wtorek, 22 kwietnia 2014

Od Siergieja, C. D. Sheilrys

– Hmm, Visp? Co ty do niego powiedziałaś? – Położyłem rękę na grzbiecie Siwego, nie mogąc nadziwić się jego spokojowi.
– Żeby się uspokoił – odpowiedziała niepewnie. – Ten koń to wojownik.
– Zauważyłem – mruknąłem z ironią.
Najdelikatniej jak umiałem przejechałem szczotką po boku konia. Nawet nie drgnął. Spróbowałem podnieść jego nogę. Podał bez oporów. Nie reagował nawet na czyszczenie kopyt.
– To tak na długo? – zapytałem z nadzieją. Dziewczyna pokręciła głową.
– Najdłużej do jutra.
– I tak dobrze – odparłem zrezygnowany. Na Siwego najwyraźniej nie można wpłynąć na dłużej, niestety. Interesujący był fakt, że podobno kastracja wpływa łagodząco na charakter koni. Jak Siwy musiał się zachowywać jako ogier? Zgroza. Lepiej się nie zastanawiać.
Miszka gapił się na Visp oczami wielkości spodków.
– W jakim to było języku? – zapytał nieśmiało.
– Język Safiro.
– Ooo, a kto używa tego języka? Bo bardzo mnie ciekawi, skąd znasz...
Niech sobie gruchają. Byłem oczarowany grzecznością Siwego, jego rozluźnieniem i brakiem zwykłej zadziorności. Znalazłem dla niego jabłko i miejsce z najlepszą trawą. Szkoda, że nie mógł się tak zachowywać codziennie. O ile łatwiej moglibyśmy się dogadać!
Całkowicie wbrew sobie, zacząłem czuć cienką nić sympatii dla konia i pewną wdzięczność dla branki. Niesamowite, swoją drogą. Powiedziała do niego zaledwie kilka słów, a ten stał się nagle kochanym końskim pieszczochem. Wygrzebałem w juków jeszcze jedno jabłko. Kto wie, może jeszcze się zaprzyjaźnimy. Siwy to piękne, dzielne zwierzę. Kto wie...

***

Noc minęła spokojnie. Nikt nas nie zaczepiał ani nie atakował. Nikt się też nie pobił, a tylko dwóch się upiło.
Wieczorne rozluźnienie Siwego poszło w zapomnienie. Znowu był sobą – niespokojnym duchem, próbującym podporządkować sobie otoczenie. Dałem mu jeszcze jedno jabłko, z cichą nadzieją na uspokojenie. Koń pożarł owoc, ale się nie uspokoił.
Ruszyliśmy ku Wellmor. Visp jechała w milczeniu na swojej jabłkowitej klaczce, zaś obok niej sunął Miszka, gadając w najlepsze.
Ja i Rogozin wyprzedziliśmy resztę. Siwy tańczył i usiłował ugryźć Rogozińską szkapę. Norma.
– Trzymaj to bydlę, bratan – odezwał się niezadowolony Rogozin.
– Próbuję – odwarknąłem.
– A wczoraj widziałem, że grzeczne...
– Branka uspokoiła.
– Jak?
Wzruszyłem ramionami. Skąd mam wiedzieć? Coś tam wyszeptała i się uspokoił.
– Asal? – zapytał nagle Rogozin. Zastanowiłem się.
– Możliwe. Albo czarownica.
Rogozin raptownie zatrzymał konia i splunął przez lewe ramię.
– Sprowadźcie ją tu, psiakrew! – krzyknął.
Nieciekawa sytuacja. Jeśli dziewczyna jest Asalem, to obawiam się, że zawiśnie na pierwszej lepszej gałęzi...

<Sheila? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz