- Panie przodem - powiedziałem, patrząc jak w jej oczy wstępuje wyraz zaskoczenia. - No właź.
Wciąż jeszcze zdziwiona podeszła do drzwi i zapukała. Przez kilka minut czekaliśmy, ale nikt nie odezwał się ze środka. Zdenerwowany długim oczekiwaniem, wywaliłem drzwi kopniakiem. Chwilę zerkałem w stronę dziewczyny, którą wpuściłem pierwszy. Rozglądała się po izbie, w której się znalazła. Było tu pełno porozrzucanych przedmiotów. Połamane krzesła i potłuczone fiolki stworzyły skuteczną przeszkodę przed wejściem wgłąb pokoju. Złodziejka spojrzała pod nogi. Stała w kałuży szkarłatnego płynu. Ukucnąłem i jakiś kawałek drewna zamoczyłem w cieczy, i podniosłem do nosa. Krew.
Uważając na kawałki szkła podszedłem do otworu drzwi otwierających drugą izbę. Z drzwi pozostały jedynie długie kawałki powbijane w zmasakrowane ciało leżące na środku. Nie można było rozpoznać kim był ten człowiek, ale nie miałem wątpliwości, że to właściciel domu. Kto inny mógłby zostać zabity w domu szalonego lekarza-psychopaty? Wróciłem do dziewczyny. Niestety nie zastałem jej już w domu. Mogłem się domyślić, że ucieknie jak tylko spuszczę z niej wzrok. Wyglądając na ulicę widziałem jeszcze jak znika za rogiem. Dokąd się tak śpieszyła?
<Aniu? Gdzie tak pędzisz? Odwdzięczyłem się? :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz