sobota, 22 marca 2014
Od Ellanhore, C. D.
Coś, a raczej ktoś. Moje oczy dostrzegły smukłą postać w czarnej pelerynie. Kiedy zorientowała się, że ją zauważyłam, natychmiast ruszyła biegiem w przeciwnym kierunku. Poderwałam się na równe nogi i wybiegłam z karczmy.
- Ej, gdzie biegniesz!?- usłyszałam głos dziewczyny, ale nie doczekała się ona odpowiedzi. Zarzuciłam na głowę kaptur od peleryny i ile sił w nogach biegłam w stronę postaci. To musiał być on, nie było innej możliwości. Dystans pomiędzy nami zmniejszał się coraz bardziej. Widać było, że mój cel niedługo da za wygraną. Biegliśmy tak przez opustoszałe uliczki Goldencoast. Nie dziwie się ludziom, że nie wychodzili z domów, pogoda była okropna. Zakapturzona postać wbiegła w ślepą uliczkę, a ja zaraz za nią. Uśmiechnęłam się. “Teraz już mi nie uciekniesz”- pomyślałam i wyciągnęłam sztylet. Cel stał obrócony do mnie plecami. Ruszyłam na niego. Już miałam wbić sztylet w jego plecy, kiedy zorientowałam się, że coś mi tu nie pasuje, a chwilę potem rozpłaszczyłam się na kamiennej ścianie jednego z domów. Osunęłam się na ziemię. Sztylet wypadł mi z ręki.
“Jak!? Co się stało!?”. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Nic, pustka. Tylko ja, sztylet i ta cholerna ściana. Wszystko mnie bolało. Nie miałam już siły trzymać głowy w górze, a co dopiero próbować wstać, więc oparłam ją o kamienną uliczkę. Na wpół zamknięte oczy utkwiłam w bliżej nieokreślonym mi kierunku. Nagle poczułam coś ciepłego na sobie. Podniosłam wzrok.
- To ty…- wyszeptałam, a zaraz po tym straciłam przytomność.
***
Promienie słońca poraziły mnie w oczy. Zakryłam je dłonią.
- Jeszcze pięć minut- mruknęłam, po czym przewróciłam się na drugi bok.
- Na pewno? Śpisz już dobrą dobę- usłyszałam znajomy głos. Skoczyłam jak oparzona, ale zaraz tego pożałowałam. Ból jaki przeszył moją głowę był nie do opisania. Syknęłam. Nagle poczułam czyjeś dłonie na czole.
- Trzeba było nie spać w deszczu na ulicy- powiedziała zielonooka- masz gorączkę.
- Nie spałam, tylko się przewróciłam- odparłam i strąciłam dłonie dziewczyny z czoła. Podniosłam na nią wzrok. Tak jak wtedy- z jej twarzy nie znikał uśmiech. Co za irytująca dziewucha.
- Właśnie, nie powiedziałaś mi w końcu jak masz na imię. Ja nazywam się Leithstrenne, ale możesz mi mówić Lei.
- Nie twoja sprawa- burknęłam.
- Ej, ja ci się przedstawiłam. Teraz ty powinnaś to zrobić, tego wymaga zwyczaj…
- Tyle, że mnie nie obchodzi jak masz na imię- przerwałam jej.
- A po za tym, nie powinno się przerywać mówiącemu- dodała zielonooka. Westchnęłam. Chyba zdałoby się zachowywać dobrze, w końcu jestem chora i nie mam się gdzie podziać…
- Ellanhore- mruknęłam.
- Oh, El… Elan… Elano… Ach, mogę ci mówić Ela?
- Nie!- zawołałam natychmiast. Dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała na mnie. Westchnęłam.
- Wolę jak używa się mojego pełnego imienia- powiedziałam w końcu. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dobrze, tylko powtórz jak brzmi.
- Ellanhore.
- Postaram się zapamiętać- odparła radośnie dziewczyna. Najwidoczniej chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak przerwało jej pukanie do drzwi.
< CD nastąpi >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz