rosły drzewa. Buk, brzoza, dąb, buk, brzoza, dąb… Było to dosyć interesujące. Niedługo potem lekki wiatr towarzyszący mi przez cały spacer ustał... Co ja mówię, w ogóle nie było żadnego ruchu powietrza. Wszystko zatrzymało się jakby w jednaj chwili, nic nie byłem w stanie usłyszeć. Pomyślałem, że coś za pewne dzieje się ze mną, lecz chyba nie w moim ciele tkwił problem. Całe zjawisko intrygowało mnie i choć chciałbym już wracać, zmusiłem się by iść dalej. Kolory stały się bardzo wyraźne, wręcz zbyt wyraźne. Zdawało mi się jakby zaczęły znikać wszystkie barwy przełamane, a zastępowane były zupełnie czystymi. Drażniło to moje oczy. Świat wyglądał nienaturalnie. Stał się nierzeczywisty. Ścieżka poszerzyła się i ujrzałem przed sobą jaskinię. Wszedłem do niej i nie poczułem nawet strachu. Zagłębiając się do niej dotarłem do czegoś na kształt olbrzymiego pokoju. Pośrodku niego znajdowało się źródło od którego wypływał strumyk. Nieopodal siedziała postać starca. Minęła chwila nim udało mi się w nim rozpoznać jednego z mistrzów.
-Siadaj chłopcze –powiedział.
-Co tutaj robisz mistrzu? –zapytałem, siadając naprzeciw niego.
-Obserwuję –odrzekł spoglądając w źródło. Ja nie widziałem w nim nic więcej niż wodę.
-Co obserwujesz mistrzu.
-Świat, potomku Unodiasa, świat. Obserwuję Ratarów. Czuwam czy nie planują nam zagrozić. Źle byłoby nie wiedzieć o czymś tej wagi.
-Dlaczego tutaj?
-Przez kopułę trudno patrzeć, z potężnej magii jest zbudowana. Z bardzo potężnej, lecz strzec jej trzeba i dlatego oczy mam otwarte i czuwam.
Nic już więcej nie powiedział, więc postanowiłem pozostawić go i nie przeszkadzać mu w jego pracy. Przed jaskinią czekał na mnie już Kasneir. Poszliśmy więc w stronę domu razem, żadne jednak z nas nie miało na to jeszcze ochoty, więc postanowiłem iść na chwilę do mojego drzewa. Tam używając wyłącznie barw czystych postarałem się odwzorować to co widziałem przy jaskini. Do domu wróciłem dopiero następnego dnia rano. Kasneir natomiast pozostał za zaporą i znów włączył się gdzieś po sobie tylko znanych zakamarkach lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz