piątek, 28 lutego 2014

Od Natalie, C. D. Ayame

Zilustrowałam ją dokładnie spojrzeniem by nic mi nie umknęło, bo choć jestem spostrzegawcza, to jednak lepiej się upewnić. Panowała cisza, czyli to co, lubię najbardziej, ale z tego co pamiętałam z ostatnich rozmów z ludźmi cisza raczej nie powinna występować.
- Jak się nazywasz? - spytałam cicho lecz stanowczo.
Dziewczyna milczała, ale w końcu mi odpowiedziała.
- Ayame. A ty? - spojrzała na mnie pytająco i zarówno nieufnie
Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale milczałam.
- Ja Ci odpowiedziałam - zauważyła marszcząc brwi.
- Ale to nie znaczy, że jestem zobowiązana do udzielenia Ci odpowiedzi - mruknęłam beznamiętnie i ruszyłam w przeciwną stronę niż Ayame.
- Ale wypadało by byś odpowiedziała - usłyszałam jej przytłumione krzykniecie
~ Wypadało... Jedyne co mi wypada to odejście stąd ~ powiedziałam sama do siebie w myślach.
- Niech Ci będzie. Natalie jestem - powiedziałam odwracając się do niej niechętnie.

<Ayame?>

Od Ayame, C. D. Natalie

Było dość zimno. Na ulicach rzadko mijałam jakiś przechodniów. Kojarzyłam ich, ale oni mnie nie. Nagle moją uwagę przyciągnęła blond włosa dziewczyna, nie widziałam jej w tym mieście jeszcze nigdy, inaczej przeszłabym obok niej tak samo obojętnie jak innych. Miała głowę opuszczoną na dół.
-Kim jesteś?-spytałam ją. Gwałtownie podniosła czerep i spojrzała na mnie.
-Ja? Jestem tu, że tak powiem nowa, a ty?
- Jestem nikim. Mieszkam tu w ukryciu i tyle.- nic nie mówiła, a ja też nie miałam zamiaru coś mówić.
Wreszcie przerwała ciszę, i powiedziała/zapytała...

<Natalie?>

czwartek, 27 lutego 2014

Od Natalie

Wreszcie osiedliłam się w jakimś mieście na stałe. Ta ciągła podróż naprawdę mnie już wykańczała. Znalazłam sobie małe mieszkanko, przytulne i ciepłe tak samo jak świadomość, że teraz zawsze mam gdzie wracać. Usiadłam na łóżku rozglądając się. Miło, ale jednak nudno... Podpadłam podbródek ręką i przymknęłam oczy. W końcu zebrałam się w sobie i wyszłam na dwór ówcześnie się ubierając. Było chłodno, ale to mi nie przeszkadzało. Zimno było w sumie moją specjalnością... Zaczęłam iść opustoszałą ulicą wpatrując się w swoje buty gdy usłyszałam czyjś głos skierowany najwyraźniej do mnie.

<Ktoś?>

Serdecznie witamy Natalie!

NATALIE EVANS

wtorek, 25 lutego 2014

Od Thomasa C. D. Mirajane

Dziewczyna zamkęła za sobą drzwi. Patrzyłem się w okno na ruchliwą ulicę. Zastanawiałem się ile jeszcze będę musiał tu przesiedzieć. Bo przecież nie całą wieczność. Moje rozmyślanie przerwała mi Mirajane pukając i nie czekając na odpowiedź weszła do pokoju.
- Witaj. - powiedziałem. Uśmiechnęła się.
- Roznoszę obiady dla klientów. Pomyślałam, że tobie przyniosę jako pierwszemu żebyś mógł się zdrzemnąć -odparła. Spojrzałem na tace stojącą za nią.
- W takim razie roznieś innym, a mnie zostaw na koniec. - uśmiechnąłem się szarmancko. Zaśmiała się i wyszła. Po prawie pół godziny, a przynajmniej w moim odczuciu, Mirajane ponownie zapukała. Weszła do pokoju.
- Już? - zapytałem wstając z parapetu. Przez ten czas nawet na chwilę nie zmieniłem pozycji. Trochę zdrętwiałem, ale nie dałem tego po sobie poznać. Podeszłem do niej.
- Tak. Nie jesteś zmęczony?
- Nie - stanął naprzciwko niej. Była ode mnie niższa. Pochyliłem się ku niej.

<Mirajane, dokończ xD>

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Esaliena

Usłyszałem kroki na korytarzu, podczas gdy sam siedziałem na łóżku zastanawiając się, gdzie Sen mogła się udać. Nie mogę powiedzieć, że chciałem to zrobić, ale w międzyczasie usłyszałem rozmowę mojego ojca z jednym z mistrzów, nie za bardzo miałem ochotę iść przed radę. Dlatego też postanowiłem znów wymknąć się z domu i upewnić się, ze Sen nic nie jest. Wymknąłem się więc przez okno, nim mistrz Lanather zdążył nacisnąć klamkę moich drzwi.
Z założonym na głowę kapturem ruszyłem przez wioskę. Nim, jednak zdążyłem dotrzeć do lasu wpadłem na brązowooką druid.

<Calea?>

Towarzysz Tauriel, Ocean!

Imię: Ocean
Wiek: 5 lat
Cechy: Ocean jest bardzo mądrym, doświadczonym ogierem. Bezgranicznie ufa Tauriel i prawie zawsze się jej słucha. Czasem jednak lubi postawić na swoim i nic nie zmieni jego decyzji.
Właściciel: Tauriel

Nowy członek, Celea!

CELEA  KARIAS

niedziela, 23 lutego 2014

Galeria

Na naszym blogu pojawiła się galeria ^^ Mam nadzieję, że wam się spodoba. Wszystko wyjaśnione w zakładce.

~ Sensitive/druga adminka/Ciemna xD/le Autorka

sobota, 22 lutego 2014

Od Saurena, C. D. Esaliena

Poszedłem prosto do mojego gabinetu. Wszystkie regały były tam utworzone bezpośrednio w drzewie, a i biurko zostało stworzone, przy pomocy magii, z niego. Usiadłem przy nim i wyjrzałem przez okno, na którym właśnie przysiadła sowa. Wyciągnąłem następnie jeden ze zwoi i rozłożyłem na blacie. Zamoczyłem jastrzębie pióro w kałamarzu i zacząłem wnosić poprawki na napisany już tekst, ciężko jednak było o tak ważne w takim zajęciu skupienie. Cały czas myślami byłem przy Esalienie. Czasem zastanawia mnie dlaczego ten chłopak nieustannie musi pakować się w jakieś kłopoty.
Niedługo potem rozległo się pukanie do drzwi, a do pokoju wszedł czarnowłosy mężczyzna. Był to nikt inny jak mistrz wody Lanather. Zapewne mieliśmy spotkanie rady.
-Już idę –powiedziałem. –Możecie rozpocząć beze mnie.
-Mistrzu, czy prawdą jest, że twój syn wrócił?
-Owszem, Esalien jest tutaj, czemu o to pytasz?
-Rada i wielki smok Lagren, chcą go widzieć.
-Pójdź, więc do niego, ja tymczasem zajmę się przygotowaniem potrzebnych dokumentów.
Wyszedł z pokoju, a ja zwinąłem zwój i zawiązałem go, by następnie razem z resztą umieścić go w torbie. 

<Esalien?>

Ogłoszenie

Moi jakżeż drodzy Udertwoodowicze, chciałabym ogłosić, że mam już absolutnie dość proszenia was o potwierdzenie przeczytania regulaminu w postaci wykonaniu zadania w nim ukrytego. Z siedemnastu członków z tego też obowiązku wywiązało się zaledwie dziewięć. Jeżeli do dnia 26.02 nie wykonacie go, wasze PA ucierpi i to bardzo (nie tyczy się osób nieobecnych i tych, które już je wykonały). Naprawdę, rozumiem, że niektórzy mogą nie mieć czasu na np. częste pisanie opowiadań, za co nie mam nikomu za złe, ale jedno, banalne zadanie? Czy prosimy was o tak wiele? Moi kochani, proszę was, nie testujcie mej cierpliwości, bo mimo, iż mam jej w sobie wiele, to jednak ona kiedyś się kończy.

~ Z poważaniem, wasza w tej chwili wychodząca na tą złą i upierdliwą druga adminka/ Sensitive/ Ciemna xD

wtorek, 18 lutego 2014

Od Esaliena

Sam nie wiem kiedy to się stało, ale zasnąłem. Obudziłem się dopiero, kiedy światło wschodzącego słońca wpadło do mojego pokoju. Od razu pomyślałem o Sen, co też ona musiała znieść tej nocy. Kiedy tylko się ubrałem zbiegłem na dół. Mój ojciec siedział przy stole w kuchni i pił jakiś wywar. Zastanawiało mnie tylko, gdzie jest Sensitive, kiedy go o to zapytałem, nie odpowiedział. Cały czas patrzył się tylko przez okno. Usiadłem obok niego. Przez chwilę pomilczeliśmy.
-Gdzie jest Sensitive? –zapytałem w końcu.
-Kto? –odpowiedział z widocznym zdziwieniem.
-Naznaczona.
I znowu cisza, dlaczego nie chciał mi powiedzieć? Nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Wyglądał jednak, jakby myślał znów o czymś odległym. Spoglądał ciągle w las, a potem nagle spojrzał na mnie.
-Co z twoją ręką? –powiedział i przybliżył się do mnie.
-Pomogło.
-To dobrze –odrzekł i już myślałem, że rozpocznie kolejny okres ciszy, kiedy powiedział. –Jej już tu nie ma.
-Jak to nie ma? Wyjechała, poszła gdzieś? Przecież miała iść do rady, powiedzieć im o tym. Porozmawiać z tymi smokami, mogłoby…
Nie dane mi było dokończyć, gdyż wtedy właśnie mój ojciec postanowił wstać i ruszyć w stronę salonu, tam usiadł i patrzył się w stronę ogrodu. Chciałem wiedzieć co się stało, więc usiadłem obok niego. Kiedy jednak miałem zapytać, on rzekł:
-Twoja matka posadziła wszystkie te kwiaty i pielęgnowała je przez lata.
Jak zwykle, zmienia zupełnie temat. Ja jednak musiałem teraz wiedzieć co się stało. Tym razem nie mogłem czekać. To było zbyt ważne, dlatego spojrzałem prosto na niego i zapytałem:
-Gdzie ona jest?
-Odjechała za barierę. Pozwoliłem jej to zrobić, tutaj nie było bezpiecznie. Lagren pragnie jej śmierci i nie pozwoliłby wydać radzie na nią innego wyroku. Nawet nie myśl o tym, by podążyć za nią. Ratarowie sprawili zbyt wiele zła na tym świecie i nie będą próbowali się poprawić. Bariera została wzmocniona, a niedługo ty umocnisz ją ostatecznie i rozszerzysz.
-Nie zrobię tego! Dlaczego niby tak miałoby być i żadna bariera mnie nie powstrzyma, przed dotarciem do niej. Nie powstrzymasz mnie nawet ty!
Wstałem pospiesznie i ruszyłem w stronę wejścia, nie mogłem jednak otworzyć drzwi. Dobrze wiedziałem kto za tym stoi. Nie rozumiałem tego. Wojna mogła się zakończyć, bariera mogła zostać zniesiona, tymczasem rada uważała, że ja mam niby jeszcze ją umocnić. Nie wiem nawet dlaczego tak bardzo uparli się na mnie. Nigdy nie uważałem się za najsilniejszego z magów, oni jednak od samego początku wszystko mieli wobec mnie zaplanowane. Nie cierpiałem tej myśli. Starałem się od niej uciekać. Nigdy jednak nie uciekłem od niej całkowicie.
Mój ojciec podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę, by przyciągnąć do siebie i przytulić. Ostatnio rzadko to robił, ale była to wina bardziej moja, niż jego. Wiedział jednak, że wtedy było mi to potrzebne.
-Muszę iść i ją znaleźć, tylko ona jest w stanie to wszystko skończyć –powiedziałem.
-Nigdzie nie pójdziesz –odrzekł i poszedł na górę.

<Sauren?>

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Sensitive

Szłam pustą, wąską uliczką Abertown. Tanuka podążał tuż za mną. Był środek nocy, dlatego też nie miałam problemów z przemieszczaniem się. Minęły dwa dni od mojego powrotu po za barierę, a dopiero przed chwilą udało mi się wślizgnąć do stolicy. Teraz tylko trzeba było znaleźć miejsce nadające się do przenocowania, a także pozostać niezauważonym. Niestety w Abertown znano mnie pod niezbyt korzystnym kątem, kradzieże i te sprawy… Z naciągniętym na twarz kapturem nie widziałam zbyt wiele, ale olałam to. Było to oczywiście błędem, gdyż nagle poczułam, że na coś, albo raczej na kogoś wpadłam.

< Anno? ^^ >

Od Sensitive, C. D. Saurena

- Dlaczego?- spytałam.
- Wiesz…- zaczął Sauren, ale nagle zdarzyło się coś zupełnie niespodziewanego. Tanuka dosłownie staranował drzwi i wskoczył do środka. Obydwoje staliśmy jak wryci. Ogier podbiegł do mnie i popchnął mnie delikatnie w stronę wyjścia.
- Tanuka, co ty…- niestety nie dane mi było dokończyć, gdyż nagle rozległ się przeraźliwy ryk.
- Lagren…- usłyszałam szept ojca Esana.- Musisz uciekać!- zawołał, po czym dosłownie wrzucił mnie na grzbiet Tanuki. Ten, zupełnie, jak gdyby był w jakiejś zmowie z druidem, ruszył szalonym galopem w stronę lasu. Skulona, by nie zahaczyć głową o coś jechałam bez żadnej kontroli nad koniem przez ciemny, gęsty las. Mijały sekundy, minuty, godziny, a Tanuka mimo, iż sapał i był cały spocony, biegł dalej przez gęstwiny przeskakując zgrabnie nad kłodami, kamieniami oraz innymi przeszkodami… Zaczęło mi się robić niedobrze. Próbowałam podnieść się i zwolnić, ale na nic były moje próby. Koń szarżował wciąż do przodu, a dawno już porwane wodze na nic się nie zdały. Na próżno było też hamowanie dosiadem. Starając się nie zwymiotować pozwoliłam Tanuce wieźć się w tylko jemu znanym kierunku…

niedziela, 16 lutego 2014

Rozstrzygnięcie konkursu

Tak, tak, moi mili, wasze ukochane adminki ogłoszą wam teraz wyniki konkursu! ;D No to może żeby nie przedłużać...
  • Hymn. Tę kategorię wygrał Nicolas, gratulujemy ;D W nagrodę otrzymuje 5 PA i 7 000 Monet. Natomiast ja, wasza Sensi, muszę wyróżnić Rafała (niestety tylko słownie) za poczucie humoru i świetny pomysł, który zainspirował mnie do napisania własnego wierszyka. Dziękuję ci koniu ;D + Anna tym razem będzie dobrą adminką i da Rafałowi w nagrodę 5000 Monet! :3
  • Godło. I tu miałyśmy nie lada wyzwanie, gdyż wszystkie trzy prace były starannie wykonane i (moim lamciowym zdaniem) zasługiwały na pierwsze miejsce. Niestety zwycięzca może być tylko jeden i został nim... badam... badam... badam... Mercer! ;D Gratulacje, otrzymujesz 5 PA i 7 000 Monet. Esan i Rin zostają wyróżnieni i otrzymują 5 000 monet.
  • Flaga. I tu moi mili świeci pustkami ;C

To by było na tyle. Oczywiście każdy uczestnik otrzymuje dodatkowo 1 PA za udział.

Od Rin, C. D. Nicolasa

- To co powiecie na... - zaczęłam. Sama nie wiedziałam co mówię.
- Butelkę! - zawołał Cas. Zaśmiałam sie.
- Jestem za! - krzyknął Nick. Wzięłam pustą butelkę i położyłam ją na stole.
- Kto zaczyna? - spytałam. Nick był chętny.
- To może ja - powiedział podnosząc rękę. Zakręcił mocno butelką. Chwile patrzyliśmy sie jak naczynie sie obraca. Po chwili zatrzymało sie na...

<Nick, Cas?>

sobota, 15 lutego 2014

Od Saurena, C. D. Sensitive

-Za przywitanie przepraszam, winny jest mój syn, a nie ty –powiedziałem prowadząc ją do pomieszczenia służącego za salon. Na podłodze leżały tam poduszki na których można było usiąść. Wychodziło stąd spore okno na las. Koło niego było drugie wyjście prowadzące do ogrodu. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak moja żona pielęgnowała tamtejsze kwiaty. Poprosiłem ją by usiadła, wyglądała na bardzo zdziwioną. Zrobiła, jednak to o co prosiłem
-Nie wiem co powiedział ci mój syn, ale nie wierz w to, że jakikolwiek smok cię posłucha. Sam nie postanowię co z tobą zrobić. Zrobimy to wspólnie z innymi mistrzami na radzie. Możesz tutaj pozostać do tej pory. Nie zbliżaj się tylko do Esaliena.

<Sensitive?>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

- A podobno to ludzie są nieprzyjemni...- mruknęłam pod nosem.
- Coś mówiłaś?- druid uniósł brew.
- Nie, nie, skądże znowu?- odpowiedziałam z ironią w głosie. Mężczyzna westchnął, po czym powiedział:
- W ogóle nie wyglądasz na naznaczoną...
- A kto powiedział, że chciałam nią być?- spytałam oschle. Nie wiem czemu, ale traktowanie tak owego druida sprawiało mi przyjemność. Heh, ciekawe dlaczego? Bo był druidem? Hmm... Możliwe, w końcu mimo iż jestem bezstronna wolę stać za Ratarami. A może dlatego, że tak mnie "ciepło i przyjaźnie" przywitał? Hah, już prędzej. Po chwili mężczyzna przemówił...

< Sauren? >

Od Mirajane, C. D. Thomasa

Odwzajemniłam uśmiech.
- Nie lubisz rozmawiać o swojej rodzinie?
- Nie przepadam.
- A jak to jest sprzedawać zwierzynę na Czarnym Rynku?
Popatrzył na mnie spod łba.
- Nie patrz się tak na mnie- powiedziałam zawstydzona - Jeszcze nigdy nie byłam poza tą karczmą.
- Nie o to chodzi - lekceważąco machnął ręką - Jednak publiczne miejsce nie nadaje się na takie rozmowy, opowiem ci w moim pokoju. Chodź.
Wstaliśmy i poszliśmy do jego pokoju. Gdy weszliśmy usiadłam przy stoliku. Natomiast Thomas stanął przy oknie.
- Zacznijmy od tego, wiesz co to jest Czarny Rynek?
- No coś słyszałam, chodzi o nielegalny handel?
- Coś w tym rodzaju. W każdym razie jeśli chcesz coś sprzedać musisz znaleźć kupca, lub robisz to na zlecenie.
- Rozumiem. Długo u nas będziesz?
- To zależy, aktualnie nie mam niczego do roboty, więc może dłużej tu zabawie.
Uśmiechnęłam się.
- Lubisz zwierzęta?
- Najbardziej konie, a ty?
- Psy nawet miałam jednego ale to było dawno. Chyba muszę już iść, a tobie przydałoby się trochę odpoczynku, nie spałeś całą noc - powiedziałam wstając z wiklinowego taboretu.
Wyszłam z jego pokoju, zeszłam na dół i zajęłam się swoimi obowiązkami. Zdążyłam na chwilę przed Ergią, która właśnie wyszła z zaplecza.
- No kochanieńka, idź roznieś obiad do tych pokoi - powiedziała wręczając mi tabliczkę z pokojami, które zostały wynajęte przez gości.

<Thomas (; >

Od Esaliena, C. D. Sensitive

Próbowałem jej powiedzieć, że nie jest pierwszym Ratarem naznaczonym przez Lagrena, którego znamy. Mój ojciec jednak najwyraźniej nie miał zamiaru toczyć tej dyskusji na te tory i przerwał mi natychmiast.
-Esailen idź do siebie i połóż się spać, ja mam zamiar odbyć rozmowę z tą kobietą.
-Ojcze…
-Synu, już.
Poszedłem z powrotem na górę i do mojego pokoju. Lepiej było się nie spierać, był już wystarczająco zły. To tylko pogorszyłoby sytuację Sen. Miałem nadzieję, że nic jej nie będzie. Niczego jednak pewny być nie mogłem. 

<Senisitive?>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

Mężczyzna dalej patrzył na mnie gniewnie. Chyba nie dziwię się Esanowi, że woli mieszkać w drzewie niż z kimś takim pod jednym dachem.
- Co się gapisz?- prychnęłam. Wyraz twarzy druida stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny.
- Co za bezczelność- warknął.- Esalien, to naprawdę jest naznaczona?!
- Tak- odpowiedział cicho chłopak.
- I co z tego? Po za tym- zwróciłam się do Esana- "Lagren" jest moim nazwiskiem, a to, że jakiś smok tak się nazywa nie oznacza, że akurat on mnie naznaczył...
- Jesteś w błędzie- powiedział Esan- nazwiska naznaczonych są równocześnie imionami smoków, które ich naznaczyły, a po za tym...- niestety chłopakowi nie dane było dokończyć, gdyż jego ojciec wszedł mu w słowo.

< Esan? >

piątek, 14 lutego 2014

Od Thomasa, C. D. Mirajane

Wziąłem głęboki oddech i wypuściłem powoli powietrze patrząc sie w sufit. Po chwili spojrzałem na Mirajane.
- Co ja ci mogę powiedzieć? Przyjechałem tu kilka miesiecy temu wraz z siostrą. Jest lekarzem, mieszka tu niedaleko. Ja plącze się na razie bez snesu i sprzedaję zwierzynę na Czarnym Rynku. - powiedziałem.
- Masz siostrę lekarza?- spytała jakby tylko to usłyszała.
- Tak... - westchnąłem. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie dogadujecie się? - powiedziała. Kiwnąłem powoli głową.
- Ostatnio nie. - patrzyłem się na swoje ręce. Po chwili zmieniłem temat - Od jak dawna tu jesteś?
Sekunde potem przypomniałem sobie, że już to wiem. Mira zaśmiała sie cicho.
- Przecież już ci mówiłam.
- Tak,wiem, ale chciałem zmienić temat. - uśmiechnąłem sie do niej szeroko.

<Mira,dokończ>

Od Esaliena, C. D. Sensitive

-No właśnie, chciałem o tym porozmawiać.
Dlaczego nie poczekałaś Sen, dlaczego? Teraz wszystko się pokomplikowało. Ojcu musze wytłumaczyć kim jest Sensitive, a ją obronić przed tym, co mój ojciec może jej zrobić. W dodatku wytłumaczyć co z nami robi Saisa. Gdyby tego dość nie było czeka mnie kolejne kazanie.
-Czkam na wyjaśnienia Esailen –powiedział mój ojciec z całą swoją powagą. Nigdy nie zrozumiem dlaczego tylko on mówi do nie pełnym imieniem. W każdym razie wytłumaczenia się mu należały.
-Ojcze, no więc to jest –spróbowałem zacząć. Jednak słowa utknęły mi w gardle i za nic nie mogłem ich z siebie wydusić. –No, to jest… em, no właśnie…
-Czekam.
Musiałem to powiedzieć. Nie ważne jak zareaguje, po prostu musiałem.
-To jest jedna z naznaczonych, naznaczył ja Lagren.
Mój ojciec spojrzał na nią w gniewie. Teraz nie było już odwrotu. Kazał Saisie wyjść. Zrobiła to szybko, nie okazując choćby cienia sprzeciwu. Zresztą kto okazałby go, wobec wielkiego maga? Czasem zastanawiałem się do czego jest zdolny i ogarnął mnie strach na myśl, ze mógłbym się wówczas tego dowiedzieć.

<Sensitive?

Od Sensitive, C. D. Esaliena

Ruda zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Powtórzyła czynność. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony domowników. Nacisnęła klamkę. Po krótkim namyśle uchyliła delikatnie drzwi i wsunęła głowę do środka. Po dłuższej chwili zniecierpliwiłam się.
- Wchodzisz, czy nie?!- spytałam wpychając ją "niechcący" do środka.
- Ej, co robisz?!- syknęła ruda. Już miała odwrócić się w moją stronę, kiedy to potknęła się i przewróciła przewracając przy tym szafkę. Szybko skoczyła jak oparzona i cofnęła się kilka kroków w tył. Zakryłam twarz, by nie widziała, że się śmieję. Nagle usłyszałyśmy czyjeś kroki, a po chwili na dół zbiegł jakiś mężczyzna, a za nim Esan.
- Kim ona jest?!- wydarł się ten pierwszy.

< Esan? C; >

Quest od Nicolasa

Szedłem polami Udertwood. Kiedy wróciłem do domu Eddie sypnął mi niezłą wiązankę, na temat tego że myślał że umrze z nudów, że znowu sie szlajam po nocach, że nie powinienem spotykać sie z Rin na wódkę bo to psychopatka, przy której trzeba uważać na swoje narządy i że jestem nieodpowiedziałny i jeszcze tyle tego, że już nie pamiętam. Wyszedłem więc, bo nie mogłem słuchać tego zrzędzenia. Postanowiłem zrobić mu na złość i wrócić późnym wieczorem. Tak więc wędrowałem, aż doszedłem do lasu. Tak szedłem lasem podśpiewując:

"Teraz lasem wędrując sam,
Robiąc na złość światu,
I młodszemu bratu,
Idę sobie gdzieś tam,

Nie obchodzi mnie gdzie,
Byle dalej gdzie poniosą nogi bose,
Przez trawę i rosę,
Bo sam idę nie wiem gdzie,

Nic mnie teraz nie obchodzi,
Chociaż widzę wiewiórkę i zająca,
I nawet ptaki w jasnych promieniach słońca,
A czapla nogami w jeziorze brodzi"

Szedłem aż do podnóża góry. To tu zaczyna sie właściwa część wycieczki- pomyślałem. Zacząłem się wspinać. Nie czułem wcale zmęczenia, bo nikt mnie nie pośpieszał, a przerwy robiłem kiedy tylko miałem na to ochotę. Podziwiałem strome szczyty, nieprzemierzone lasy i całe piękno natury. Nie jestem amatorem przyrody, ale na prawdę widoki były piękne. Rozmyślałem o tak zwanym wszystkim i niczym. Doszedłem do wniosku że minęły już jakieś 3 godziny odkąd wyszedłem w góry. Spojrzałem na niebo- zaczęło sie chmurzyć. Byłem za daleko od domu, więc pomyślałem że znajdę jakieś schronienie. Przecież wzburzenie mnie mogę siedzieć pod drzewem! Oczywiście gdy tylko o tym pomyślałem to piorun walnął w drzewo jakieś 7 metrów odemnie. To sprawiło że ruszyłem przed siebie jeszcze szybciej. Deszcz lał jak gdyby niebo miało sie zawalić. Traskało i coraz to nowe drzewa stawały w płomieniach. (Oczywiście nie karzdy piorun trafiał w drzewo) Śpieszno mi było znaleźć schronienie, ale w tej ucieczce zauważyłem jakiś połyskliwy przedmiot. Z początku, nie wiedziałem co to jest. Podszedłem bliżej z zamiarem zidentyfikowania tego przedmiotu. Był duży, i miał kształt zbliżony do kuli. Błyszczał i pomyślałem że musi być to coś cennego. Z trudem podniosłem go, zastanawiając się czy wartko taszczyć coś takiego, kiedy można oberwać piorunem. Po szybkiej ocenie sytuacji postanowiłem go wziąć. W miarę możliwośći starałem się biec. W końcu kiedy już miałem się poddać dostrzegłem ogromną jaskinię. Pobiegłem w jej stronę i schroniłem się. Nie wiem czemu, ale nie poprzestałem na samym "wejściu". Zagłebiałem się w jaskinie coraz to dalej. W pewnym momencie poczułem ciepło na karku. Odwróciłem się. Nie było zbyt ciemno więc bez trudu dostrzegłem co to było. Stanąłem. Chociaż każda cząstka mojego instynktu próbowała zmusić mnie do ucieczki, a nogi rwały się do biegu stałem niezmiennie. Spoglądając przed siebie nie chciałem odchodzić. Z drugiej strony pragnąłem uciec, choćby w burze. Widok był piękny, trzeba to przyznać. Smok...

CDN

Od Mirajane, C. D. Thomasa

Okazało się, że ma na imię Thomas. Nawet całkiem ładne, pomyślałam przyglądając się chłopakowi. Zastanawiałam się czy ma rodzinę albo jakiś znajomych przyjaciół. Odwróciłam się tyłem do niego i włożyłam naczynia do szafki.
- To chyba tyle - mruknęłam wycierając ręce o ścierkę.
Wyszłam z za lady i usiadłam obok Tomasa.
- Opowiesz mi coś o sobie? - zapytałam ale nie doczekałam się odpowiedzi, gdyż z zaplecza wyszedł Tharnis i podszedł do mnie.
- Mira zbieraj się jesteś potrzebna w lecznicy.
Wstałam i przepraszając wyszłam z Tharnisem. Przyszłam do lecznicy, właściwie był to pokój na zapleczu, w którym przyjmowałam chorych ludzi z okolicy. Siadłam za stołem i skinęłam na Tharnisa, on otworzył drzwi a po chwili do pokoju weszła kobieta prowadząca chłopca. Tharnis wyszedł zostawiając nas samych.
- Co się stało? - zapytałam kobietę.
- Mój syn spadł z drabiny, obawiam się, że ma złamaną rękę.
Wstałam i podeszłam do chłopca, obejrzałam jego rękę i powiedziałam:
- To może boleć ale później lepiej się poczujesz.
Wyjęłam z szafy bandaż, coś do usztywnienia i maść. Podeszłam do chłopaka i nastawiłam mu rękę, po jego twarzy pociekły łzy, nasmarowałam opuchliznę maścią, rękę usztywniłam i zabandażowałam.
- Bardzo dziękuję - powiedziała kobieta, wręczając mi drobną kwotę.
- Jeśli byłby jakieś kłopoty to proszę przyjść - powiedziałam z uśmiechem i wracając za biurko.
Dopiero po godzinie udało mi się wyjść z lecznicy i wrócić do karczmy, zdziwiłam się gdy zobaczyłam Thomasa, który siedział w tym samym miejscu gdzie go zostawiłam.
- Jeszcze tu jesteś?
- Jak widać - uśmiechnął się.
- Przepraszam, że musiałam wyjść, w tych okolicach nie ma zbyt dużo lekarzy. To opowiesz mi coś o sobie?

<Thomas?>

środa, 12 lutego 2014

Od Saurena

Druidzka Historia II- Moc Magiczna.
Nie skłamałbym mówiąc, że ostatnie siedem lat od ataku, upłynęło spokojnie. Ludzie najwyraźniej chwilowo nie mają zamiaru nas nękać, bo nie sądzę by czegokolwiek się nauczyli. Zapewne chcą się zregenerować po stratach jakie ponieśli. Tymczasem my możemy w spokoju wychować młode pokolenie. Wiele nowych kwiatów zakwitło w lesie. Esalien w zimie skończył dwanaście lat, a od pewnego czasu chłonie wszelką wiedze niczym gąbka wodę. Potrafi godzinami prowadzić dyskusję nad tym samym tematem.
Zdarzyło się to pewnego wiosennego dnia, kiedy to wszedłem do pokoju mojego syna zastając go czytającego na głos jakiś zwój.
-Po śmierci Unodiasa druidzi cofnęli się za bariery, niemożliwym było jednak pozostawanie tam cały czas –czytał. –Zawsze zgodnie ze zwyczajem, gdy chłopiec ukończył dwadzieścia pięć lat, musiał udać się nad jezioro Deinda, zwane przez Ratarów jeziorem Olren, by zanurzyć się w jego wodach na znak, że staje się mężczyzną. Tak, więc ruszył i Urel. Był to jednak czas niespokojny, albowiem ludzie budowali wówczas nad jeziorem osadę. Popełnili przy tym świętokradztwo, zniszczyli kamienny krąg poświęcony stwórcy. Urel, jednak żył według tradycji i starych zwyczajów. Udał się, więc nad jezioro i zanurzył w wodzie. Nie wiedział jednak, że ktoś bacznie mu się przygląda i śledzi go odkąd wyszedł z lasu. Zauważył ją dopiero wychodząc z wody. Stała na brzegu czarnowłosa kobieta. Nie podobała mu się ta sytuacja. Nie powinien zostać zauważony, dobrze o tym wiedział. Kobieta nie biegła jednak w stronę wioski, ani nie wykonywała żadnych ruchów, które utwierdziłyby go w przekonaniu, że ma wobec niego złe zamiary. Zainteresowało go to. Podszedł, więc do niej, spodziewając się ucieczki. Ona jednak ani drgnęła, patrząc się na niego dalej zielonymi oczyma. Było to dla niego dziwne, widziała wyraźnie symbole na jego rękach, miał przecież podwinięte rękawy koszuli, dlaczego więc się nie bała. „Kim jesteś?” zapytał. „Zwą mnie Kaele, jak zwą ciebie druidzie?” „Urel” I tak zaczęła się znajomość. Która dla dobra Asali nie powinna się nigdy rozpocząć. Urel przychodził na skraj lasu, by spotkać się z Kaele, ona natomiast podchodziła pod samą barierę, by móc go zobaczyć. Jednak jak wszyscy ludzie nie miała czystego serca i choć on darzył ją miłością i wziął ją za żonę, to ona widziała w nim tylko źródło informacji na temat druidów. Wypytywała go o wszelakie druidzkie sekrety, on jednak nie zdradzał jej niczego. Wprawiało ja to w złość. Wielokrotnie uciekała się do podstępów, czy szantażu, dalej jednak nic jej nie wyznał. W końcu postanowiła śledzić go do bariery i przy najbliższej sposobności przejść przez nią. Kiedy więc wyruszył do swych braci, jak miał to w zwyczaju w pierwszy powszedni dzień w tygodniu, ruszyła z nim, nie dając mu jednak tego poznać. Szedł, więc przez las, nawet nie spodziewając się, by ktoś mógł go śledzić. Nikt bowiem prócz jego żony, nie wiedział o jego pochodzeniu. Dotarł tak do bariery i wypowiadając zaklęcie, dostał się do środka. Kaele poszła za nim. W ten sposób pierwszy człowiek dostał się za barierę. Nie wiedząc o tym Urel zaproadził kobietę prosto do Akumel*, a że poszedł porozmawiać z radą, to także do źródła informacji. Na nieszczęście dla Asali, właśnie wtedy omawiana była najsłabsza część bariery. Kobieta słuchała uważnie i zapamiętała wszystkie informacje, które były jej potrzebne, zaś kiedy jej mąż ruszył w stronę jej domu, wyszła poza barierę z nim, a następnie wyprzedziła go, by nie domyślił się, ze poszła za nim. Udało jej się to znakomicie, gdyż on nawet nie podejrzewał by zrobiła coś takiego będąc zaślepionym miłością do niej. Tak wizyty Kaele powtarzały się, a za każdym razem zbierała nowe informacje, które następnie przekazywała starszym z wioski. Oni zaś posłali je do króla, a ten kazał przyprowadzić obie druida, by sam mógł go przesłuchać i potwierdzić te informacje. Ludzie z wioski postanowili, więc złapać druida, a że ten przebywał wówczas w domu swojej żony, uznali iż nie będzie z tym kłopotu. Mylili się jednak, gdyż gdy już zaskoczyli druida i udało im się go złapać, użył magii i wymknął im się. Przeszukali cały obszar wokoło wioski nie znajdując niczego, choćby najdrobniejszego dowodu na obecność Urela. Nie był to jednak koniec. Kaele zdradziła im miejsce w którym zraniony Urel mógł się ukryć i Ratrom udało się go odnaleźć. Zaprowadzili go do wioski i tam uwięzili, nie dając mu przez kilka dni nic do ust, ani wody, ani jedzenia. Jeden z tych którzy go pilnowali podał mu zaś, gdy on był już wygłodzony, mięso do jedzenia i szydził z druidów. Urel ledwo to znosił. Jego rany nie goiły się i sprawiały mu wielki ból. Kaele nie zadała sobie trudu nawet by spojrzeć mu w oczy, on jednak nie wiedział nawet że go zdradziła. Nadal wierzył, że go kocha. Po kilku dniach zaczynał już nie wierzyć, ze cokolwiek się zmieni i wtedy z pomocą przyszedł mu przyjaciel. Pojawienie się w wiosce niedźwiedzia wywołało nie małe zamieszanie. Zwierzę kierując się węchem ruszyło prosto w miejsce gdzie trzymano druida. Kiedy tam dotarło, zabiło strażnika i zerwało więzy Urela, tak że przy niewielkiej pomocy zwierzęcia mógł ruszyć. Ludzie bali się zrobić cokolwiek i usuwali się im z drogi. Niedźwiedź zaprowadził swojego przyjaciela do swojej starej gawry. Tam odnaleźli go druidzi i uleczyli jego rany. Król, dowiedziawszy się o tym co zaszło, wpadł w gniew. Rozkazał mieszkańcom wioski przynieść mu głowę druida w ciągu tygodnia. Ludzie woleli nie pytać co będzie jeśli tego nie zrobią. Kaele dobrze wiedziała co się stanie, więc posłała sokoła do Urela, jak zwykła się z nim porozumiewać. Ten odczytawszy jej wiadomość, w której prosiła o pomoc, ruszył do wioski, nie zważając na druidów, którzy mu to odradzali. Ukrywając się przed wzrokiem Ratarów, trafił do domu swojej żony. Odnalazł ja płaczącą, lecz gdy próbował ją pocieszyć, wbiła mu sztylet w serce. Następnie odcięła mu głowę i oddała królowi. Na tym jednak nie koniec historii. Dopiero miesiąc po tym wydarzeniu odkryła, że nosi w łonie jego dziecko. Kiedy nadszedł na to czas urodził się chłopiec, któremu matka dała na imię Neun. Od początku dla wszystkich był zagadką. Po mieczu posiadł niezwykłe zdolności. Z charakteru był jednak typowym Ratarem. Chciał posiąść umiejętności dozwolone tylko najwyższemu i do tego samego do tej pory dąży jego potomstwo, które posiadło część mocy Asali. Ludzie zwą ich przeróżnie. Zaczynając od czarodziei, kończąc na wiedźmach, a ród ten trwa nieprzerwanie od wieków, przeniósł się jednak znad jeziora do wioski Undentreen, po drugiej stronie lasu.
-Więc wiesz już dlaczego zabronione są związki między naszą rasą, a tymi barbarzyńcami –powiedziałem kiedy skończył czytać. Dopiero wtedy zauważył moją obecność w pokoju. –Zapamiętaj tę historię, może ci się bardzo przydać.

* Akumel to główna osada druidów

Od Ayame, C. D. Nicolasa

To pytanie musiało kiedyś paść. Nie mogłam powiedzieć prawdy. On mieszka tu. Pewnie po tym, co by usłyszał, chciał by mnie złapać i oddać w ręce straży.
-Zacznijmy od tego, że jestem tu pierwszy raz, a to oznacza, że nie mam gdzie się zatrzymać na noc. I po prostu nie chcę, żeby ktoś się dowiedział, że tu jestem.-mimo, że miałam powiedzieć coś innego, palnęłam coś, co miało w sobie prawdę. Trudno...
-Czemu nie chcesz, żeby nikt się o tobie dowiedział?- chłopak zrobił dziwną minę.
-Eh.....no...a zresztą nie ważne. Czemu byłeś w sianie?

<Nicolas?>

wtorek, 11 lutego 2014

Od Nicolasa, C. D. Ayame

Pomoże jej. Ale w czym? Utwierdzałem się w przekonaniu że jednak chce mnie zabić. Ale co tam!
-Nie. To znaczy tak jakby nie.
-A może jaśniej?- zapytała
-Nie urodziłem sie tu, ale mieszkam od raczej dawna.- wyjaśniłem. Szczegółów tej historii nie musiała znać. W sumie.. ja też ich nie znałem..-A tak w ogóle to co tu robisz?- zapytałem wiedząc że jeśli nie przestanę o tym myśleć to zaraz zacznę jej opowiadać wiadomą mi część mojego życia
-Ale, o co ci chodzi?- "Aha, więc chce udawać głupią." pomyślałem
-A tak na.prawdę? Dla czego tu się chowasz?

Ayame???

poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Anny, C. D. Castiela

Poczułam narastające zdenerwowanie. Błądziłam wzrokiem, w pewnym momencie zatrzymując go na torbie. Uratowana.
Jednym ruchem rozpięłam sakiewkę, pokazując zgromadzone zioła.
-Przyniosłam lekarstwa na sprzedaż. Jak już mówiłam czasem pomagam lekarzowi- uśmiechnęłam się, widząc wyraz lekkiego rozczarowania w oczach obcego. Najwyraźniej miał nadzieję, że się poddam. Przykro mi, nie zamierzam.
-Mhm- mruknął tylko, odwracając wzrok. Wydawało mi się, że intensywnie o czymś myśli. Prawdopodobnie o tym, jakie jeszcze zadać mi pytania.
-Więc przepraszam pana, ale muszę już iść- dodałam, szykując się do odejścia.
-Czyli nie jest zajęty- przerwał mi.
Cholera, niech on da już spokój, bo mam się pozbyć tego przeklętego medyka.
-Jest- brnęłam w kłamstwo uparcie- tylko, że ze mną jest już umówiony.

<Castiel? Przepraszam, ani u mnie czasu, ani pomysłu. xD>

Od Nicolasa, C. D. Rin

Dobra! -powiedziałem trochę wstawiony- Ja kończę.
-A od kiedy jesteś taki wstrzemięźliwy, co?- zapytała Rin. Uśmiechała się szeroko. W sumie miała racje. Ze wstrzemięźliwośćą było u mnie słabo, ale żeby tak mieć kaca dzień w dzień? Poza tym postanowiłem tym razem bardziej uważać. Wiedziałem że pewnie mi nie wyjdzie, ale chciałem chociaż spróbować.
-Nie daj się prosić!- powiedział szczerząc się Cass. Ten to chyba już się nieźle wstawił.
-No, dawaj! Chyba że wymiękasz? -powiedziała złośliwie Rin
-No dobra, wstrętni kusiciele! Daj jeszcze trochę!- powiedziałem lekko zrezygnowany- Może w coś zagramy? Picie dla samego picia niezbyt mnie interesuje.
-Jasne, jasne, a w spelunkach to szalejesz jak mało kto, co?
-A ty sie nie odzywaj. -powiedziałem z uśmieszkiem- Jak się upijemy tobie to będzie na rękę, co? Cass serio uważaj na swoją nerkę. -dziewczyna udawała obrażoną, bo wybuchneliśmy śmiechem. Nie dała się jednak długo prosić i w wkrótce śmiała się z nami. Nagle grę zaproponowała/zaproponował...

Rin, Cass?

Od Rin- Quest 6

Był wczesny ranek. Wracałam do domu osamotnioną ulicą. W oknach było ciemno i pusto. Wszyscy jeszcze spali. Jak widać prawie wszyscy. Na końcu ulicy mieściła sie mała piekarnia. Prowadził ją stary mężczyzna, Victor. Byłam strasznie głodna po nocnych wędrówkach po lesie, dlatego też bez wahania skręciłam do sklepu. Gdy przeszłam przez próg, poczułam cudowny zapach świeżego chleba. Zza lady wyjrzała siwa głowa sprzedawcy. Uśmiechnął sie do mnie szeroko. Skinęłam mu tylko głową na powitanie. Kupiłam kilka drożdżówek. Przytrzymałam drzwi sprzedawcy, który właśnie wynosił skrzynie i popędziłam do domu. Po drodze spałaszowałam bułki. W domu walnęłam sie zmęczona na łóżko. Rzuciłam torbę gdzieś w kąt. Miałam ochotę sie zdrzemnąć. Usiadłam na łóżku i wzięłam torbę. Jak zwykle była upchana po brzegi. Wysypałam wszystko na łóżko. Przyjrzałam szybko zebrane nocą ziela i poupychałam je do odpowiednich pudełek. Oprócz roślin z torby wysypało sie jeszcze kilka innych przedmiotów. Jeden z nich przykuł moją uwagę. Był to okrągły medalion. Niezwykły przedmiot był w dotyku gładki. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak złoto, ale po dłużych oględzinach z przekonaniem stwierdziłam iż jest to tombak. Nie jestem ekspertką w tej dziedzinie więc dokładna analiza zajęłami sporo czasu. Nie mogłam sobie przypomnieć skąd mam ten przedmiot. Próbowałam go otworzyć ale marnie mi to szło. W końcu jednak udało sie. W środku znajdował sie skrawek papieru. Wyjęłam go ostrożnie i rozłożyłam. Była to mapa. Na kartce narysowany był ogromny las. Jedyny taki las znajdował się dobre kilometry stąd. Pokazana była dokładna droga prowadząca do... Jaskini. A może to nie jest jaskinia tylko nora? Bardzo zaciekawiła mnie ta mapa. Wstałam z łóżka zafascynowana i zebrałam ponownie do torby najpotrzebniejsze graty. Wzięłam mapę i wybiegłam z domu. Prędko dobiegłam do granic miasta. Zatrzymałam sie przed dużym polem. Za sobą miałam miasto, a przed sobą rozległe równiny. Którędy iść? Mapa pokazywała tylko las i jego okolice. Największy las jaki znam leży na zachodzie. Skręciłam i puściłam się biegiem. Szybciej byłoby koniem ale żadnego akurat pod ręką nie miałam. Zdziwieni rolnicy odwracali za mną głowy. Biegłam tak chwile. Resztę drogi pokonałam pieszo wiec przy lesie byłam dopiero koło południa. Zastanawiałam sie chwile czy to ten las ale krztałtem przypominał zieloną plamę na mapie. Weszłam więc w gąszcz i odnalazłam główną ścieżkę. Szlak na mapie prowadził mnie w głąb lasu. Po kilku zakrętach byłam pewna że to ten las bo odcinki zaznoczone na mapie były idealnie zaznaczone. Droga którą szłam powoli znikała. Tak daleko rzadko sie zapuszczam wiec czułam sie trochę niepewnie. Szłam jednak dalej. W końcu dotarłam do, jak sie okazało, jaskini. Mapa nie obejmowała już jaskini wiec musiałam radzić sobie sama. Weszłam chwiejnym krokiem do jaskini. Wyciągbęłam na wszelki wypadek łuk i napięłam strzałę. Szłam ostrożnie. Moje kroki odbijały sie głośnym echem. Jaskinia zbudowana była z wapienia. W skalnej podłodze wystawały ostre kamienie. Brnęłam przed siebie zgrabnie je omijając. Wreszcie doszłam do końca. W twardej ścianie widać było długą i wąską szpare. Mimo wszystko przecisnęłam sie przez nią. Wiedziałam ile mam szczęścia. Gdybym była choć cień grubsza nie przeszłabym przez szczelinę. Weszłam do dużego i okrągłego pomieszczenia. Było niezwykłe. W ściany mocno wbite zostały drogocenne kamienie. Błękitne światło odbijało sie od nich. W kamiennej sali było jasno i zimno. Na środku pomieszczenia znajdowała sie kamienna skrzynia. Podeszłam do niej ostrożnie i otworzyłam ją. W środku leżał niewielki zegarek. Wzięłam go i otworzyłam. Drżącą ręką przejechałam po tarczy zegarka. Nie działał. W miejscu gdzie łączyły sie wskazówki znajdował sie niewielki guzik. Wcisnęłam go. Nic sie nie wydarzyło. Schowałam go do torby i wróciłam do lasu. Spokojnie przeszłam przez las i wróciłam do domu. Wszystko zdawał sie zatrzymać. Czas również. Było cicho. Żaden ptak nie śpiewał. W drodze powrotnej dokładnie analizowałam zegarek. Odkryłam że tak jak medalion jest zbudowany z tombaku. W mieście byłam późnym wieczorem. Ulice o tej porze powinny być zapełnione ludźmi. Było ich tylko kilkoro. Nie ruszali sie. Zaniepokoiło mnie to. Jedynie pan Victor kręcił sie prz swoim sklepie. Podeszłam do niego mijając po drodze dwójkę zastygniętych w zabawie dzieci. Wyglądały jak posągi. Victor Uśmiechnął sie na mój widok.
- Co tu sie dzieje? - spytałam wskazując ręką na nieruchome dzieci. Pokręcił tylko głową. Wyjął mi z ręki zegarek i wcisnął guzik. Na ulicy ruszyło życie. Patrzyłam sie zaszokowana. Dzieci które jeszcze przed chwilą stały jak posągi teraz bawią sie w berka. Staruszek zaśmiał sie, oddał mi zegarek i wrócił do swoich zajęć. Ja zaszokowana wróciłam do domu i schowałam tajemniczy zegarek do najgłebszej szafy.

The end

niedziela, 9 lutego 2014

Od Mercera- Quest 3

Był wieczór, gdy wreszcie postanowiłem odpocząć po męczącej podróży przez strome, skaliste góry Gromeroth. Usiadłem na skalistej półce, po której właśnie szedłem. Spojrzałem przed siebie, a moje wszystkie zmysły zachłysnęły się powalającym widokiem. Szczyty gór tonęły w obłokach chmur, a zachodzące słońce barwiło je na wszelkie możliwe odcieni złota, oranżu i różu. Zachwycający widok, który ścisnąłby za serce każdego. Kłęby chmur płynęły powoli przed siebie gonione podmuchami niezbyt silnego wiatru. Można by było siedzieć tu, aż do śmierci, ale budzące grozę uczucie niebezpieczeństwa kazało mimowolnie wstać i ruszyć w drogę powrotną. Podniosłem się i spojrzałem w stronę wchodu, z którego nadciągały mrożące krew w żyłach kłębiaste, czarne jak smoła, złowieszcze chmury, które zdecydowanie zwiastowały dość konkretną burzę. Ostatni raz nasyciłem wzrok obrazem cudownego zachodu słońca i ruszyłem w dół stawiając ostrożnie kroki na wąskich, skalistych ścieżkach. Zrobiło się już całkiem ciemno, gdy byłem w połowie drogi, a gęste, ciemne chmury przykryły gwiazdy odcinając jakąkolwiek drogę światła. Zapowiada się ciekawie. Po kilkunastu następnych minutach deszcz zaczął padać jak z cebra. Wielkie, ciężkie krople wody przemoczyły moje ubrania do suchej nitki. Niebo rozświetlały co jakiś czas odległe błyskawice, a cały świat zdawał się grzmieć. Przekląłem, bojąc się złowieszczej energii pochodzącej z chmur. Były dwa wyjścia. Pierwsze-pozbyć się wszystkiego, co mogłoby ściągnąć do mnie pioruny, drugie- znaleźć schronienie, którego jak na razie nie widziałem. Schodziłem coraz niżej rozglądając się w narastającej irytacji za jakimś zagłębieniem między skałami, grotą, bądź jaskinią. Burza była coraz bliżej. Dosłownie czułem na plecach smaganie śmiertelnych piorunów. Gdy już myślałem, że czeka mnie rychła śmierć wreszcie ujrzałem światło w ciemnościach. Mój wzrok skierował się na nieduże wejście do groty, bądź jaskini. Czym prędzej pokonałem kilka półek skalnych i pochylając się wszedłem pod strop groty. Moje oczy po chwili rozpoznały się w ciemnościach. Jakaś wilgotna, wąska ścieżka prowadziła w głąb jaskini… Iść? Zostać i po prostu przeczekać burzę? Jakaś nieznana mi siła (a może po prostu moja głupota) kazała mi zgłębić tajemnice groty. Pospiesznie wyciągnąłem ze skórzanej torby cudem wciąż suchą pochodnię i zapaliłem ją. Ściany groty błysnęły czerwonym światłem, a czarny korytarz ział trwogą. W jedną dłoń chwyciłem pochodnię, a w drugiej zacisnąłem desperacko długi sztylet. Zapewne właśnie ruszyłem w drogę swej niechybnej zguby. Szedłem powoli i ostrożnie przed siebie. Korytarz był tak ciasny, że zmuszał mnie wręcz do przeciskania się między skałami. Ta jaskinia budziła we mnie klaustrofobiczny lęk, a drżący płomień pochodni potęgował uczucie strachu. Każdy krok był męczarnią, ale moja wrodzona ciekawość, która przysłaniała zdrowy rozsądek kazała iść dalej. Po kilku następnych metrach miałem ochotę zawracać, bo poczucie zagrożenia aż nadto dawało się we znaki, ale gdzieś z przodu poczułem mocny przeciąg. Może już niedługo dojdę do jakiejś większej komnaty? Odetchnąłem z ulgą, gdy poczułem jak ściany się rozszerzają dając mi więcej luzu.
Czułem teraz pod stopami gruby żwir. Skąd się tu wziął? Zwietrzelina jakaś? Dziwne… Niewiele myśląc ruszyłem w dalszą drogę. Do mych uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk, coś jakby jęk… starych desek? Otwarłem szerzej oczy i odruchowo odskoczyłem do tyłu, ale zamiast poczuć pod nogami stały grunt to poczułem jak podłoga zarywa się. Trzask spróchniałych, pękających desek i gruchot spadających w dół kamieni towarzyszył mojemu upadkowi na twardą, kamienną podłogę. Ból przeszywający całe ciało ogłuszył mnie na jakiś czas. Przed oczyma widziałem tylko ciemność. Z grymasem cierpienia na twarzy podniosłem się na nogi czując, jak zapiera mi dech w piersiach. Odruchem było rozpaczliwe szukanie dłonią punktu oparcia. Taki też poczułem. Jakaś kamienna półka. Odetchnąłem ciężko i odszukałem wzrokiem pochodni. Leżała tuż obok mnie. Podniosłem ją i spojrzałem przed siebie. Serce podeszło mi do gardła, gdy mym oczom ukazał się wielki, kamienny katafalk, na którym w spokoju spoczywał ludzki szkielet przywiązany za dłonie i nogi zardzewiałymi łańcuchami. Cofnąłem się o krok. Co do…? Uniosłem do góry pochodnię rozglądając się po Sali. Widać było, że nikt od dawna jej nie odwiedzał. Szkielet ofiary był wręcz żółty ze starości, po podłodze walały się skały i kupa kurzu, a w skale wyryte były stare rzeźby przedstawiające sylwetki smoków. Całość wyglądała jak miejsce wyznania jakiegoś mrocznego kultu… Podszedłem bliżej do kościotrupa i przyjrzałem się mu. Jego głowa leżała odgięta z rozwartymi szczękami, jakby skonał w męczarniach i wciąż niemo krzyczał. Przesunąłem się wzrokiem dalej. Po kształcie miednicy rozpoznałem w szczątkach kobietę… Ta tajemnicza sala napawała mnie grozą. Już chciałem zacząć rozglądać się za wyjściem, bo w końcu jakieś musi być. Nic. Jedyne wyjście było w dziurze na suficie, przez którą tu wylądowałem. Zrezygnowany usiadłem na stole obok szkieletu i spojrzałem na nią.
-Jesteśmy tu sami, wypala mi się jedyna pochodnia, jedzenie też się kończy… Chyba zostanę towarzyszem Twojej niewoli, bo nie ma opcji, bym jakoś wdrapał się na górę…-Spojrzałem na głowę trupa. Milczała… Szkoda.
Zwiesiłem głowę, ale drgnąłem, gdy coś mi błysnęło zachęcająco przed oczyma. Spojrzałem na kości miednicy kobiety. Dopiero teraz zauważyłem, że między nimi, pod warstwą kurzu coś lekko połyskuje. Jakaś błyskotka? W miednicy? Co ona, kur*wa, przed śmiercią wsadziła ją sobie do… ekhem, szkatułki nierządnicy? Wsadziłem dłoń między kości i ująłem w dłoń przedmiot. Wyciągnąłem go i wytarłem z kurzu. Był to dość duży medalion wykonany ze złota, o opływowym kształcie z błękitnym kamieniem na wierzchu. Przyjrzałem mu się dokładniej. Otwarłem szerzej oczy zaciekawiony, widząc małe zawiasy z boku medaliony. Czyżby dało się go otwierać? Jedną ręką wiele nie zdziałam, bo był zatrzaśnięty na amen. Znalazłem stalową ,,rączkę” na pochodnię, która jakimś cudem wciąż nie była na tyle zardzewiała by się posypać. Gdy tylko wsunąłem w nią przedmiot usłyszałem głośne szuranie. Kamienny fragment ściany wsunął się w tył ukazując mi prowizoryczne szczeble prowadzące na górę. Takie buty… Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Stanąłem przy pochodni i zacząłem majsterkować przy złotym ustrojstwie. Na pewno da się to otworzyć, ale zacięło się kompletnie. Przystawiłem to bliżej do oczu. Dopiero teraz zauważyłem, że te ,,zawiasy” to tak naprawdę jakiś bardziej skomplikowany mechanizm. Zacząłem powoli obracać jednym z małych pokręteł słysząc ruchy wewnętrznego, precyzyjnego mechanizmu. Coraz bardziej zaintrygowany bawiłem się tym dalej. Po godzinie bezskutecznego majsterkowania zacisnąłem wściekły dłoń na znalezisku. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na truposza przykutego do stołu.
-Powiesz mi jak otworzyć Twój skarb?-zapytałem.
Bezmyślnie zacząłem obracać środkowym pokrętłem gapiąc się w ścianę. Aż podskoczyłem, gdy nagle klapka puściła ukazując wnętrze błyskotki, na którym po bokach wygrawerowane były misterne symbole drobnymi przyciskami obok. No świetnie, kolejna zabawka.
-Lubisz się droczyć, nie?-zapytałem do szkieletu kobiety.
Aż przeszły mnie ciarki, gdy wydało mi się, że jej szczęki rozwarły się jeszcze bardziej.
-Nie ważne…-mruknąłem.
Zacząłem naciskać przypadkowe przyciski, ale nie było żadnej odpowiedzi jak tylko cichy szczęk mechanizmów, który po chwili ucichał. Westchnąłem rozeźlony. Przyjrzałem się znaczkom. Może mają one jakiś sens? Na pewno. Płomień, jakaś fala, kropla, yyy… skała? Potem liść, jeleń, smok, człowiek. Co? Co wspólnego ma ze sobą to wszystko. Żywioły? Smoki? Rośliny? Już miałem zabrać pochodnię ze sobą i wyjść stąd, gdy nagle mój wzrok przyciągnęła płaskorzeźba na jednej ze ścian. Podszedłem do niej bliżej oświetlając całość ogniem z pochodni. Misterna praca przedstawiała… początki świata?! A więc to o to chodzi! To wszystko ma jakiś sens. Na początku była ziemia, potem ogień, który ją wypalił, woda, która ostudziła całość, a na koniec powietrze, która przyniosło razem ze sobą nasiona pierwszych roślin. Z pąków kwiatów wyłoniły się pierwsze zwierzęta, które swym zapachem przyzwały pierwsze, wygłodniałe smoki uśpione w jaskiniach i zakamarkach świata. Na koniec pojawili się ludzie… Czyli mam ułożyć symbole chronologicznie! No tak. Zacząłem powoli i bacznie wciskać delikatne przyciski w medalionie. Najpierw skała, potem ogień, woda, powietrze, liść, jeleń, smok i człowiek. Gdy tylko zabrałem dłoń usłyszałem głośny chrzęst wewnętrznego mechanizmu. Moje oczy błysnęły fascynacją, gdy nagle kilka założonych na siebie blaszek wewnątrz medalionu rozłożyło się jak kartka papieru tworząc jedną, dużą całość. Na złotej, cienkiej płycie widniały misternie grawerowane trasy, obiekty, góry, jeziora i zaszyfrowana wiadomość… Mapa? Do czego? Serce waliło mi jak oszalałe. Czy to jest naprawdę mapa prowadząca do czegoś wartościowego, czy po prostu czyjś głupi żart? Nie wiem… Nie mam czasu rozmyślać nad tym teraz, bo pochodnia zaczęła gasnąć. Przekręciłem pokrętło, które otwierało wieko medalionu i całość złożyła się na nowo. Schowałem skarb do torby i ruszyłem do szczebli prowadzących na górę. Przeskoczyłem dziurę w dechach i ruszyłem do wyjścia groty. Po kilkunastu minutach, albo może i dłużej byłem w miejscu początku mojej wyprawy w głąb tajemniczej groty. Burza już przeszła i kropił tylko delikatny deszcz… Mogę wracać do domu i zająć się przedmiotem z większą uwagą.

Od Rin, C. D. Castiela

Chłopak odwrócił sie.
- Dziś niedziela. Wszystko zamknięte. - uśmiechnęłam sie złośliwie. Facet westchnął nieco rozbawiony.
- Rozumiem że sobie sami balujecie.- wzskazał głową na butelkę na stole.
- Chcesz dołączyć? - spytał Nick jak zawsze chętny do imprez. Cas spojrzał na mnie niepewnie. Wyszczerzyłam zęby w szyderczym uśmiechu. Chłopak nabrał tym trochę pewność. Wzruszył ramionami. Nick zaśmiał sie i zaprosił go do stołu. Westchnęłam cicho widząc w jaką sytuacje sie wkopałam. Odwróciłam sie i wyjęłam z barku butelkę. Chyba tez od brata. Postawiłam ją przed chłopakami i usiadłam na wolnym krześle. Polałam trunek i zatopiłam sie w miodowym smaku napitku. Po kilku kieliszkach każdemu powróciła pewność siebie i dobry humor. Choć było wcześnie rano, a do tego niedziela my świetnie sie bawiliśmy.

<Cas? Nick?>

Od Esaliena

Druidzka Historia I Unodias
Kiedy ma się pięć lat i jest się ciekawym wszystkiego co dzieje się wokoło, tylko czeka się aż ktoś zechce nam przekazać jakąś wiedzę. Tak też było ze mną, a czy jest cos ciekawszego niż stare opowieści. Ja przynajmniej nie znałem takiej rzeczy. Kiedy tylko ktoś zaczynał opowieść, siedziałem uważnie śledząc wydarzenia i wyobraźnią będąc w odległych czasach, kiecy las był bardzo młody. Pamiętam bardzo dokładnie, kiedy pewnego wieczoru w czasie święta przesilenia zimowego. Słońce szybko odbyło swoją wędrówkę po jasnoniebieskim niebie. Na drzewach pojawiły się delikatne igiełki szadzi, a zwierzęta plątały się wokoło wioski w nadziei na pomoc w przetrzymaniu mrozów. Siedziałem wtedy w swoim pokoju wtulony w koc, przyglądając się wzorom jakie namalował swoim magicznym pędzlem mróz. Te wzory tak mnie zafascynowały, że nie potrafiłem oderwać od nich oczu. Nie pogodziłem się wtedy jeszcze ze śmiercią matki do końca i często byłem smutny. Wtedy całkiem cicho, tak że nie dało mi się go dostrzec wszedł do mojego pokoju mój ojciec. Przyglądał mi się przez chwilę po czym odniósł mnie z podłogi i posadził sobie na kolanach. Wtuliłem się w niego, a on owinął mnie jeszcze kocem. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę przyglądając się dziełu mrozu. Potem on powiedział:
-Chcesz usłyszeć pewną historię?
-O czym?-zapytałem.
-O twoim przodku.
-Jak miał na imię?
-Oczytaj swoje nazwisko od tyłu –powiedział mój ojciec i uśmiechnął się. Zacząłem więc literować, a że nie szło mi to najlepiej to męczyłem się z tym przez długi czas.
-U-N-O-D-I-A-S –powiedziałem w końcu. –Unodias, ale on…
-Jest twoim przodkiem.
Wytrzeszczyłem na niego oczy. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałem. Dopiero miałem się dowiedzieć o roli jaka przypadła mi w druidzkiej społeczności. Tak, wiec zdziwiony nie odpowiedziałem mu nic. Nigdy nie domyśliłbym się sam tego faktu, ale wytłumaczyło to pozycją ojca w radzie. Mój ojciec tymczasem zaczął opowieść, która na zawsze miała mi zapaść w pamięć.
-Las niegdyś pokrywał całe te tereny, cała dolina była wypełniona wszelakimi drzewami, a zwierzęta wędrowały między nimi. Ptaki jakich teraz już próżno szukać pośród gałęzi, śpiewały swoje piękne pieśni. Las był spokojny, a zamieszkiwaliśmy go w zgodzie ze ludem smoków, który teraz stracił część swej mocy. Wtedy jednak zarówno my, jak i one byliśmy młodzi i nie istniały na świecie spory. Urodził się wtedy niezwykły druid. Niedługo potem nastała jednak zaraza wśród naszego ludu. Wymarła wtedy cała wieś z której pochodził. On jednak przetrwał i znalazł schronienie u smoka. Smok ten zaś zwał się żarem i znalazł chłopca u wejścia do swojej groty. Ze względu na swoją przyjaźń z druidami wychował chłopca i nadał mu imię Unodias, co znaczy mag. Smok nadał mu to imię, ponieważ czuł w chłopcu wielką siłę magiczną. Druid został więc wychowany przez podniebnego gada, o złotej łusce i pokochał wszystkie smoki całym sercem. Szczęście lasu nie trwało jednak długo, do lasu nadciągnął lud Ratarów, naturę mający za nic, wycinający drzewa i zabijający zwierzęta bez opamiętania, najwięksi barbarzyńcy wszechczasów. Druidzi osłonili się wtedy zaporami z czystej magii, których żaden z Ratarów, bo nie byli obdarzeni mocą, a ci których zwali czarodziejami, jedynie starali się zapanować nad umiejętnościami nie im przeznaczonymi. Unodias osiągnął już wtedy wiek męski* i zamieszkał w wiosce, nie zerwał jednak kontaktu ze smokami. Druidzi byli przerażeni zaistniałą sytuacją, nie pragnęli rozlewu krwi, jak i teraz nie pragną. Jednak drzewa wciąż wypełniały las swoim płaczem, którego echo docierało nawet do wewnątrz bariery. Zwierzęta uciekając przed ludźmi trafiły pod opiekę Asali. W końcu musieli zareagować i rozpaczać rozmowy. Pojawił się jednak problem, ludzie nie chcieli ani zaprzestać wycinki, choć wycinali zbyt wiele drzew i na granicach lasu walały się ścięte drzewa do niczego nie wykorzystane. Nie chcieli też zgodzić się na odgrodzenie lasu barierami, bo jak twierdzili było to dla nich źródło zwierzyny. Nie zmienili swoich poglądów nawet po tym jak druidzi nauczyli ich hodowli zwierząt. Wtedy Unodias razem z Żarem i kilkoma innymi smokami przybył do jednaj z większych wiosek ludzi. Tam druid próbował negocjować z ludźmi, nie zauważył jedna jak Ratarowie spoglądali na złote łuski smoków, a był to wzrok chciwy. Pożądali ich mocniej niż czegokolwiek wcześniej. Zawarto pokój i Unodias myślał, ze druidzi zawdzięczają go negocjacją, zresztą uważał tak każdy Asal. Ludzie jednak mają nieczyste serca. Skaził je bowiem cień pochodzący zza gór. Ludzie żyli bowiem w miejscu gdzie rządziła nienawiść i taka samą nienawiść potrafili przelać na wszystko co ich otaczało, nawet nie mając ku temu powodu. Chciwość była w nich nie do opanowania. Popełnili wtedy czyn za który winni byli zostać obróceni w popiół przez smoki. Zakradli się do jaskini jednej z samic, która wtedy złożyła swoje jaja i zaczęła się nimi opiekować. Podeszli ja niespodziewającą się ataku i zabili, a następnie oskubali z łusek. Połasili się też na jej jaja i zanieśli je do wioski jako trofeum. Smoki ogarnął gniew. Pragnęły zemsty, Unodias rozmawiał wtedy z ludźmi i próbował nakłonić ich do przeprosin, oni jednak dalej polowali na smoki, co nazwali sportem, a na oczach druida i Żaru rozbili cztery jaja zabrane samicy. Gniew, rozbudzony w smokach, wezbrał jeszcze bardziej. Zaatakowały ludzi niszcząc wszystko co udało im się wznieść. Unodias nie popierał jednak tego i nakłonił je do powołania naznaczonych, którzy be umiejętności telepatii mogliby porozumieć się ze smokami. Spłynął, więc na kilku spośród ludzi smoczy ogień, a sam Żar wybrał jednego z nich. Stali się oni pośrednikami ludzi i smoków. Zapanował, więc czas pokoju, a druidzi zaczęli leczyć dawne rany. Sam Unodias zaczął nauczać ludzi. Nauczył ich jak sadzić i uprawiać, jak leczyć i które rośliny są jadalne, pokazał im las i zdradził jego sekrety. Ludzie są jednak rasą niewdzięczną i zebrali się by zabić swojego dobrodziejce. Unodias zamieszkał wówczas w ludzkiej osadzie, by mieć z nimi lepszy kontakt i zastali go w jego domu. Jeden z nich wniósł tam nóż, którym ugodził druida w serce. To był koniec pokoju. Smoki uznały swój błąd i zaatakowały niszcząc większość naznaczonych, nie udało im się jednak zniszczyć wszystkich. Kiedy jednak któregoś z nich uda im się odnaleźć, to nie spoczną póki nie zobaczą go nadzianego na pal i zwęglonego, taką nienawiścią do nich zapałały. Unodias pozostawił po sobie syna, równie potężnego maga, który przewodził druidom w tych ciężkich chwilach. I ta minęły lata, a ludzie nie zmienili swego zachowania na lepsze, wręcz przeciwnie stali się jeszcze gorszymi. Nas jednak chroni przed nimi kopuła i smoki, które pragną pomścić śmierć swego przyjaciela.
Tak zakończyła się ta historia, a mój ojciec gdy skończył mówić wyglądał na zamyślonego. On również tak jak smoki, pragnął zemsty, lecz ja nie wiedziałem wtedy co o tym myśleć i zasnąłem wciąż śniąc o smokach i naznaczonych, którzy mogli zrozumieć ich mowę.

* Wiek męski u druidów to 25 lat.

Od Ayame, C. D. Nicolasa

-Ayame.- odpowiedziałam.Wiedziałam czemu miałam być cicho, ale i tak to ignorowałam. Czyli jego też ktoś szuka, albo nie chce, żeby się o nim dowiedział.
-Nicolas.- był ode mnie starszy, nie za dużo, zresztą nie obchodziło mnie to zbytnio.Ważne było, czy moje przypuszczenia są trafne.
-Czemu się tu chowasz?-przerwałam chwilową ciszę.
-Nie ważne, zresztą mógłbym cię spytać o to samo. Czy możesz wreszcie...
-Nie, nie mogę. I nie mówię głośno.-przerwałam mu. Wiedziałam, co chce powiedzieć. Na zewnątrz było cicho, co znaczyło, że nie trzeba było się niczego bać, raczej.
-Jesteś stąd? Jak nie chcesz to nie odpowiadaj, ale to by mi pomogło.

<Nicolas?>

Od Gwedolyn

Patrzyłam za oddalającym się mężczyzną i bardzo chciałam, żeby ułożył sobie życie. Z tego co wiem, to dużo przeszedł i sama nie jestem pewna, czy gdybym była na jego miejscu, to potrafiłabym sobie z tym poradzić. Mam w końcu bardzo liczną rodzinę. Stałam z założonymi rękoma i wpatrywałam się w niewidzialny punkt gdzieś w oddali, aż nagle poczułam, że ktoś lekko mnie szturcha. Była to jasnowłosa właścicielka konia.
- Chodźmy, trzeba wprowadzić go do stajni. - powiedziała
- Czy "on" ma w ogóle jakieś imię? - zapytałam
Dziewczyna spojrzała na mnie, a potem na konia.
- Nie - odpowiedziała - ale zaraz może mieć. Czy Marchewek ci się podoba?
- Myślę, że lepiej dać mu jakieś poważniejsze imię. - zaśmiałam się
- Corrado jest odpowiednie? - zapytała - Znam je z jednej książki.
- Zdecydowanie. - uśmiechnęłam się
Wprowadziłyśmy nowo ochrzczonego zwierzaka do stajni i wróciłyśmy do gospody. Dni mijały spokojnie, razem z Elisabeth obsługiwałyśmy przyjezdnych, oraz tych, którzy często nas odwiedzali. Właśnie skończyłam zamiatać w jednym z pokoi, kiedy moja przyjaciółka przybiegła i zaczęłam głośno opowiadać.
- Grupka dziewczyn, które zawsze u nas siedzą i plotkują, rozmawiały dziś o Christopherze! - zawołała
- Christopherze?
- Nie pamiętasz go? - zdziwiła się - To ten co...
- Pamiętam - przerwałam jej - ale myślałam, że odjechał.
- Też tak myślałam. - powiedziała
- Więc? - zapytałam
- Te dziewczyny wiedzą więcej od nas! - krzyknęła - Wydaje mi się, że jest gdzieś w pobliżu, ale... zresztą chodź ze mną, zapytamy! - dodała i pociągnęła mnie za rękę

<Christopher? Co z tobą? c:>

Od Castiela, C. D. Rin

Miała długie, jasne, prawie białe włosy. Była strasznie chuda, ale mimo to piękna. Niebieskie, duże oczy widziałem nawet z tej odległości bardzo wyraźnie. Gdy wstała okazało się, że jest dosyć wysoka i smukła. Przyodziała długą zwiewną spódnicę, koloru jej tęczówek i białą koszulkę na ramiączkach.
Zastanawiałem się co odpowiedzieć. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Po środku stało wielkie, stare biurko na którym tkwił stos papierów oraz butelka z jakimś alkoholem. Za nim dwa wygodne fotele i duże okno. Po prawej stronie widniały regały z różnymi rzeczami. Na jednych spoczywały stare wysłużone już książki, na innych fiolki i buteleczki wypełnione rozmaitymi eliksirami i płynami.
- Nie. Chyba źle trafiłem. Nie wie może pani, gdzie jest jakaś gospoda? - zapytałem jeszcze raz z zaciekawieniem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Jak wyjdziesz z tego domu to w prawo a potem w lewo i na pewno zobaczysz szyld.
Zdziwiła mnie tym, że nie chciała mnie sama zaprowadzić. To było trochę wredne. Ale wzruszyłem tylko ramionami i odwróciłem się.
- Jeszcze jedno...

<Rin?>

Od Castiela, C. D. Anny

- Nie sądzę byś była uzdrowicielką - powiedziałem, wyprostowując się.
Zmierzyła mnie dokładnie wzrokiem i powiedziała:
- A ja, nie sądzę byś potrzebował jakoś specjalnie uzdrowienia.
Zrzuciłem kaptur. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
- No fakt. Jestem całkiem sprawny, ale nie szukam lekarza dla mnie. Moja mama jest ciężko chora i potrzebuje szybkiej pomocy - skłamałem.
Patrzyła na mnie długo, szukając kłamstwa w moich oczach, ale chyba go nie znalazła, bo zaprzestała przeszywania mnie wzrokiem i wzruszyła ramionami. Czekałem chwilę myśląc, że coś powie, ale ona milczała.
- No, ale po co ty tu jesteś? - zapytałem. - Nie sądzę żebyś ty również potrzebowała pomocy. A poza tym niemalże pewne jest to, że nie trafiłaś tu przypadkiem. A i nie chciałaś użyć tej ulicy jako skrótu, ponieważ to ślepa uliczka.
Popatrzyła na mnie lekko zdziwionym wzrokiem i rozejrzała się na obie strony. Stwierdziwszy, iż miałem rację powróciła do poprzedniej pozycji i powiedziała:

<Annie?>

Od Nicolasa, C. D. Ayame

Powoli wylazłem z siana. Nie podchodziłem zbyt blisko, bo musiałem mieć się na baczności od czasu zamachu na króla. Była to jakaś dziewczyna. Z dziewiętnaście, no góra dwadzieścia lat. Trochę niższa ode mnie. Nie wiem kim jest i czy nie zechce na mnie donieść lub po prostu mnie zabić. Nowi ludzie, wszędzie ich spotykam!! Nudni, szarzy i ponurzy! Nawet jak smoki miesiącami nas omijają to ci łażą jak trupy! A żeby groszem sypnąć to już zupełna .. Tu przerwałem moje bezgłośne narzekania bo dziewczyna odezwała się:
-Kim jesteś i co tu robisz, co? - zapytała cicho. Matko, ile razy ja to słyszę ostatnio. Ludzie wysilcie się trochę oryginalności! Odpowiedziałem jej krótko:
-Zdradź swoje imię , a poznasz moje. Poza tym chowam się tu i lepiej żebyś zamknęła jadaczkę, albo nie mówiła tak głośno, dobrze?

Ayame?

PA

Po raz kolejny postanowiłam przydzielić PA jednym z aktywniejszych członków bloga ;D Ostatnio trochę świeci pustkami, więc mam nadzieję, że dzięki temu zachęcę was do pisania C; PA otrzymują:


  • Castiel
  • Mercer
  • Thomas
  • Rin
  • Esalien
  • Nicolas

Muszę powiedzieć, że wciągnęłam się w wasze historie i czekam na CD ^^

~ Sensitive/druga adminka/Ciemna xD

Przykro mi, że to ja muszę być tą złą adminką, ale trudno. Postanowiłam odjąć PA: 
  • Tauriel, 
  • Amelii, 
  • Rabii, 
Myślę też, żeby rzadziej dodawać PA. Miały być dość specjalne, a w ciągu niecałego miesiąca  dodawałyśmy je dwa razy. 
~Anna

Od Esaliena, C. D. Saurena i Sensitive

I znów się zacznie. Może jednak dobrze, że sam odkrył tę ranę, nie musze zastanawiać się jak mu o niej powiedzieć. Teraz trzeba było jakoś mu przekazać informację o naznaczonej. Tyle, że nie miałem pomysłu jak. Mój ojciec natomiast nalał ciepłej wody do glinianego naczynia, a następnie dodał do niej jakieś zioła i wyciągnął z jednej z szafek bandaż. Położył potem to wszystko na stole i usiadł obok mnie, zaczynając odwijać stary bandaż z mojej ręki.
-Odpowiesz teraz na moje pytanie? –zapytał, kończąc odwijać bandaż i zanurzając fragment materiału w przygotowanej wcześniej wodzie.
-Powiem tylko, że w lesie nagromadziło się bandytów i rozbójników.
-Kolejny powód, by nie wychodzić poza barierę.
-Ale… -próbowałem wyjaśnić, lecz on popatrzył tylko na mnie surowo i zaczął przemywać moją ranę. Powodowało to jeszcze większy ból, niż ona sama. Najchętniej wyrwałbym mu moją rękę i zaprzestał tego, ale trzymał za mocno. Musiałem, więc jakoś to wytrzymać.
-Kto cię leczył? Jeśli robiłeś to ty to chyba muszę zacząć cię uczyć. Lepiej byłoby już nic z tą raną nie robić, niż owijać ją starym i brudnym bandażem.
-Nie zrobiłem tego ja, a zresztą nie było innego wyjścia.
-Pytałem o to kto to zrobił, a nie kto nie. Saisa z pewnością nie leczyła tej rany, ma większe umiejętności.
Nie chciałem mu jeszcze mówić o Sensitive, to chyba nie był dobry moment. Poczekałem, aż skończył przemywać ranę i zabandażował ją. Wtedy spróbowałem mu to powiedzieć, on jednak przerwał mi nie dając dojść do słowa.
-Wypij ten wywar, a potem zaprowadzę cię na górę. Musisz odpocząć.
Nie dałem rady się z nim spierać i tak by wygrał. Skończyłoby się na tym, ze musiałbym wysłuchiwać kazań jeszcze teraz. Zrobiłem, więc tak jak kazał. Wywar był gorzki, z czegokolwiek został zrobiony ledwo udało mi się go przełknąć. Poza tym nie przepadałem za piciem wrzątku. Kiedy już spory gliniany kubek stał na stole pusty, dźwignąłem się z krzesła i razem z moim ojcem ruszyłem na górę. Ręka o dziwo przestała boleć tak intensywnie, możliwe że zastosował jakieś zaklęcie. Kiedy tylko dotarliśmy do mojego pokoju, który wyglądał tak jakbym w ogóle z niego nie wychodził, spróbowałem ponownie porozmawiać z moim ojcem, nie udało mi się to jednak, ponieważ nie pozwolił mi ponownie dojść do słowa, on natomiast powiedział:
-Połóż się, niedługo zacznie świtać, a ty wyglądasz jakbyś nie spał przez kilka nocy.
Musiałem mu przyznać rację, nie spałem kilka nocy, ale wolałbym mieć możliwość porozmawiania z nim teraz, a nie rano. Moje próby były jednak bezowocne. Musiałem się położyć i nawet wtedy nie chciał ze mną rozmawiać. Wtedy jednak zdarzyło się coś zupełnie niespodziewanego.

<Sensitive?>

sobota, 8 lutego 2014

Od Thomasa, C. D. Mirajane

Drzwi zamknęły sie cicho za dziewczyną. Walnąłem sie na łóżko i wpatrzyłem w sufit. Myślałem tak o wielu istotnych i nieistotnych rzeczach. Najciekawszą rzeczą stała sie owa dziewczyna, którą ledwo co znałem. Nie wiedziałem nawet jak sie nazywa. Usiadłem na łóżku. Pokoik był niewielki aczkolwiek przyjemny. Niestety ciekawość jest silniejsza od lenistwa. Skoczyłem na równe nogi i zbiegłem po schodach na dół. Ludzi było jeszcze więcej choć, co dziwne, kelnerki stały sobie spokojnie. Najwidoczniej goście przyszli tu tylko posiedzieć. Zostawiłem tą nieistotną sprawe i usiadłem przy ladzie, za którą stała ciemnowłosa.
- Nie śpisz? - zdziwiła sie.
- Nie, nie śpie. Zapomniałem spytać jak masz na imie. - powiedziałem.
- Mirajane, a ty?
- Thomas.

<Mira?>

Od Ayame

Było późno. To był ten czas, kiedy było bezpiecznie. Chciałam iść dalej, jak najdalej. Usłyszałam straże. Zauważyli mnie. Zaczęłam biec. Kiedy byłam w dość dużo odległości od nich, schowałam się w jakieś szopie. Gdy krzyki ucichły, chciałam się rozejrzeć. To tu zostanę na tą noc. Nigdy więcej tego nie zrobię, nie będę ich marionetką. Kończę z tym. Chce zacząć nowe życie, nowy rozdział, bez nich, na zawsze. W szopie było dość ciemno, żadnych zwierząt, nic. Usłyszałam za sobą hałas. Odwróciłam się. Nikogo nie było widać. Podeszłam bliżej.
-Wyjdź, wiem, że tam jesteś.

<Dokończy ktoś?>

piątek, 7 lutego 2014

Reklama

Podoba ci się Udertwood? Masz w sobie nieuzasadnione pokłady weny twórczej? Jeśli tak, to zajrzyj też tu! ;D

Od Saurena, C. D.

Pukanie do drzwi było ciche, niepewne. Coś czułem, a po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że kogoś czułem. Powoli zszedłem na dół, zapaliłem świecę którą znalazłem na kuchennym blacie i podszedłem do drzwi. Na zewnątrz było ciemno, jednak tę twarz poznałem od razu.
-Esalien? –zapytałem cicho i nie czekając na odpowiedź wciągnąłem go do środka. Należały się mi wyjaśnienia, ale zadawał się zmęczony, więc tymczasowo nie miałem zamiaru prawić mu kazań. Posadziłem go w kuchni i zabrałem się za przygotowywanie wywaru. Miałem mu zadać kilka pytań, ale zauważyłem, że chwyta się za rękę. Zainteresowało mnie to i kiedy stawiłem przed nim kubek z gorącym napojem, powiedziałem:
-Coś się stało?
-Nic.
-Na pewno?
-Dlaczego miałbym kłamać –powiedział, lekko zdenerwowany. –Jeśli mówię, że nic się nie stało to…
Znów chwycił się za rękę i wykrzywił się z bólu.
-Co się stało?


<Esan?>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

Spojrzałam ze złością na oddalającego się chłopaka. Nawet nie dał mi dojść do słowa, tylko pobiegł w bliżej nieokreślonym kierunku. Boże... Jeśli przeznaczenie mnie nie wykończy, to z pewnością zrobi to on. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wygramoliłam z niewielkiej jaskini. Ruda uczyniła to samo. Mogłaby zmienić imię na jakieś mniej skomplikowane, nie idzie go zapamiętać. Wracając jednak do tematu, zawołałam Tanukę. Ten bez chwili namysłu podbiegł do mnie. Już miałam wsiadać na ogiera, kiedy ruda powiedziała:
- Będziesz się wyróżniać. Pójdziemy na piechotę.
- Nie jeździcie konno?- spytałam ze zdziwieniem.
- Nie po wiosce, a po za tym twój koń nie jest tu znany. Wzbudziłoby to tylko podejrzenia- odpowiedziała dziewczyna. Niechętnie zostawiłam Tanukę przy jaskini i ruszyłam za rudą w stronę wioski.

< Esan? Jak tam sytuacja u ciebie? >

Nieobecność

W skrócie chciałabym wam tylko podziękować za zrozumienie mojej nieobecności na blogu. Nie było mnie od poniedziałku do wczoraj (wróciłam o 22, nie wchodziłam już na komputer). Muszę was też uprzedzić, że ledwo co rozpakowałam rzeczy z plecaka, a już pakuję się do walizki- jutro znów wyjeżdżam, tym razem na tydzień. Wezmę jednak laptopa, może uda mi się wchodzić wieczorami.
Dziękuję i przepraszam. C;
~Anna

Od Anny, C. D. Castiela

Noc była ciemna, jednak niebo gwieździste. Idealny wieczór, by dowiedzieć się czegoś o moim celu. Zdrowym krokiem przemierzałam ulice miasta, czując ból naciągniętych mięśni łydek. Cholera, mogłam trochę się rozgrzać przed tak długim marszem.
Skręciłam w wąską alejkę, spodziewając się dotarcia do gabinetu medyka. Przyspieszyłam kroku i odwróciłam głowę, sprawdzając, czy na horyzoncie nie pojawił się nikt inny. Zanim zdążyłam spojrzeć w przód, poczułam, że na kogoś wpadam. 
Spojrzałam na obcego mężczyznę. Cóż, wiele mi to nie pomogło, gdyż całą jego twarz spowijał czarny kaptur. Ze spuszczoną głową opierał się o gmach siedziby lekarza. Szkoda tylko, że raczej nie zazna tutaj pomocy. Od dawna miałam na celu tego jegomościa, który w większości przypadków ściągał na ludzi śmierć- a nie zdrowie.
-Nic się nie stało, panienko- wycharczał mężczyzna. Ukradkiem udało mi się zobaczyć jego oczy. Ciemne, błyszczące i bez wątpienia nie należące do starca.
Mimowolnie poczułam lekkie zdenerwowanie. Postanowiłam trochę zaimprowizować.
-Czeka pan na lekarza?- zapytałam ze współczuciem.- Przykro mi, ale teraz jest zajęty. Jednak ja mogę panu pomóc- uśmiechnęłam się promiennie. Miałam nadzieję, że nie wyglądało to aż tak sztucznie.
Zastanawiałam się, czy się ujawni, czy też może będziemy brnąć w kłamstwie dalej.

<Castiel?>

Od Esaliena, C. D. Sensitive

Sytuacja, no właśnie... Co ja mam jej powiedzieć?
-Nie udało mi się jeszcze z nim porozmawiać, nie mogę jednak zostawić cię tutaj samej. Saisa zostanie z tobą. Ja muszę wracać. Nikt nie wie, że wróciłem, nie wszedłem do wioski, bo o czymś sobie przypomniałem. Nie możesz wejść do wioski nie znając naszych zwyczajów. Saisa wszystko ci wytłumaczy. Ja tymczasem odwrócę uwagę mojego ojca i wejdziecie do wioski, a to –powiedziałem podając jej płaszcz –żebyś się zbytnio nie wyróżniała z tłumu. Wolelibyśmy żeby rada zobaczyła cię pierwsza, nie potrzebnie wywołalibyśmy zbędną panikę.
Nim zdążyła dać mi odpowiedź, pobiegłem przez las. Niedługo potem siedziałem na gałęzi drzewa stojącego na skraju wioski. Wciąż nie wzeszło słońce, miałem trochę czasu na rozmowę.

<Senistive?>

Od Saurena, C. D.

Poszedłem z powrotem do mojej sypialni i wkrótce zapadła noc.
"Stałem wśród niedobitków po tej wyczerpującej nasze siły walce. Wokoło mnie mnóstwo ciał poległych, a ziemia była splamiona krwią. Ci którzy przeżyli płakali nad umarłymi. Niedługo potem ruszyli do wioski niosąc ich ciała, ja jednak zostałem na polanie sam ze swoim smutkiem i bólem. Wtedy w powietrzu rozległ się trzepot smoczych skrzydeł. Niedługo potem gad zleciał na polanę i usiadł tuż za mymi plecami. „Witaj Wielki Mistrzu” powiedział telepatycznie. Był jedynym, który wciąż pragnął zatrzymać tę umiejętność, lecz rozmawiał tylko z potomkami Unodiasa. „Witaj Lagrenie, co sprowadza smoka na tą polanę?” Zapadła cisza, mącona jedynie ciężkimi oddechami potężnego stworzenia. „Pragnę zemsty, tak samo jak ty, potomku mego przyjaciela, polecę w stronę królestwa i zakryję nad nim słońce. Ludzie poczują mój gniew, zmieniony w żar. Wymorduję ich.” Miałem lepszy pomysł. „Nie przyjacielu, nie ich zniszcz, lecz ich uprawy i bydło. Ich cierpienie będzie większe.” Na pysku smoka pojawiła się coś co przypominało uśmiech. Mogło to oznaczać tylko jedno. „Niech, więc tak będzie, zniszczę ich uprawy, bydło i spichlerze, a naznaczonym, którym smoki dały swój największy dar, odbiorę to co najcenniejsze.” Odleciał pozostawiając mnie w świecie moich własnych myśli. Ludzie mieli długo pamiętać ten dzień…"
Znów sen, tym razem jednak wyrwał mnie z niego odgłos pukania do drzwi. Kto mógł przyjść w środku nocy?

< CD nastąpi >

Nowa członkini, Ayame!


AYAME DARAHITI

Od Sensitive, C. D. Esaliena

- Spędzisz noc tutaj- powiedział Esan.- Ja w tym czasie uspokoję ojca i pomyślę co dalej.
- Czyli mam tu siedzieć jak jakieś zwierzę dopóki nic nie wymyślisz?- spytałam z ironią w głosie.
- Proszę, nie odbieraj tego w ten sposób. Sama przecież powiedziałaś, że bez sensu jest pokazać się radzie bez żadnego planu- odpowiedział chłopak. W sumie, to miał rację. Niechętnie przystałam na chwilowe zamieszkanie tu. Esan wraz z rudą poszedł w stronę wioski, a ja oparłam się o kamień i odetchnęłam głęboko. Na zewnątrz Tanuka spokojnie skubał trawę. Od czasu do czasu spoglądał na mnie, zupełnie jakby wyczuwał mój niepokój. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, ale w końcu zapadła noc. Położyłam się i zamknęłam oczy. Długo nie mogłam zasnąć. Wydarzenia z ostatnich kilku dni nie dawały mi spokoju. Miałam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. W końcu udało mi się zasnąć. Nazajutrz obudził mnie Esan.
- I jak sytuacja?- spytałam chłopaka.

< Esan? >

Od Saurena

„Ludzie na koniach z pochodniami przemierzali las. Pośpiech był wskazany. Wciąż słyszałem ich głosy, aż w końcu znaleźli to czego szukali. Po lesie rozległ się wrzask, po nim nastąpił płacz i zawodzenie. Skradanie było już teraz niepotrzebne, rzuciłem się biegiem w tamtą stronę. Za późno. Ich już nie było. Na polanie siedziała już tylko młoda druid, podtrzymująca zakrwawione ciało. To ciało to była… Pobiegłem do nich. Moja żona, dlaczego? Ogarnął mnie gniew.
-Zabiorę cię stad –powiedziałem.
-Szukaj innych- odrzekła mi od kaszlując krwią. –Potrzebują Cię bardziej.
Po lesie znów rozniosło się echo krzyku. Musiałem ją zostawić umierającą, choć tego nie chciałem. Ona jednak nalegała bym szedł. Tak też uczyniłem. Biegłem dalej przez las mając wciąż przed oczami widok zakrwawionego ciała mojej żony. Ledwo powstrzymałem się od łez. Kiedy w końcu udało mi się odnaleźć grupę młodych druidów, walczyli wytrwale z ludźmi. Dołączyłem do nich, by pomóc. Musieliśmy bronić osłony. Niewielu nas było. Zaledwie garstka, przeciwko oddziałowi wojowników działających pod rozkazami króla. On zaś tchórz stał na uboczu chroniony przez swoją gwardię. Nie mogłem pojąć jak gniady koń może nosić jego tyłek. Nie rozumiałem tego. W walce zaczęła przemawiać przeze mnie czysta nienawiść. Chciałbym pozbyć się tego uczucia, jednak nie potrafiłem. Walka była zacięta, wielu wojowników już upadło i ich król postanowił uciec z pola walki. Bez dowódcy wojsko było rozproszone i udało się je przegnać z lasu. Zapłaciliśmy za to jednak wielką cenę. Wielu z naszych odeszło, a z wśród nich była moja żona. Jeszcze raz ujrzałem ją w krwi, umierającą…
Wtedy obudziłem się z tego snu. Zbyt często to się zdarzało. Wokoło mnie panowała ciemność. Kołdra leżała na ziemi. Nie wiedziałem dlaczego to wspomnienie wciąż powraca. Nie potrafiłem zapomnieć tego co się wtedy stało. Z przyzwyczajenia wyszedłem po schodach na samą górę i zajrzałem do pokoju mojego syna. Mimo iż zniknął już trzy noce temu, pokój wyglądał tak jakby nie wychodził z niego w ogóle. Po podłodze walały się papiery i pędzle. Oprócz nich od czasu do czasu zdarzało mnie się wdepnąć w plamę farby, albo kawałek węgla. Taki sam bałagan jak zwykle. Zaczynałem się martwić. Zbyt długo go nie było, a Saisie nie udało się go jeszcze znaleźć. Był gdzieś poza barierą i to napawało mnie strachem. Musiałem go jakoś odnaleźć, lecz nie mogłem tego zrobić używając więzi telepatycznej jaka nas łączyła. Zamknął swój umysł przede mną. Musiałem wymyślić coś innego. Zszedłem na dół. Spojrzałem na drzwi i przez chwilę liczyłem, że Esailen do nich zapuka i wróci.

< CD nastąpi >

środa, 5 lutego 2014

Od Esaliena C.D. Sensitive

Tak, więc znowu byliśmy tam, ale tym razem chciałem zabrać stąd tylko swoją torbę o której wcześniej zapomniałem. Potem musieliśmy ruszać dalej, choć nastał już wieczór. Sensitive zdawała się trochę nerwowa, kiedy jej powiedziałem, że nie nocujemy w drzewie. Zresztą kto by nie był na myśl o spotkaniu rady, a może co gorsza najbardziej ortodoksyjnego Asala, czyli mojego ojca. Tak, więc kiedy ruszyliśmy rozmowa jakoś się nie kleiła. Ręka bolała mnie potwornie, a ból jeszcze się nasilał. Kasneir chyba to wyczuł bo przyspieszył kroku i zamiast kierować się prosto do wioski pobiegł nad rzekę. Tam przepłukałem ranę. Niewiele to pomogło, lecz choć na chwilę mogłem nie skupiać się na bólu. Pozwoliło nam to na dotarcie na skraj wioski. Kiedy się to stało zaczęliśmy przemieszczać się wzdłuż granicy, tak by nie dać się zauważyć. Było to jednak ciężkie zadanie ze względu na konia Sensitive, który nie był przystosowany do podróży po lesie. Znałem tylko jedno miejsce dogodne dla nas na nocleg, a raczej dla naznaczonej. Ja musiałem iść do ojca i uspokoić go tak, by niczego się nie spodziewał. W przeciwnym wypadku nie skończyłoby się to najlepiej. Dotarliśmy wtedy do płytkiej jaskini. Było tam jednak na tyle miejsca, by zmieścić nas wszystkich.
-Co teraz? –zapytała Sen.


<Sensitive?>

Nowy członek, Sauren!

SAUREN SAIDONU

Od Mirajane, C. D. Thomasa

- Już mnie obsłużyłś. Szefowa nie będzie sie ciebie czepiać. - powiedział gdy podałam mu piwo. Zastanawiałam się czy powinnam się do niego dosiąść. Rozglądnęłam się po sali, Ergii nigdzie nie było, więc usiadłam na wskazanym miejscu.
- Dokąd zmierzasz? - zapytałam, po przyjrzeniu się mężczyźnie.
- Nie mam określonego celu, podróźuję po kraju szukając przygód. - A ty jak widzę, pracujesz w karczmie - popatrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami.
- Tak, nie za bardzo miałam wybór by pracować gdzie indziej.
Podniósł pytająco jedną brew.
- Jestem sierotą, od zawsze bywałam w tej karczmie, w końcu zaczęłam tu pracować... - urwałam, zdałam sobie sprawę, że zwierzam się zupełnie obcemu człowiekowi - Ale może, nie powinnam ci tego mówić?
- Nie, możesz mówić.
Kontynuowałam, opowiedziałam mu o moim życiu w karczmie, sprawę Ingela ominęłam szerokim łukiem.
Za oknem zaczęło jaśnieć.
- Chciałbyś wynająć jakiś pokój? - zapytałam.
- Jeśli można - odrzekł.
Zaprowadziłam go na piętro, wprowadziłam go do jednego z wolnych pokoi, wręczyłam mu klucz i wyszłam. Dopiero u siebie uświadomiłam sobie, że nie znam jego imienia.

<Thomas?>

Od Nicolasa, C. D. Mercera

Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie był to psychopatyczny uśmieszek, bo w sumie nie cieszyła mnie zbytnio wizja przedwczesnej śmierci. Przynajmniej wiem że to raczej ten drugi typ. A może to ten którego szukam, tylko zabrakło mu idiotów do wykonywania brudnej roboty? A czort wie. Wzruszyłem ramionami.
-Co, zabrałem Ci zabawę przyjemniaczku?- odparłem z uśmiechem- Wiesz, nie uwierzysz mi, ale nie jestem kapusiem. -dodałem wątpiąc że tym wskóram cokolwiek- Poza tym, jak bym chciał Cię wydać to już bym uciekał.
-Doprawdy? -odparł facet- Cóż, nie wiele mnie to obchodzi.
-Tak też myślałem. -odrzekłem znowu wykrzywiając usta w uśmiech - Są teraz dwie opcje; Albo pogadamy, albo zaczniemy sie gonić po dachach aż któryś nie skona. - domyślałem sie która opcja jest bardziej prawdopodobna- To co wybierasz?

Mercer?

wtorek, 4 lutego 2014

Od Mercera, C. D. Nicolasa

W moich oczach płonęła wściekłość i chęć rzucenia się ze sztyletem do gardła obcego mężczyzny. Mój cel już dawno zniknął.
-Czy ty, do kurwy nędzy, zdajesz sobie sprawę, że właśnie zniszczyłeś moją okazję na zarobek?-warknąłem.
Co on sobie wyobraża? Najpierw zachodzi mnie od tyłu jak niewyżyty pedał, a potem jeszcze głupio się mnie pyta co ja tu robię? Poza tym, robi się niebezpiecznie. Facet może mnie wydać strażom, a do tego nie mogę dopuścić.
-Za dużo wiesz na mój temat. Trupy nie mówią za dużo, więc nie zostawiasz mi wyboru.-Uśmiechnąłem się lekko i obnażyłem swoją broń. 

<Nicolas?>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

Wkroczyliśmy w nieznaną mi jak dotąd część lasu. Cisza, spokój... Od razu widać było, że człowiek nie postawił tu stopy. Nad naszymi głowami co jakiś czas przelatywały ptaki. Takich jak one także nigdy nie widziałam. Kwitnące we wszystkich kolorach tęczy krzewy i drzewa jeszcze bardziej utwierdzały mnie w przekonaniu, że ten las jest wyjątkowy. Minęło trochę czasu zanim przeszliśmy przez barierę. Teraz tuż za Esanem przeprawiałam się przez wartki strumyk. Po następnych dwóch godzinach przedzierania się przez las powoli zamieniający się w puszczę wyjechaliśmy na znaną mi już polanę. Na jej środku znajdowało się drzewo służące za pracownie Esana. Zsiedliśmy z koni... To znaczy ja i ruda z Tanuki, a Esan z Kasneira.

< Esan? Sorki, że tak krótko. >

Od Esaliena, C. D. Sensitive

To dobre pytanie. To wręcz bardzo dobre pytanie, tylko jak na nie odpowiedzieć? Zapewne będzie ją trzeba przedstawić radzie, ale jak to zrobić. Zapewne kiedy przybędziemy będzie już noc. Tym sposobem pierwszym problemem będzie miejsce w którym przenocujemy, trzeba będzie cos wymyślić. Problemem numer dwa będzie nie danie się zauważyć, a największym problemem numer trzy- mój ojciec. Głównie dlatego, iż nie wiem jak wytłumaczyć mu, że naznaczona nie ma złych zamiarów. Teraz jednak naszym podstawowym celem było dotarcie za barierę, a żeby to zrobić musieliśmy udać się w stronę miejsca tylko mnie znanemu.
-Coś wymyślę -powiedziałem jej. –Teraz musimy skupić się na przejściu przez barierę.
-Czyli, że nie masz planu –stwierdziła i spojrzała w moją stronę przenikliwym spojrzeniem.
-Nie ma c planować kiedy jeszcze nie wiemy czy uda nam się niezauważonym przejść do miasta, poza tym mam jeszcze cały dzień na wymyślenie co dalej zrobić.
Nie powiedziała już nic więcej i jechaliśmy dalej. Rozpoczęliśmy właśnie podróż po obszarze lasu nie znajdującym się co prawda za barierą, lecz nie znanym ludziom. 

<Sensitive?>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

- Ruszamy- powiedziałam, po czym podniosłam się z ziemi. Zawołałam Tanukę. Koń podbiegł do mnie, a ja wsiadłam na niego. Ruda usadowiła się za mną, a Esan dosiadł swojego jelenia... Nawet w moich myślach brzmiało to dziwnie, ale wróćmy może do podróży. Ruszyliśmy ścieżką wydeptaną przez mieszkańców lasu. Minęło trochę czasu. Ile? Sama nie wiem... Może cztery godziny, a może pięć... W każdym bądź razie było już po południu. Esan zarządził krótką przerwę. Zsiedliśmy z naszych wierzchowców i usiedliśmy pod rozłożystym dębem.
- Niedługo przejdziemy przez barierę,- oznajmił chłopak- a jutro rano, włączając w to odpoczynek, dotrzemy do miasta druidów.
- Masz jakiś konkretny plan jak mnie przedstawić innym?- spytałam. Esan spojrzał na mnie dziwnie.
- No, chyba nie wyjdziesz na środek miasta i nie zaczniesz krzyczeć, że wpuściłeś człowieka za barierę.

< Esan? C; >

poniedziałek, 3 lutego 2014

Od Esaliena, C. D. Sensitive

Chyba dobrze, że nie obudziliśmy jej wcześniej jak to proponowała Saisa. Jadła szybko. Ciekawe kiedy jadła ostatni posiłek. Przez całą noc czuwałem. Saisa zniknęła w lesie poszukać jedzenia, co skończyło się garścią jagód, którą teraz zjadała z apetytem naznaczona. Choć tego nie wiedziała, było już długo po wschodzie słońca. Teraz powinniśmy już ruszać. Jednak nie wiedziałem czy jest w stanie.
-Ruszamy, czy wolisz czekać? –zapytałem. Wtedy też znów zaczęła boleć mnie ręka. Dopiero wówczas przypomniałem sobie o mojej ranie. Sensitive spojrzała na mnie zmartwiona, musiała zapewne spostrzec, że znów odczuwam ból. Przy następnym jego ataku, który nastał niedługo po pierwszym, pospiesznie odwinąłem bandaż. Ujawniłem tym sposobem, że do rany musiało wdać się zakażenie. Biegły bowiem od niej czerwone pręgi i pojawiła się ropa.

<Sensitive?>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

Promienie słońca poraziły mnie w oczy. Mruknęłam coś pod nosem i przewróciłam się na bok... To znaczy przewróciłabym się, gdybym przy okazji nie spadła z drzewa...
- Sen, nic ci nie jest!?- usłyszałam głos Esana. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej masując się przy tym po głowie. Chciałam coś powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język. Zostawiać śpiących ludzi na drzewie!?
- Masz, zjedz coś zanim ruszymy dalej- powiedział chłopak, po czym podał mi kawałek chleba i jagody. Wzięłam je i zaczęłam jeść. Nastała cisza. Po chwili rozejrzałam się dookoła. Tanuka pił właśnie wodę ze strumyka, a Kasneir spokojnie przeżuwał trawę. Kiedy skończyłam posiłek odezwał się Esan...

< Esan? >

Quest od Esaliena

Rok przed wydarzeniami w Undertwood
Sam nie wiem dlaczego, aż tak lubię wychodzić poza barierę. Las wewnątrz jej jest tak samo piękny, jeśli nie piękniejszy. Tyle, że coś każe mi wyjść poza nią, jakaś siła. I ona zawsze ciągnie mnie w głąb terenów, których nie znam. Tak też zdarzyło się wtedy. Jak zwykle starając się opuścić wioskę bez zwrócenia na siebie uwagi co było trudne, biorąc pod uwagę, że nie ma w niej osób nieznajomych i każdy musi przywitać się i zamienić z tobą słowo. I nawet kiedy już uda się przejść przez ten cały rytuał nie można być pewnym, że uda się przejść przez barierę. Jest być może największa przeszkoda, bo rada dokładnie wie kto, kiedy i gdzie ją przekracza. Dlatego, by przejść przez nią bez zwracania na siebie uwagi należy wykorzystać d tego magię, a nie jest to znowu takie proste. Zaklęcie jest skomplikowane, a ilość energii jaka trzeba zużyć ogromna. Dlatego wymyśliłem coś lepszego. Stworzyłem coś na kształt pęknięcia w barierze. Jest to o tyle pomocne, że dużo łatwiej rozszerzyć istniejące już przejście, niż tworzyć nowe. Używając tego sposobu mogłem wyjść za barierę kiedy chciałem. Pęknięcie było prawie niemożliwe do odnalezienia. Bariera ciągnie się przez kilka mil i raczej nikt nie organizuje jej obchodu. Dlatego tak łatwo mogłem wyjść do zewnętrznej części lasu.
Dzień był wtedy ciepły i wietrzny, a że nie zbierało się na deszcz, to nie było przeszkód by wybrać się w niezwiedzone jeszcze części lasu. Kasneir poszedł ze mną jak zwykle. Idąc spokojnie pośród drzew zapatrzyłem się tym razem w grupę saren kryjących się pośród obfitego podszytu i skubiących trawę. Zawsze kiedy patrzę na zwierzęta nie mogę się im nadziwić. Tym razem nie było inaczej. Następnym przystankiem stało się mrowisko, na którego powierzchni, aż roiło się od czarnych robotnic znoszących różne rzeczy do środka. Wtedy mój jeleni przyjaciel postanowił opuścić mnie na chwilę i podążyć w las sobie tylko znanymi ścieżkami. Czasem chciałbym do niego dołączyć i poznać jego własny świat tak jak on poznał mój. Teraz jednak postanowiłem iść wzdłuż strumienia i przyjrzeć się pływającym pod prąd rybom. Ich łuski połyskiwały pod wpływam promieni słońca padających na strumień przez szpary pomiędzy liśćmi. Idąc powoli wzdłuż brzegu postanowiłem przejść na druga stronę, by przyjrzeć się dokładnej nieznanemu mi jeszcze lasowi.
Las po drugiej stronie na pierwszy rzut oka niczym się nie różnił, lecz kiedy przyjrzałem się bliżej zacząłem odczuwać cos dziwnego. Im dalej szedłem ścieżką pomiędzy ustawionymi w dwóch szeregach drzewami, tym silniejsze zdawało się uczucie, że coś jest nie tak. O dodatkowe zdziwienie przyprawił mnie wzór w jakim rosły drzewa. Buk, brzoza, dąb, buk, brzoza, dąb… Było to dosyć interesujące. Niedługo potem lekki wiatr towarzyszący mi przez cały spacer ustał... Co ja mówię, w ogóle nie było żadnego ruchu powietrza. Wszystko zatrzymało się jakby w jednaj chwili, nic nie byłem w stanie usłyszeć. Pomyślałem, że coś za pewne dzieje się ze mną, lecz chyba nie w moim ciele tkwił problem. Całe zjawisko intrygowało mnie i choć chciałbym już wracać, zmusiłem się by iść dalej. Kolory stały się bardzo wyraźne, wręcz zbyt wyraźne. Zdawało mi się jakby zaczęły znikać wszystkie barwy przełamane, a zastępowane były zupełnie czystymi. Drażniło to moje oczy. Świat wyglądał nienaturalnie. Stał się nierzeczywisty. Ścieżka poszerzyła się i ujrzałem przed sobą jaskinię. Wszedłem do niej i nie poczułem nawet strachu. Zagłębiając się do niej dotarłem do czegoś na kształt olbrzymiego pokoju. Pośrodku niego znajdowało się źródło od którego wypływał strumyk. Nieopodal siedziała postać starca. Minęła chwila nim udało mi się w nim rozpoznać jednego z mistrzów.
-Siadaj chłopcze –powiedział.
-Co tutaj robisz mistrzu? –zapytałem, siadając naprzeciw niego.
-Obserwuję –odrzekł spoglądając w źródło. Ja nie widziałem w nim nic więcej niż wodę.
-Co obserwujesz mistrzu.
-Świat, potomku Unodiasa, świat. Obserwuję Ratarów. Czuwam czy nie planują nam zagrozić. Źle byłoby nie wiedzieć o czymś tej wagi.
-Dlaczego tutaj?
-Przez kopułę trudno patrzeć, z potężnej magii jest zbudowana. Z bardzo potężnej, lecz strzec jej trzeba i dlatego oczy mam otwarte i czuwam.
Nic już więcej nie powiedział, więc postanowiłem pozostawić go i nie przeszkadzać mu w jego pracy. Przed jaskinią czekał na mnie już Kasneir. Poszliśmy więc w stronę domu razem, żadne jednak z nas nie miało na to jeszcze ochoty, więc postanowiłem iść na chwilę do mojego drzewa. Tam używając wyłącznie barw czystych postarałem się odwzorować to co widziałem przy jaskini. Do domu wróciłem dopiero następnego dnia rano. Kasneir natomiast pozostał za zaporą i znów włączył się gdzieś po sobie tylko znanych zakamarkach lasu.

Od Nicolasa, C. D. Mercera

-A co tu robimy o tak późnej porze?-zapytałem z uśmiechem.
-A co Ci do tego?!-warknął wściekły mężczyzna. W prawdzie wiedziałem, że czaił się na jakiegoś gościa, ale mnie to nie obchodziło. Gdzieś tu był mój zleceniodawca. Nie chciałem forsy, bo przecież króla nie zabiłem. Chciałem go znaleźć. Nie zabić bo na pewno byłby pierwszy. Chciałem wiedzieć kto to. Gdzie mieszka. Wydać go. Nie chodziło o nagrodę. I tak straże by mi nie uwieżyły. Chodziło o moją wiarę, światopogląd który wskazywał jednoznacznie na to, że nie powinienem zostawiać tak tej sprawy. Dla tego zaciekawił mnie ten mężczyzna. Może to on? A może jest tylko ślepym mordercą, który nie zważa na to kogo zabije wykonuje swoją robotę? Kto to wie? Z zamyśleń wyrwał mnie jego głos.


Mercer?

Od Mercera

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a jego ostatnie promienie oświetlały ciemne wnętrze obskurnej, cuchnącej karczmy. Wszędzie snuły się podejrzane typy, kurwy, czy pijani w trupa faceci. Oparłem się o krzesło i z ciemnego kąta Sali przyglądałem się wszystkim gościom. Zapaliłem fajkę i wsadziłem ją do ust. Wreszcie się ukazał. Do środka wszedł niezbyt wysoki, ale umięśniony typ o twarzy zarośniętej gęstą czupryną i brodą. Spomiędzy włosów błyszczały bystre, piwne oczy. Facet utykając na jedną nogę podszedł do wolnego stołu. Zaraz podeszła do niego ładniutka kelnerka. Zamówił coś i przeleciał wzrokiem po ludziach dookoła. Siedziałem za nim, więc nie widział, że gapię się na niego przez cały czas. W mojej głowie kotłowała się wizja zarobionych, upragnionych pieniędzy. Kelnerka przyniosła Kulawcowi talerz z jakimś odpychającym żarciem i kufel kwaśnego, przypominającego szczyny piwa. Mój cel zaczął łapczywie jeść. Gdy osuszył kufel i opróżnił talerz wstał, zapłacił i ruszył do drzwi. Również się podniosłem i wyszedłem rzucając kobiecie monetę za wcześniejszy posiłek. Narzuciłem na głowę kaptur i idąc blisko budynków ruszyłem za Kulawcem. Ciągnął za sobą nogę. Byłem pewien, że facet mnie nie widział. Doskonale. Czekałem, aż wreszcie dowlecze się do miejsca, które będzie idealne do ataku. Zbliżaliśmy się. Zwinnie jak kot wskoczyłem na dach jednego z budynków i ostrożnie przykucnąłem na jego krawędzi. Moja ofiara skręciła w jedną z alejek pomiędzy księgarnią, a szewcem. Był tuż pode mną. Zacisnąłem dłoń na sztylecie, adrenalina gwałtownie skoczyła. Przygotowałem się do skoku. Otwarłem szerzej oczy, gdy poczułem jak nie wiadomo skąd tuż za mną pojawiła się jakaś postać, która chwyciła mnie za gardło i pociągnęła do tyłu. Miałem ochotę wrzeszczeć. Taka okazja zmarnowana przez… właśnie, kogo?
Odwróciłem się ze wściekłością na twarzy patrząc w oczy obcej mi osoby.
<ktokolwiek?>

niedziela, 2 lutego 2014

Od Esaliena, C. D. Sensitive

Kiedy ruszyliśmy zacząłem się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby jednak trochę się zdrzemnąć na polanie. Oczy Sen zamykały się i widoczne było, że walczyła ze zmęczeniem. Zacząłem się już nawet martwić, że spadnie z konia. Trzymałą się jednak i nie dawała opadającym powiekom za wygraną. Niedługo jednak trwałą ta walka, ponieważ wkrótce usłyszałem głos Saisy.
-Pomożesz.
Kiedy odwróciłem głowę zobaczyłem moją rudowłosą przyjaciółkę podtrzymującą kobietę na koniu. Ta druga spała w najlepsze. Zatrzymałem Kasneira i pomogłem Saisie ściągnąć Sensitive z konia. Następnie wdrapaliśmy się na drzewo i tam położyliśmy naznaczoną. Przykryłem ją jeszcze tylko moim płaszczem, żeby nie zmarzła.

<Sensitive? Przepraszam, że krótko>

Od Sensitive, C. D. Esaliena

Spojrzałam na niego ze smutkiem. Niestety, nie jestem dobra w pocieszaniu. W dodatku z racji, że nigdy nie znałam swoich rodziców nie wiem jak czuje się ktoś, kto nagle ich traci. Jednak jeśli ta osoba czuje się tak jak ja po śmierci Aldreda i stracie Mike`a, to szczerze życzę temu komuś słabej pamięci. Wracając do rozmowy...
- Przykro mi- to jedyne co przeszło mi przez gardło w chwili obecnej.
- Nie musisz mi współczuć- odparł Esan- teraz najważniejsze jest dotarcie za barierę. Nie ma czasu do stracenia, ruszajmy- po tych słowach chłopak wsiadł na Kasnaira, a ja wraz z rudą na Tanukę. Ruszyłam za Esanem wyglądającym dosyć osobliwie na swoim "wierzchowcu" w stronę lasu. Był już środek nocy. Ledwo patrzyłam na oczy. Tyle wrażeń w ciągu tych ostatnich dwu dni i ani jedna nie przespana godzina...

< Esan? Sen się chyba przysnęło XD >

Od Esaliena, C. D. Sensitive

Może rzeczywiście powinna wiedzieć. Jeśli ma się spotkać z moim ojcem powinna być przygotowana na to co ją czeka. Wolałbym nie poruszać tego tematu, ale przez upór Saisy, musiałem.
Dowiem się o co chodzi? –zapytała Sensitive. Teraz już nie było wyjścia.
-Mówiłem, że dziesięć lat temu wasz król postanowił zniszczyć kopułę, prawda?
Skinęła głową w odpowiedzi.
-Tak, więc nie obyło się to bez strat po naszej stronie. Nie przygotowaliśmy się wtedy na atak. Stało się tak ze względu na miejsce w którym zaatakowali. W tym miejscu bariera jest najsilniejsza, rada nie mogła przewidzieć, że tam nam zagrożą. Tak, więc to miejsce nie było chronione. Z tego co pamiętam był to całkiem spokojny dzień na początku jesieni. Mój ojciec wyjątkowo nie był na posiedzeniu rady i kiedy przybyła wieść o ataku natychmiast kazał mi siedzieć w domu i nie wychodzić. Mojej matki wtedy nie było. Poszła do lasu. Nie za bardzo wiedziałem co się działo. Miałem niecałe pięć lat. Jedyne co mogłem wywnioskować to fakt, że w wiosce panowało poruszenie. Nie wiedziałem co się działo. Czekałem, aż ojciec, albo matka wrócą. Nie widziałem ich, aż nastał wieczór. Słyszałem jak jakaś kobieta płakała. Wyglądając przez okno spostrzegłem, że ludzie na polu mają smutne twarze. Wtedy do domu wszedł ojciec. Był równie smutny, nic nie mówił. Był ranny w lewy bok. Powiedział, żebym poszedł spać Zrobiłem, jak kazał. W nocy byłem pewny, że słyszę jak płacze. Najgorsze miało miejsce rano. Nie za bardzo wiedziałem co robić. Siedziałem więc na łóżku z kawałkiem węgla w ręku i rysowałem drzewo. Wtedy wszedł ojciec, posadził mnie sobie na kolanach i próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił dobrać słów. Nie pamiętam, by kiedykolwiek wcześniej mu się to zdarzyło. Wtedy musiało z moich ust paść pytanie, którego chyba najbardziej się bał. „Gdzie jest mama?” Nie będę opisywał całej rozmowy, powiem jaki miało to wszystko koniec, choć zapewne już się domyślasz. Moja matka i kilku innych druidów byli poza kopułą. Kiedy nadeszli ludzie wszyscy zginęli. Niedługo potem rada zabroniła przechodzenia przez nią bez pozwolenia, a mój ojciec znienawidził was jeszcze mocniej.

<Sensitive?>