– Graf von Alvensleben wraz z synem!
Uśmiechnęłam się promiennie i dygnęłam. Dostrzegłam mimochodem błysk aprobaty w oczach pani matki. Syn grafa z kolei patrzył na mnie dłużej i natarczywiej, niż wypadało. Obrzydliwy młodzieniec.
Moja suknia balowa przerosła wszelkie oczekiwania. Z szyfonu, fałdowana, w kolorze szmaragdowym. Była najbardziej elegancka i najładniejsza na całej sali. Z politowaniem przyglądałam się przesłodzonym kreacjom moich rówieśnic i niedbałości wielkich dam.
Gdy wreszcie przybyli wszyscy goście i zaczęły się tańce, obrzydliwy syn grafa von Alvensleben wymusił na mnie obiecanie mu każdego tańca. Byłam wściekła i zawiedziona. Zrobił to podstępem, nagle podszedł i z zaskoczenia poprosił o w s z y s t k i e moje tańce. Przy pani matce. Nie śmiałam odmówić.
Cały wieczór był już zatruty. Obrzydliwy syn grafa von Alvensleben dosłownie zasypał mnie informacjami na swój temat. Dowiedziałam się, że ma na imię Helmuth, niedługo skończy dwadzieścia jeden lat, uwielbia polowania, wyścigi i turnieje, chce być pasowany na rycerza, marzy o pięknej damie serca (tu znacząco chrząknął) i mnóstwo innych tego typu rzeczy. Nie śmiałam mu przerwać, modląc się w duchu, aby wreszcie przestał gadać. Okazało się jednak, że gadanie nie było najgorsze. Helmuth szybko przeszedł do konkretów – zaczął mi prawić wyszukane komplementy i zadawał pytania. Na które, co gorsza, żądał odpowiedzi.
– Zapewne miasto obfituje w wiele rozrywek – Tu westchnął z zazdrością. – Czym się zajmujesz w wolnym czasie, pani? Jestem pewien, iż są to zajęcia godne najwyższej pochwały.
– Rysuję i... – zaczęłam nieśmiało, ale Helmuth prawie natychmiast mi przerwał.
– Och, pani rysuje? Niezwykłe, wspaniałe! Od razu to wiedziałem – dodał z przekonaniem. – Pani ma takie piękne, delikatne dłonie i romantyczne spojrzenie! Pewnie pani ma niezwykły talent ku temu zajęciu. Czy to pani ulubiona rozrywka?
– Jeszcze trochę gram na...
– Wiedziałem! Wiedziałem! To od razu widać po pani dłoniach i spojrzeniu! Romantyczna dusza w pięknym ciele! – zachwycał się Helmuth. Mimowolnie zarumieniłam się.
– Pani taka muzykalna, taka delikatna! Od razu widać, że...
Przestałam rozumieć, co on do mnie mówi. Zapewne gadał tylko dla samego gadania. Po chwili z ulgą usłyszałam ostatnie dźwięki walca.
– Czy zechce pani ze mną zatańczyć menueta? – chciał koniecznie wiedzieć Helmuth.
– Z-zmęczyłam się, panie – odpowiedziałam, spłoszona.
– Oczywiście, oczywiście! Jak mogłem zapomnieć, że pani jest taka delikatna i krucha!
Na moje nieszczęście, Helmuth postanowił mi towarzyszyć podczas odpoczynku. Cały czas gadał, pytał, przepraszał i zachwycał się. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
– Przepraszam na chwilę, panie – powiedziałam słabo, wykorzystując moment, gdy Helmuth brał oddech. – Potrzebuję świeżego powietrza...
– Ja także, pani – zawołał natychmiast Helmuth. Uśmiechnęłam się słodko, przeklinając własną głupotę. Mogłam powiedzieć, że poczułam zew natury...
Gdy opuściliśmy salę balową, Helmuth zaproponował z tym swoim obrzydliwym uśmiechem spacer po ogrodzie. Zgodziłam się, mając nadzieję, że się zgubi po drodze. Nikt nie znał naszego ogrodu tak dobrze jak ja.
Spacerowaliśmy w milczeniu. Czy raczej ja milczałam, a Helmuth cały czas gadał. Nagle stanął, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Zrobiło mi się gorąco.
– Ależ, panie... – zaprotestowałam z przerażeniem. Ten zaś, nic sobie nie robiąc z moich protestów, pochylił się nade mną i musnął wargami moje usta. Wystraszyłam się, że na niego zwymiotuję.
– Pani... – szeptał Helmuth – Odkąd cię ujrzałem... Wiedziałem, że miłość musi przyjść... Kocham panią, kocham! Florence...
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz