Deszcz kapał z moich trochę już przydługich włosów. Byłem strasznie zdenerwowany i do tego cały mokry. Chyba nie było miejsca które teraz było suche w mojej osobie. Na domiar złego było mi straszliwie zimno po nieszczęśliwym upadku w kałużę. Marzyłem w tym momencie jedynie o ciepłym piwie i kocu. Przed moimi oczami, na końcu ulicy ukazała się stara karczma. Niemalże biegiem pokonałem dystans dzielący mnie od chaty. Gdy tylko poczułem na twarzy ciepły powiew wydobywający się z karczmy po otworzeniu drzwi, zadrżałem. Na moje nieszczęście wszystkie stoliki były zajęte. Już miałem się udać do baru, aby wynająć pokój na górze, gdy ujrzałem cudowne wolne miejsce tuż przy kominku. Nogi same mnie tam zaniosły nie zwracając zupełnie uwagi na to, że ktoś tam siedzi. Zdjąłem klejący się do mojego ciała płaszcz i opadłem na krzesło. Dopiero po chwili odwróciłem się, aby zobaczyć twarz mojej towarzyszki. Miała ciekawe rysy i mokre, czarne włosy. Byłem pewny, że czuje się podobnie do mnie, więc postanowiłem zagadać.
- Paskudna pogoda, nie? - powiedziałem trochę wesoło mimo mojego stanu.
<Sensi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz