– Niezła jest – ocenił Rogozin. – Ale chuda jak nieszczęście. Nie wiem, bratan. Może jej gdzieś szukają, złodziejki... Przywiąż ją na razie do tamtego drzewa i pilnuj.
Zaniosłem dziewczynę pod wskazane drzewo. Aż szkoda ją przywiązywać, wydawała się taka malutka... Postanowiłem w końcu zignorować nakaz Rogozina i jedynie omotać sznurem jej nogi. Nie za mocno, może jeszcze da radę uciec.
Jednak dziewczyna wcale nie próbowała odzyskać wolności. Skuliła się i siedziała w milczeniu, drżąc. Bała się? Być może niewybredne uwagi i lubieżne spojrzenia „kwiatuszków” ją peszyły, ale żeby aż do tego stopnia...? W końcu, pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz znajduje się wśród takiej ilości nieokrzesańców.
Doszedłem do wniosku, że drży raczej z zimna niż ze strachu. Może być też głodna. Zawołałem Miszkę.
– Koc z juków i wódki – rzuciłem, ruchem głowy wskazując brankę. Miszka w mig pojął i poleciał jak na skrzydłach.
Wrócił po dosłownie pięciu minutach, przyprowadzając nawet konie. Siwy nie znosił towarzystwa innych koni, nie mogłem pojąć dlaczego. Na targu stał całkiem grzecznie (chociaż otaczało go mnóstwo zwierząt!), zaś wierzchowców Rogozina i reszty nie mógł zdzierżyć. Z tym koniem są same problemy...
Odkorowałem manierkę, którą przyniósł Miszka i na wszelki wypadek spróbowałem. Obrzydlistwo. Ten dureń chyba przytargał domową gorzałę Rogozina, bo smakowało gorzej niż końskie szczyny. Splunąłem i oddałem manierkę Miszce.
– Zanieś to cholerstwo Rogozinowi – rozkazałem. Chłopak posłusznie się ulotnił, rzucając jeszcze tęskne spojrzenie dziewczynie. Zignorowała go.
Wyjąłem z torby przy siodle Siwego starkę z Winterlake, moją ulubioną. Leżakowała w dębowych beczkach przez dwadzieścia lat z dodatkiem liści lipowych i była cholernie droga. Podałem dziewczynie manierkę.
– Pij – zachęciłem, widząc jej niepewną minę. – Najlepsza w całym królestwie.
Branka bardzo niepewnie chwyciła manierkę i pociągnęła małego łyczka.
<Sheila? Jak Ci smakowała 50% wódka? xd Przepraszam, że tak krótko>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz