-Lepiej mnie puść- powiedziałam stanowczo- Na zabiciu mnie nic nie zyskasz, a wiele możesz stracić.
-Nie wydaje mi się- widziałam, że jest u skraju wytrzymałości. Cholera, chyba będę musiała zaopatrzyć się w jakiegoś ochroniarza. W walce wręcz prymusem raczej nie jestem.
-To wolno myślisz. W odróżnieniu od ciebie mam kontakty. Przyjaciół. Którzy nie będą zbyt zadowoleni nie widząc mnie dzisiaj w domu.
W jego oczach oprócz żądzy pozbawienia mnie życia pojawiła się iskierka ciekawości.
Poczułam zwalniający się uścisk, jednak mężczyzna nie zamierzał odpuścić tak łatwo.
-Dobrze, pójdę sobie- powiedziałam zrezygnowana- Chociaż może wrócę tu potem, zobaczyć, czy coś dla mnie zostawiłeś.
Nie puścił mnie jednak.
-Oddaj broń- usłyszałam.
-Nie mogę. Nie mam żadnej.
-Nie jestem głupcem. Nie przyszłaś zamordować doktorka bez broni.
-Właśnie, że tak. Miałam zamiar posłużyć się tym, co znajdę w domu- odparłam spokojnie. Nie wiem, dlaczego ludzi zawsze to tak bardzo dziwi. Nie zwrócę na siebie uwagi idąc bez broni- Najlepiej jakąś butelką.
-Jakoś ci nie wierzę- rzekł, trzymając mnie dalej.
<Cassie? Co dalej?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz