Opanowałem się. Przestałem sięgać ręką po sztylet. Jak będzie chciał to i tak mnie,zarżnie. To sie wkopałem. Postanowiłem nadal zapełniać cisze, udając że się nie przejmuje.
-To ciekawe. Ja jadę w interesach.- kłamałem. Nie musiał wiedzieć po co. Nieufność. Zawsze wszędzie, a zupełnie szczerze mogę rozmawiać tylko.. w zasadzie tylko z dwoma osobami. Nie mając o czym rozmawiać zacząłem nucić. Z początku sam nie do końca wiedziałem co, ale w końcu jakoś to ukształtowałem.
-" Pewnej chłodnej nocy, mroźny wiatr dął,
Jeźciec zgubił konia, także drogę swą,
Nic uczynić nie mógł, w zacienionym borze,
Wiedząc już że nic mu nie pomoże,
Po środku polany, głowę do wiecznego snu ułożył,
Lecz nie wiedział, o miejsca tego mocy,
Które życie w niego tchnęło, chwilę po północy,
I nie wiedzieć czemu, kiedy się obudził,
Nie ciągnęło go do ciepła ani też do ludzi,
Samotności łaknął, jak wędrowiec wytchnienia,
A dusza jego, stała się jak z cienia,
Także ciało, już nie człowiecze lecz zniszczone,
Niczym dziecko nocy, sobie zostawione,
Słuch o nim zaginął, w każdym żywych mieście,
Tylko w tej historii, słyszysz o nim jeszcze..."- śpiewałem melancholijnie. Kiedy skończyłem spojrzałem na Zimę. Wpatrywał się z lekko ironicznym uśmiechem w ognisko.
<Siergiej? przetrwałeś jakoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz