Wieczór był już prawdziwie wiosenny. Ciepło, niebo bezchmurne. Całe miasto spowił łagodny blask księżyca. Jak pięknie, naprawdę cudownie.
Powoli, noga za nogą, wlokłem się w stronę pałacu królewskiego. W celach czysto samobójczych – miałem zabić króla. Dlaczego ja się zawsze zgadzam na każde zadanie po usłyszeniu tylko o obiecanej zapłacie?
Tym razem zleceniodawca dopadł mnie w karczmie. Siedział w najciemniejszym kącie, a twarz miał zasłoniętą kapturem. Nie wiem dlaczego, ale od razu zwrócił moją uwagę. W jego sylwetce było coś podejrzanego, coś... Niepokojącego.
Przysiadł się do mnie niemalże od razu.
– Najemnik – ni to spytał, ni to oznajmił. Na razie milczałem.
– Mam robotę – rzucił jeszcze, bacznie mi się przyglądając. Dalej nie odpowiadałem, po cichu licząc na dokładniejsze informacje.
– Dziesięć tysięcy.
– Ile...? – wykrztusiłem. To była po prostu fortuna.
– Bierzesz?
– Jasne. O co chodzi?
Radosna lekkomyślność. Nigdy więcej.
– Zabij króla – powiedział cicho. Zmroziło mnie. Facet siedział spokojnie, świdrując mnie wzrokiem. Co on powiedział...? Zabić...
– Jestem najemnikiem, nie zabójcą – odparłem po chwili.
Wtedy mężczyzna wyjął sztylet i wbił go w stół.
– Nie myśl, że jesteś nietykalny, Karajew – warknął. Zastanowiło mnie, skąd on wie, jak się nazywam. – Każdy musi czasami spać. A wtedy...
Nie musiał kończyć. Kiwnąłem powoli głową, wstałem i opuściłem karczmę. Niech on się martwi o rachunek, ja mam poważniejsze problemy.
Więc zabić. Jak? Kiedy? Iść od razu, za ciosem? Nie, nie mogło się udać, byłem wpół pijany. W ogóle nie mogło się udać, nawet na trzeźwo. To bez sensu.
Zacząłem rozważać kwestię ucieczki z miasta, od razu. Czy mogłem liczyć na pomoc Rogozina i jego kwiatków? Nie, zdecydowanie nie. Nikomu nie wolno ufać, a już szczególnie Rogozinowi.
Została tylko jedna opcja. Iść od razu i liczyć na to, że król i cała reszta mieszkańców zamku uchlała się w trupa.
***
– Jutro będziesz sądzony – poinformował mnie usłużnie strażnik, zamykając drzwi celi. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pojutrze cię przesłuchają, a za dwa dni egzekucja. Miłej nocy.
Klnąc pod nosem, opadłem na zimną podłogę. Wszystko poszło możliwie najgorzej, za dwa dni zginę, a wszystko przez własną głupotę. I tamtego z karczmy, psia jego mać.
Moje położenie było beznadziejne. Nie miałem jak uciec, a obronić się też nie dam rady. Chyba, że zażądam próby walki...
Nie zgodzą się. Albo zgodzą i wyślą jakiegoś żołnierza w pełnej zbroi, a mnie dadzą tylko włócznię, za ciężki miecz czy coś równie użytecznego. Nie.
Mogłem także spróbować przekupić strażnika. Tylko czym? Nie posiadałem niczego wartościowego, poza Siwym. Chociaż Siwy też jakoś szczególnie cenny nie jest. Nie, do dupy ta opcja.
Mogę także spróbować sprowadzić pomoc z zewnątrz. Szkoda tylko, że nie mam jak i kogo. Całe życie radziłem sobie sam, teraz też coś muszę wykombinować!
Jak zwykle, nic mi się nie udało wymyślić, gdy naprawdę potrzebowałem ratunku. Rozważanie trwały aż do rana, gdy strażnik wyprowadził mnie z celi na proces...
***
Głupi ma szczęście. Najwyraźniej jestem bardzo głupi, ponieważ szczęście mi wyjątkowo dopisało.
Gdy szliśmy korytarzem do sali tronowej, nagle usłyszeliśmy głośne krzyki. Zaraz potem dźwięk dzwonów.
– Przewrót w stolicy! Wszyscy do broni!
Zrobiło się niewyobrażalne zamieszanie. Ze wszystkich drzwi wylęgli żołnierze i mnóstwo innych (niepotrzebnych) ludzi, którzy krzyczeli i biegali we wszystkich kierunkach, potęgując chaos. Mój strażnik zagubił się w tym molochu.
Wmieszałem się w grupkę żołnierzy biegnących na zewnątrz, starając się jakoś zminimalizować widoczność więzów na rękach. Na moje szczęście, wszyscy byli zbyt zaaferowani, aby to nawet zauważyć.
Z bram pałacu wydostałem się na ulicę. Przez chwilę jeszcze towarzyszyłem żołnierzom, po czym skręciłem w jakąś uliczkę. Po raz kolejny doświadczyłem niezwykłego wręcz farta – żebrak, za opłatą kilu drobnych monet, rozciął krępujące mnie więzy. Nożem, którego strażnicy nie zauważyli i mi nie odebrali.
W przewrocie uczestniczyłem już czysto rekreacyjnie i jako wolny człowiek. Jednak czuję, że tajemniczy mężczyzna z karczmy nie odpuści i najwyższa pora przestać rozpowszechniać swoje nazwisko.
Ostatecznie... Jaką różnicę komuś robi, czy zwraca się do mnie per Zima czy po imieniu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz