EDWARD
piątek, 31 stycznia 2014
Nowy członek, Nicolas
NICOLAS KIRKLAND
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Saisa, dlaczego teraz? Mam ważniejsze sprawy na głowie niż słuchać kazań. Ty jednak nic nigdy nie rozumiesz. Moja przyjaciółka pobiegła w nasza stronę i zdecydowałem się w jak najszybszym tępię wytłumaczyć Sensitive o co w tym wszystkim chodzi. Nie zdążyłem jednak nawet otworzyć ust, kiedy Saisa stanęła naprzeciw mnie.
-Dałam Ci jeden dzień! –krzyknęła.
-Ale znalazłem naznaczoną –odpowiedziałem. –Teraz może się nam udać.
-Choć raz posłuchaj co się do ciebie mówi. Szukasz swojego przeznaczenia gdzieś daleko, popatrz na swój lud, zobaczysz od razu co powinieneś obrać za cel.
Kasneir podszedł do mnie i stanął obok. Nie zamierzałem wracać do wioski i on o tym wiedział. Moja przyjaciółka nic nie rozumiała. To o czym mówiła nie było moim przeznaczeniem.
-Nie zrobię tego i dobrze tym wiesz, nie przegnam stąd ludzi. Mówiono nam, że każda pojedyncza istota jest częścią jednej całości, dlaczego więc nie postaramy się, by nasze działania zamiast prowadzić do wojen, stały się podstawą do wzajemnej przyjaźni? Zastanów się, gdyby naznaczonym udało się przekonać smoki, czy nie zyskalibyśmy na tym? Las stałby się piękny tak jak za barierą, a smoki mógłby zamiast walczyć, tańczyć w przestworzach, jak opowiadają pieśni.
-Jesteś chorobliwym optymistą Esan. Jeśli to co zacząłeś byłoby słuszne zgodziłaby się na to rada, tymczasem nie widzę byś posiadał jakiekolwiek poparcie. Zapewne nie wiesz nawet dokąd teraz iść.
-Mylisz się. Wiem doskonale. Pomogę jej i innym takim jak ona dostać się do smoków, choćby to oznaczało miesięczny marsz przez góry.
Odwróciłem się od niej i zwróciłem do Sensitive, która milczała przez całą rozmowę.
-Proszę cię jeszcze raz, pomóż mi odnaleźć innych naznaczonych i pójść do smoków.
<Sensitive?>
-Dałam Ci jeden dzień! –krzyknęła.
-Ale znalazłem naznaczoną –odpowiedziałem. –Teraz może się nam udać.
-Choć raz posłuchaj co się do ciebie mówi. Szukasz swojego przeznaczenia gdzieś daleko, popatrz na swój lud, zobaczysz od razu co powinieneś obrać za cel.
Kasneir podszedł do mnie i stanął obok. Nie zamierzałem wracać do wioski i on o tym wiedział. Moja przyjaciółka nic nie rozumiała. To o czym mówiła nie było moim przeznaczeniem.
-Nie zrobię tego i dobrze tym wiesz, nie przegnam stąd ludzi. Mówiono nam, że każda pojedyncza istota jest częścią jednej całości, dlaczego więc nie postaramy się, by nasze działania zamiast prowadzić do wojen, stały się podstawą do wzajemnej przyjaźni? Zastanów się, gdyby naznaczonym udało się przekonać smoki, czy nie zyskalibyśmy na tym? Las stałby się piękny tak jak za barierą, a smoki mógłby zamiast walczyć, tańczyć w przestworzach, jak opowiadają pieśni.
-Jesteś chorobliwym optymistą Esan. Jeśli to co zacząłeś byłoby słuszne zgodziłaby się na to rada, tymczasem nie widzę byś posiadał jakiekolwiek poparcie. Zapewne nie wiesz nawet dokąd teraz iść.
-Mylisz się. Wiem doskonale. Pomogę jej i innym takim jak ona dostać się do smoków, choćby to oznaczało miesięczny marsz przez góry.
Odwróciłem się od niej i zwróciłem do Sensitive, która milczała przez całą rozmowę.
-Proszę cię jeszcze raz, pomóż mi odnaleźć innych naznaczonych i pójść do smoków.
<Sensitive?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
Nie wierzę! Najpierw siłą mnie tu przyciąga, każe iść kawał drogi bez chwili odpoczynku, gada coś, że jestem potrzebna do zaprzestania wojny, a teraz każe mi wracać z powrotem!?
- Oszalałeś?!- krzyknęłam.- Najpierw karzesz... Nie, siłą ciągniesz kawał drogi do jakiejś dziupli, a teraz mam wracać?!
- Wiem, że tak to wygląda, ale...- Esan urwał w połowie zdania. Patrzył ze strachem w oczach na wejście do wnętrza drzewa. Obróciłam głowę w tamtym kierunku. Moim oczom ukazała się młoda, piegowata dziewczyna o ognisto rudych włosach. Patrzyła na mnie jakimś dziwnym wzrokiem.
- Co się gapisz?- prychnęłam.
< Esan? >
- Oszalałeś?!- krzyknęłam.- Najpierw karzesz... Nie, siłą ciągniesz kawał drogi do jakiejś dziupli, a teraz mam wracać?!
- Wiem, że tak to wygląda, ale...- Esan urwał w połowie zdania. Patrzył ze strachem w oczach na wejście do wnętrza drzewa. Obróciłam głowę w tamtym kierunku. Moim oczom ukazała się młoda, piegowata dziewczyna o ognisto rudych włosach. Patrzyła na mnie jakimś dziwnym wzrokiem.
- Co się gapisz?- prychnęłam.
< Esan? >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Lagren. To słowo było niewątpliwe stare. To nie było nazwisko, to było imię. Imię jednego ze smoków. Najstarszego z tych które żyły dotąd. Imię największego przyjaciela Unodiasa, a ona miała je wypalone na nadgarstku. Musiał naznaczyć jej ród. Lagren- Żar. Upuściłem pędzel i skrawek kory z farbą na ziemię.
-Nosisz na ręku imię smoka –powiedziałem jej. Nie wyglądała na zadowoloną. Musiała jednak wiedzieć. Cała sprawa zaczęła się jeszcze bardziej komplikować. Nie maiłem pojęcia co robić. Nie chciała mi powiedzieć nic o pozostałych naznaczonych, a sama nie chciała nią być. Jakbym widział siebie. Potomka Unodiasa, który zamiast dążyć do stania się mistrzem, ucieka od przeznaczenia i maluje, żeby o tym zapomnieć. Rozumiałem ją, a przynajmniej tak mi się zdawało. Ja nie pragnąłem walczyć z ludźmi, a ona stania się bohaterem.
-Musiał naznaczyć twój ród –powiedziałem do niej. –Ten smok wciąż żyje i jeśli nie przekonasz go, że nie chcesz zagrozić druidom bądź smokom, zapragnie naprawić swój błąd i cię zabije. Niepotrzebnie cię w to wplatałem. Tutaj nie jesteś bezpieczna. Jeśli zostaniemy tutaj i będziesz ze mną, ścigać cię będzie gniew druidów i co równie złe smoków. Musimy wracać na miejsce gdzie cię znalazłem.
-Dlaczego jeśli będę z tobą?
-Nie poznałaś jeszcze wielu druidzkich tajemnic.
<Sensitive? Ciekawe o co chodzi?>
-Nosisz na ręku imię smoka –powiedziałem jej. Nie wyglądała na zadowoloną. Musiała jednak wiedzieć. Cała sprawa zaczęła się jeszcze bardziej komplikować. Nie maiłem pojęcia co robić. Nie chciała mi powiedzieć nic o pozostałych naznaczonych, a sama nie chciała nią być. Jakbym widział siebie. Potomka Unodiasa, który zamiast dążyć do stania się mistrzem, ucieka od przeznaczenia i maluje, żeby o tym zapomnieć. Rozumiałem ją, a przynajmniej tak mi się zdawało. Ja nie pragnąłem walczyć z ludźmi, a ona stania się bohaterem.
-Musiał naznaczyć twój ród –powiedziałem do niej. –Ten smok wciąż żyje i jeśli nie przekonasz go, że nie chcesz zagrozić druidom bądź smokom, zapragnie naprawić swój błąd i cię zabije. Niepotrzebnie cię w to wplatałem. Tutaj nie jesteś bezpieczna. Jeśli zostaniemy tutaj i będziesz ze mną, ścigać cię będzie gniew druidów i co równie złe smoków. Musimy wracać na miejsce gdzie cię znalazłem.
-Dlaczego jeśli będę z tobą?
-Nie poznałaś jeszcze wielu druidzkich tajemnic.
<Sensitive? Ciekawe o co chodzi?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
- Już ci mówiłam, nie ma już naznaczonych- przerwałam ciszę.- Ja także nim nie jestem. Ten znak na karku nic nie znaczy. Jestem zwykłym złodziejem martwiącym się tylko o swój tyłek. Nie nadaję się na bohatera.
- Dlaczego tak uważasz?- Esan spojrzał na mnie.- W końcu naznaczonym nie zostaje się od tak. Brzemię to przechodzi z pokolenia na pokolenie i...
- Ale ja nie jestem naznaczoną!- krzyknęłam.- To znamię noszę od sześciu lat. Nigdy nie chciałam nią zostać. Stało się to po śmierci mojego przyjaciela, a potem...- urwałam. "A potem moje życie się posypało."- dodałam w myślach. Zwiesiłam głowę. "Nie mogę powiedzieć mu o Annie, ona także nigdy nie chciała zostać naznaczoną. Jestem pewna, że także nie chce się w to mieszać."
- Jeżeli znamię przeszło z twojego przyjaciela na ciebie, to musiałaś być z nim spokrewniona- przerwał ciszę Esan.
- Niemożliwe...- mruknęłam pod nosem, jednakże coś zaczęło mi świtać. Spojrzałam na swój prawy nadgarstek kryjący się obecnie za rękawiczką. Aldred zawsze to miejsce miał zabandażowane. Powoli zdjęłam rękawiczkę i wystawiłam nadgarstek z wyrytym na nim moim nazwiskiem w stronę Esaliena.
- Mówi ci to coś?- spytałam.
< Esan? >
- Dlaczego tak uważasz?- Esan spojrzał na mnie.- W końcu naznaczonym nie zostaje się od tak. Brzemię to przechodzi z pokolenia na pokolenie i...
- Ale ja nie jestem naznaczoną!- krzyknęłam.- To znamię noszę od sześciu lat. Nigdy nie chciałam nią zostać. Stało się to po śmierci mojego przyjaciela, a potem...- urwałam. "A potem moje życie się posypało."- dodałam w myślach. Zwiesiłam głowę. "Nie mogę powiedzieć mu o Annie, ona także nigdy nie chciała zostać naznaczoną. Jestem pewna, że także nie chce się w to mieszać."
- Jeżeli znamię przeszło z twojego przyjaciela na ciebie, to musiałaś być z nim spokrewniona- przerwał ciszę Esan.
- Niemożliwe...- mruknęłam pod nosem, jednakże coś zaczęło mi świtać. Spojrzałam na swój prawy nadgarstek kryjący się obecnie za rękawiczką. Aldred zawsze to miejsce miał zabandażowane. Powoli zdjęłam rękawiczkę i wystawiłam nadgarstek z wyrytym na nim moim nazwiskiem w stronę Esaliena.
- Mówi ci to coś?- spytałam.
< Esan? >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Zdawała się zainteresowana tymczasowo zajęciem innym niż słuchanie sekretu jaki miałem zamiar jej powierzyć. Tym bardziej zacząłem się zastanawiać czy na pewno mam zamiar jej wyjawić tajemnicę.
-Możesz w to nie wierzyć, –zacząłem, odganiając myśl o tym, że mogłaby zdradzić. -ale to prawda. Powinienem zacząć od tego co działo się z nami przez te wszystkie lata. Otóż, podczas gdy królestwo rozkwitało, my walczyliśmy o utrzymanie naszych terenów i całego lasu w nienaruszonym stanie. Powołana została rada, która przewodzi nami, a potomek Unodiasa stał się wielkim mistrzem, co równa się tytułowi przewodniczącego rady. Ponad lasem została rozpostarta bariera ochronna, rzecz jasna nie nad całym, nikomu nie starczyłoby na taki czar sił. Powstrzymała ona ludzi od wejścia do serca puszczy. Pomogły też zwierzęta. Prawdą jest, że gdyby miały wybrać pomiędzy ludźmi, a druidami wybrałyby to drugie. Zapewne pomyślisz teraz dlaczego jest to dla nas szansa na przetrwanie, wydaje ci się zapewne, że ludzie nie pamiętają. Prawda jest jednak zgoła inna. Król i kilku dostojników waszego państwa z pokolenia na pokolenie przekazują sobie wieść o naszym istnieniu i nie spoczną puki nie staniemy obok innych wymarłych gatunków. Dziesięć lat temu król spróbował przebić się przez osłonę. Otworzyło to tylko starą ranę smoków. Wiesz, że ludzie zabili mojego przodka, a ich przyjaciela, a teraz chcieli jeszcze pozbawić je nas. Zaatakowały, więc nie chcąc do tego dopuścić. Król jednak przekonał naznaczonych, że ich misją jest zniszczyć smoki i dlatego zamiast próbować nawiązać z nimi dialog, walczyli. Smoków nie pokonacie. Są z magii, tak samo jak druidzi. Musicie nauczyć się porozumiewać, inaczej nie powstrzymacie ich i zniszczą to królestwo. Nie będzie, to jednak łatwe, są utwierdzone w tym co robią. Wierzą, że nas chronią i mszczą swego przyjaciela. Dlatego nie przestaną. Teraz powiesz mi kto jeszcze jest naznaczonym?
Nie odpowiedziała.
<Sensitive?>
-Możesz w to nie wierzyć, –zacząłem, odganiając myśl o tym, że mogłaby zdradzić. -ale to prawda. Powinienem zacząć od tego co działo się z nami przez te wszystkie lata. Otóż, podczas gdy królestwo rozkwitało, my walczyliśmy o utrzymanie naszych terenów i całego lasu w nienaruszonym stanie. Powołana została rada, która przewodzi nami, a potomek Unodiasa stał się wielkim mistrzem, co równa się tytułowi przewodniczącego rady. Ponad lasem została rozpostarta bariera ochronna, rzecz jasna nie nad całym, nikomu nie starczyłoby na taki czar sił. Powstrzymała ona ludzi od wejścia do serca puszczy. Pomogły też zwierzęta. Prawdą jest, że gdyby miały wybrać pomiędzy ludźmi, a druidami wybrałyby to drugie. Zapewne pomyślisz teraz dlaczego jest to dla nas szansa na przetrwanie, wydaje ci się zapewne, że ludzie nie pamiętają. Prawda jest jednak zgoła inna. Król i kilku dostojników waszego państwa z pokolenia na pokolenie przekazują sobie wieść o naszym istnieniu i nie spoczną puki nie staniemy obok innych wymarłych gatunków. Dziesięć lat temu król spróbował przebić się przez osłonę. Otworzyło to tylko starą ranę smoków. Wiesz, że ludzie zabili mojego przodka, a ich przyjaciela, a teraz chcieli jeszcze pozbawić je nas. Zaatakowały, więc nie chcąc do tego dopuścić. Król jednak przekonał naznaczonych, że ich misją jest zniszczyć smoki i dlatego zamiast próbować nawiązać z nimi dialog, walczyli. Smoków nie pokonacie. Są z magii, tak samo jak druidzi. Musicie nauczyć się porozumiewać, inaczej nie powstrzymacie ich i zniszczą to królestwo. Nie będzie, to jednak łatwe, są utwierdzone w tym co robią. Wierzą, że nas chronią i mszczą swego przyjaciela. Dlatego nie przestaną. Teraz powiesz mi kto jeszcze jest naznaczonym?
Nie odpowiedziała.
<Sensitive?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
- Tak- odpowiedziałam. "Chyba"- dodałam w myślach. Jestem niemalże pewna, że będę miała wyrzuty sumienia, ale muszę przekazać zdobyte informacje Mike'owi i przy okazji Annie. W końcu wyświadczyła mi już niejedną przysługę... Właśnie, Mike... Boże, przecież zostawiłam go u Addara i Anny samego, w dodatku rannego! "Uspokój się Sen, spokojnie. Ann umie leczyć, a przynajmniej robi to lepiej niż ty. Wszystko będzie dobrze, Mike jest przy nich bezpieczny."- uspokajałam się w myślach. Wszystko będzie dobrze, musi być dobrze... Było jednak coś, co dręczyło mnie jeszcze bardziej niż zdrowie przyjaciela. "Daj mi tą głupią łuskę, a potem możesz iść w cholerę."
- Ej, słuchasz ty mnie w ogóle?
< Esan? >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Nie zdziwiło mnie jej pytanie, ale minęła jeszcze chwila nim sformułowałem odpowiedź. W tym czasie na płótnie przede mną pojawił się już cały jastrząb. Zabrałem się wiec za zieloną farbę.
-Nie powiedziałem ci czegoś kiedy opowiadałem tę historię –powiedziałem, a moje słowa najwyraźniej zwróciły jej uwagę. –Kiedy zginął Unodias, a druidzi cofnęli się za swoje granice i skryli wewnątrz nich smoki, okazało się , że stworzenia te tracą zdolność telepatii. Co więcej zaczęły zamykać przed innymi swe umysły. Telepatia była jedyną drogą do porozumiewania się z nimi, ponieważ nie rozumiemy ich mowy. Wam jednak udzieliły tego daru i jest to… -przerwałem.
- Co?
- To jedyna możliwość, by wróciły dawne czasy i jedyna szansa dla mojego ludu na przetrwanie.
- Na przetrwanie?
- Tak, widzisz…-ugryzłem się w język. Powiedziałem o dużo za dużo. Nie wolno mi udzielić jej informacji o druidach. Rada chyba, by mnie za to zabiła. Lata ukrywania się i zamazywania śladów istnienia na marne, ale ona była naznaczoną. Smoki nie wybrałyby na nich kogoś ze złym sercem.
- Potrafisz dotrzymać tajemnicy? –zapytałem.
<Sensitive?>
-Nie powiedziałem ci czegoś kiedy opowiadałem tę historię –powiedziałem, a moje słowa najwyraźniej zwróciły jej uwagę. –Kiedy zginął Unodias, a druidzi cofnęli się za swoje granice i skryli wewnątrz nich smoki, okazało się , że stworzenia te tracą zdolność telepatii. Co więcej zaczęły zamykać przed innymi swe umysły. Telepatia była jedyną drogą do porozumiewania się z nimi, ponieważ nie rozumiemy ich mowy. Wam jednak udzieliły tego daru i jest to… -przerwałem.
- Co?
- To jedyna możliwość, by wróciły dawne czasy i jedyna szansa dla mojego ludu na przetrwanie.
- Na przetrwanie?
- Tak, widzisz…-ugryzłem się w język. Powiedziałem o dużo za dużo. Nie wolno mi udzielić jej informacji o druidach. Rada chyba, by mnie za to zabiła. Lata ukrywania się i zamazywania śladów istnienia na marne, ale ona była naznaczoną. Smoki nie wybrałyby na nich kogoś ze złym sercem.
- Potrafisz dotrzymać tajemnicy? –zapytałem.
<Sensitive?>
Od Sensitive, C. D. Anny
Sięgnęłam do kieszeni. Zacisnęłam palce na złocistej łusce. "To odpowiedni moment"- pomyślałam, po czym delikatnie wyzwoliłam się z objęć przyjaciela. Wyciągnęłam przedmiot, którego tak bardzo pragnął Mike i wręczyłam mu go. Oczy mu rozbłysły. Nie dziwie mu się, w końcu kilka lat spędził na szukaniu jej. Po chwili jednak po raz już chyba trzeci zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Potrząsnął szybko głową we wszystkich kierunkach i oddał mi łuskę.
- Nie chcę jej- burknął. Widocznie z trudem odmówił prezentu.- Oddaj ją Goldbone.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Po chwili, kiedy do mózgu doszła odebrana informacja skoczyłam na równe nogi i krzyknęłam:
- Mike, cholero jedna! To ja się dla ciebie narażam, a ty na koniec mówisz, że nie chcesz łuski!?
Nagle do pokoju wpadła Anna.
< Ann? xd Tym razem Sen dostanie "z liścia"? xd >
- Nie chcę jej- burknął. Widocznie z trudem odmówił prezentu.- Oddaj ją Goldbone.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Po chwili, kiedy do mózgu doszła odebrana informacja skoczyłam na równe nogi i krzyknęłam:
- Mike, cholero jedna! To ja się dla ciebie narażam, a ty na koniec mówisz, że nie chcesz łuski!?
Nagle do pokoju wpadła Anna.
< Ann? xd Tym razem Sen dostanie "z liścia"? xd >
Od Sensitive, C. D. Esaliena
"Powiedzieć mu o Annie? Może rzeczywiście nam pomoże? Może dzięki temu razem wyzwolimy Udertwood? Nie, o czym ja do cholery myślę!? Nie jestem żadną bohaterką! Jestem zwykłym złodziejem chroniącym swojego pracodawcy. Nie nadaję się do tego typu spraw." Spojrzałam na Esana, który właśnie malował jakiegoś ptaka. Minęło kilka chwil. W końcu chłopak spojrzał na mnie. Westchnął.
- Jeśli nie chcesz, to nie mów. Sam ich znajdę, podobnie jak ciebie.
Spojrzałam na niego spode łba. Najwyraźniej to zauważył, bo zaraz dodał:
- Oczywiście jeśli mi pomożesz...
Nie o taką odpowiedź mi chodziło. Szczerze mówiąc, to nawet cisza mogłaby ujść. Apropos ciszy, to właśnie została przerwana.
- Czego ode mnie chcesz?- spytałam.
< Esan? >
- Jeśli nie chcesz, to nie mów. Sam ich znajdę, podobnie jak ciebie.
Spojrzałam na niego spode łba. Najwyraźniej to zauważył, bo zaraz dodał:
- Oczywiście jeśli mi pomożesz...
Nie o taką odpowiedź mi chodziło. Szczerze mówiąc, to nawet cisza mogłaby ujść. Apropos ciszy, to właśnie została przerwana.
- Czego ode mnie chcesz?- spytałam.
< Esan? >
Od Gwedolyn, C. D. Christophera
- Chcesz wyjechać? - zapytała Elisabeth
- Ja muszę wyjechać, Ellie. - powiedział mężczyzna
Dziewczyna zrobiła smutną minę i przytuliła się do niego. Przypominała małą dziewczynkę, która gdzieś wyjeżdża i żegna się z rodzicami. Chociaż była już dorosła, a Christophera znała niezbyt długo. Przypatrywałam się im z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, gdzie dokładnie chcesz się wybrać? - zapytałam
- Tak, na... - zaczął, ale moja przyjaciółka mu przerwała
- Chcesz jakieś zapasy? - zapytała - Albo może coś innego? Albo pożegnasz się z moim koniem?
<Christopher?>
- Ja muszę wyjechać, Ellie. - powiedział mężczyzna
Dziewczyna zrobiła smutną minę i przytuliła się do niego. Przypominała małą dziewczynkę, która gdzieś wyjeżdża i żegna się z rodzicami. Chociaż była już dorosła, a Christophera znała niezbyt długo. Przypatrywałam się im z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, gdzie dokładnie chcesz się wybrać? - zapytałam
- Tak, na... - zaczął, ale moja przyjaciółka mu przerwała
- Chcesz jakieś zapasy? - zapytała - Albo może coś innego? Albo pożegnasz się z moim koniem?
<Christopher?>
Od Anny, C. D. Thomasa
Co chwilę spoglądałam na mężczyznę, zastanawiając się, czy da radę dotaszczyć sarnę aż do miasta. Kiedy coś sobie przypomniałam.
-Mam konia, zostawiłam go niedaleko- uśmiechnęłam się.
Mężczyzna westchnął tylko, ale w jego oczach dostrzegłam wyraz ulgi.
Pobiegłam w stronę Vidalixa, który stał wiernie w miejscu, gdzie go zostawiłam. Było to zaledwie kilka minut drogi od Thomasa, więc niedługo potem byłam z powrotem.
Wspólnymi siłami wciągnęliśmy moją zdobycz na grzbiet konia.
-Co z nią zrobisz?- zapytał blondyn.
-Zabiorę do miasta, poporcjuję i większość sprzedam- po chwili jednak dodałam- Jak chcesz, to możesz dostać coś za pomoc.
Uśmiechnęłam się czekając na jego reakcję.
<Thomas?>
-Mam konia, zostawiłam go niedaleko- uśmiechnęłam się.
Mężczyzna westchnął tylko, ale w jego oczach dostrzegłam wyraz ulgi.
Pobiegłam w stronę Vidalixa, który stał wiernie w miejscu, gdzie go zostawiłam. Było to zaledwie kilka minut drogi od Thomasa, więc niedługo potem byłam z powrotem.
Wspólnymi siłami wciągnęliśmy moją zdobycz na grzbiet konia.
-Co z nią zrobisz?- zapytał blondyn.
-Zabiorę do miasta, poporcjuję i większość sprzedam- po chwili jednak dodałam- Jak chcesz, to możesz dostać coś za pomoc.
Uśmiechnęłam się czekając na jego reakcję.
<Thomas?>
Od Christophera, C. D. Gwendolyn
Puściłem uwagę o Elisabeth mimo uszu.
-Chcieć to bym chciał, Gwen. Ale muszę iść dalej.
-Dlaczego?- zapytała. Wiedziałem, że było to szczere, a nie wścibskie pytanie.
-Muszę zarobić pieniądze. Żeby móc kupić w końcu własne mieszkanie- zaśmiałem się- Nie żeby coś, ale dorosły facet powinien się usamodzielnić, a nie co noc mieszkać w innym domu.
-Prawda- potwierdziła moje słowa, po czym także się zaśmiała. -Ale pamiętaj, że służymy pomocą, w razie czego.
-O, tak. Po twoim wybawicielskim geście w gospodzie- na pewno będę pamiętać- znów zachichotaliśmy. - Może jeszcze kiedyś was odwiedzę.
Zsiadłem z konia i podałem Gwendolyn rękę. Nagle odezwała się Elisabeth...
<Gwen?>
-Chcieć to bym chciał, Gwen. Ale muszę iść dalej.
-Dlaczego?- zapytała. Wiedziałem, że było to szczere, a nie wścibskie pytanie.
-Muszę zarobić pieniądze. Żeby móc kupić w końcu własne mieszkanie- zaśmiałem się- Nie żeby coś, ale dorosły facet powinien się usamodzielnić, a nie co noc mieszkać w innym domu.
-Prawda- potwierdziła moje słowa, po czym także się zaśmiała. -Ale pamiętaj, że służymy pomocą, w razie czego.
-O, tak. Po twoim wybawicielskim geście w gospodzie- na pewno będę pamiętać- znów zachichotaliśmy. - Może jeszcze kiedyś was odwiedzę.
Zsiadłem z konia i podałem Gwendolyn rękę. Nagle odezwała się Elisabeth...
<Gwen?>
Od Anny, C. D. Sensitive
Uśmiechnęłam się widząc ich dwoje. Stałam już tak jakąś chwilę, jednak pozostałam niezauważona. Pewnie dlatego, że Sensitive z zamkniętymi oczami wtulała się w Mike`a, a ten całą uwagę skupiał na dziewczynie. Doprawdy niecodzienny widok, jak na ludzi o tak zróżnicowanych charakterach.
Jednak w tym momencie Sen otworzyła oczy, a jej wzrok powędrował prosto na mnie. Potrzebowałam sekundy, by oblać się rumieńcem. Jednak ona nie wydawała się zła, raczej dość zdziwiona moją obecnością. Cholera, muszę przestać czuć się jak szpieg we własnym domu.
-Potrzebujecie czegoś?- zapytałam, żeby jakoś wybrnąć z sytuacji.
Mike poszedł w ślady towarzyszki i spojrzał na mnie. Pokręcił tylko przecząco głową. Jego oczy wyglądały zupełnie inaczej niż je zapamiętałam. Przynajmniej tak mi się zdawało. Chyba nie kryły już w sobie tyle nienawiści.
Uśmiechnęłam się ponownie, lekko, ledwo widocznie. Wycofałam się do kuchni, gdzie zaśmiałam się bezgłośnie w stronę Addara.
-Czyli jest dobrze?- zapytał cicho.
-Lepiej być nie mogło.
<Sensitive? Nie mam pojęcia co dalej. xd>
Jednak w tym momencie Sen otworzyła oczy, a jej wzrok powędrował prosto na mnie. Potrzebowałam sekundy, by oblać się rumieńcem. Jednak ona nie wydawała się zła, raczej dość zdziwiona moją obecnością. Cholera, muszę przestać czuć się jak szpieg we własnym domu.
-Potrzebujecie czegoś?- zapytałam, żeby jakoś wybrnąć z sytuacji.
Mike poszedł w ślady towarzyszki i spojrzał na mnie. Pokręcił tylko przecząco głową. Jego oczy wyglądały zupełnie inaczej niż je zapamiętałam. Przynajmniej tak mi się zdawało. Chyba nie kryły już w sobie tyle nienawiści.
Uśmiechnęłam się ponownie, lekko, ledwo widocznie. Wycofałam się do kuchni, gdzie zaśmiałam się bezgłośnie w stronę Addara.
-Czyli jest dobrze?- zapytał cicho.
-Lepiej być nie mogło.
<Sensitive? Nie mam pojęcia co dalej. xd>
Od Gwendolyn, C. D. Christophera
- Myślę, że lepiej byłoby już iść. - powiedziałam
- No co ty, Gwen! - zawołała moja przyjaciółka - Ci panowie są bardzo uprzejmi i na pewno pozwolą nam jeszcze zostać.
- Ale musimy wrócić do gospody. - przypomniałam jej - Więc chodź.
Elisabeth wstała i zawiedziona podążyła do wyjścia. Pożegnaliśmy się z południowcami i wyszliśmy z zamku. Przed chwilę nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie został koń, ale po chwili zauważyłam go obok zamku. Tutejsi na szczęście nic mu nie zrobili a Ellie była bardzo zadowolona, że go widzi. Całą drogę uparcie dreptała przytulając się do zwierzaka, a my jechaliśmy na grzbiecie. Droga trwała dość długo, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- Nie chciałbyś jeszcze zostać? - zapytałam - Ciągłe podróżowanie jest trudne, a Elisabeth na pewno by się ucieszyła.
<Christopher?>
- No co ty, Gwen! - zawołała moja przyjaciółka - Ci panowie są bardzo uprzejmi i na pewno pozwolą nam jeszcze zostać.
- Ale musimy wrócić do gospody. - przypomniałam jej - Więc chodź.
Elisabeth wstała i zawiedziona podążyła do wyjścia. Pożegnaliśmy się z południowcami i wyszliśmy z zamku. Przed chwilę nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie został koń, ale po chwili zauważyłam go obok zamku. Tutejsi na szczęście nic mu nie zrobili a Ellie była bardzo zadowolona, że go widzi. Całą drogę uparcie dreptała przytulając się do zwierzaka, a my jechaliśmy na grzbiecie. Droga trwała dość długo, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- Nie chciałbyś jeszcze zostać? - zapytałam - Ciągłe podróżowanie jest trudne, a Elisabeth na pewno by się ucieszyła.
<Christopher?>
czwartek, 30 stycznia 2014
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Widząc, że nie chce o czymś mówić nie ciągnąłem tematu tylko zdjąłem z jelenia torbę i podszedłem do szpary w drzewie.
-Zapraszam do mojej kryjówki, pracowni malarskiej, czy czegoś tam jeszcze.
Kiedy znaleźliśmy się w środku rzuciłem torbę na bok i wygrzebałem z różnych zakamarków drzewa koc i jakiś stary płaszcz. Ona jednak nie zwróciła na mnie uwagi. Zajęła się oglądaniem każdego z wypełniających wnętrze obrazów i rysunków. W środku panował bałagan, jednak chyba jej to nie przeszkadzało.
-Mieszkasz tutaj? –zapytała.
-Nie, to tylko miejsce ucieczki i oddania się wenie twórczej. Nie przedstawiłaś się, jak mam do Ciebie mówić?
-Jestem Sensitive –powiedziała zwracając się w moją stronę. Następnie usiadła na ziemi. Przypatrywała się mi kiedy rozkładałem na ziemi koc i płaszcz.
-Co robisz?
-Wyglądasz mi na zmęczoną. Szczególnych warunków tutaj nie mam, ale da się wytrzymać. Jeśli chcesz to się prześpij. Ja musze się chwilę nad czymś zastanowić.
Usiadła na posłaniu, lecz nie położyła się. Męczyły ją zapewne jakieś niewyjaśnione sprawy. Musiała dużo przeżyć tego dnia. Może niepotrzebnie ja tutaj zabrałem. W końcu tam zapewne kogoś miała. Uśmiechnąłem się lekko do niej. Chyba nawet tego nie zauważyła. Była całkowicie pogrążona w świecie swoich myśli. Zaczęło powoli świtać. Spojrzałem na strumień. Znów tłoczyły się wokoło niego zwierzęta. Kasneir był z nimi. Kochany jeleń, zapomniałem mu podziękować za przysługę. Teraz jednak moje myśli krążyły wokół postaci siedzącej naprzeciw mnie.
-Jest więcej naznaczonych prawda?-zapytałem spoglądając trochę na nią, a trochę na promienie wschodzącego słońca odbijające się w strumieniu. Ona natomiast wyrwana z rozmyślań patrzyła na mnie, chyba nie wiedziała czy udzielić mi tej informacji. Nie zmuszałem jej. Chwyciłem za pędzel i zacząłem przenosić na płótno jastrzębia, którego ujrzałem rano. Mogę poczekać na odpowiedź…
<Sensitive?>
-Zapraszam do mojej kryjówki, pracowni malarskiej, czy czegoś tam jeszcze.
Kiedy znaleźliśmy się w środku rzuciłem torbę na bok i wygrzebałem z różnych zakamarków drzewa koc i jakiś stary płaszcz. Ona jednak nie zwróciła na mnie uwagi. Zajęła się oglądaniem każdego z wypełniających wnętrze obrazów i rysunków. W środku panował bałagan, jednak chyba jej to nie przeszkadzało.
-Mieszkasz tutaj? –zapytała.
-Nie, to tylko miejsce ucieczki i oddania się wenie twórczej. Nie przedstawiłaś się, jak mam do Ciebie mówić?
-Jestem Sensitive –powiedziała zwracając się w moją stronę. Następnie usiadła na ziemi. Przypatrywała się mi kiedy rozkładałem na ziemi koc i płaszcz.
-Co robisz?
-Wyglądasz mi na zmęczoną. Szczególnych warunków tutaj nie mam, ale da się wytrzymać. Jeśli chcesz to się prześpij. Ja musze się chwilę nad czymś zastanowić.
Usiadła na posłaniu, lecz nie położyła się. Męczyły ją zapewne jakieś niewyjaśnione sprawy. Musiała dużo przeżyć tego dnia. Może niepotrzebnie ja tutaj zabrałem. W końcu tam zapewne kogoś miała. Uśmiechnąłem się lekko do niej. Chyba nawet tego nie zauważyła. Była całkowicie pogrążona w świecie swoich myśli. Zaczęło powoli świtać. Spojrzałem na strumień. Znów tłoczyły się wokoło niego zwierzęta. Kasneir był z nimi. Kochany jeleń, zapomniałem mu podziękować za przysługę. Teraz jednak moje myśli krążyły wokół postaci siedzącej naprzeciw mnie.
-Jest więcej naznaczonych prawda?-zapytałem spoglądając trochę na nią, a trochę na promienie wschodzącego słońca odbijające się w strumieniu. Ona natomiast wyrwana z rozmyślań patrzyła na mnie, chyba nie wiedziała czy udzielić mi tej informacji. Nie zmuszałem jej. Chwyciłem za pędzel i zacząłem przenosić na płótno jastrzębia, którego ujrzałem rano. Mogę poczekać na odpowiedź…
<Sensitive?>
środa, 29 stycznia 2014
Od Thomasa, C. D. Anny
Spojrzałem na dziewczynę. Chciałem sie zgodzić, ale przypomniałem sobie o króliku leżącym pod ścianą u Rin.
- Nie dzięki. Bierz ją - burknąłem. Prychnęła cicho.
- To po co ta afera? - zapytała lekko zniecierpliwiona. Wzruszyłem ramionami. Westchnęła i spojrzała na ciało sarny było dwa razy większe od niej.
- Pomóc ci ją zanieść? - zapytałem.
- A mógłbyś?
- Dobrze.
Schowałem miecz do pochwy i wziąłem sarnę na plecy. Jęknąłem. Łania była strasznie ciężka.
- Gdzie ci to zanieść? - spytałem.
- Na razie to miasta.
Ruszyłem. Dziewczyna szła obok mnie.
- A tak w ogóle to Thomas jestem. - przedstawiłem sie.
- Anna
< Ann?>
- Nie dzięki. Bierz ją - burknąłem. Prychnęła cicho.
- To po co ta afera? - zapytała lekko zniecierpliwiona. Wzruszyłem ramionami. Westchnęła i spojrzała na ciało sarny było dwa razy większe od niej.
- Pomóc ci ją zanieść? - zapytałem.
- A mógłbyś?
- Dobrze.
Schowałem miecz do pochwy i wziąłem sarnę na plecy. Jęknąłem. Łania była strasznie ciężka.
- Gdzie ci to zanieść? - spytałem.
- Na razie to miasta.
Ruszyłem. Dziewczyna szła obok mnie.
- A tak w ogóle to Thomas jestem. - przedstawiłem sie.
- Anna
< Ann?>
Od Castiela
Powolne, ostrożne kroki mojego konia utwierdziły mnie w przekonaniu, że
ktoś mnie śledzi. Słyszałem co jakiś czas łamane gałęzie kilkanaście
metrów z tyłu. Zaczynało mnie to już powoli denerwować. Jeżeli ktoś mnie
śledził to mógł się bardziej postarać. Opal - koń pożyczony z jednej ze
stajni w Cartown, stanął cicho czekając na mój znak. Lewą rękę
położyłem na mojej prawej piersi i czekałem na odpowiedni moment i
wyciągnąć miecze. W ułamku sekundy skrzyżowałem ręce nad głową i
sięgnąłem po broń. Delikatnie klepnąłem Opala wprawą łopatkę. Nauczony
przeze mnie wierzchowiec skręcił mocno w prawo odwracając się wprost do
napastnika, a raczej szpiega. Okazało się, że szpiegiem nie był żaden
groźny wojownik, właściwie to nawet nie był to człowiek.
Po środku leśnej drogi, którą jechałem stał brudny koń. Nie można było się zorientować jaki ma właściwie kolor. Jego sierść była posklejana od błota i deszczu. Miał czarne, zmęczone oczy. W grzywę wplątały mu się gałęzie i suche liście, a ogon był tak splątany, że nie można było określić jaką ma długość. Były tak także przeróżne kolce i i rzepy. Zwierzę jednym słowem oddawało obraz udręki i nędzy.
- Koń? - zapytałem podnosząc jedną brew. Miałem zamiar spotkać groźniejszego przeciwnika. Westchnąłem i schowałem miecze. Zeskoczyłem z mojego wierzchowca i powoli podszedłem do bezpańskiego konia.
Na jego ciele widniało wiele ran. Większość to głównie niegroźne zadrapania, ale parę było naprawdę poważnych. Z piersi konia wystawał kawałek drewna otoczona mokrą od krwi sierścią. Dotknąłem delikatnie szyi zwierzęcia i zjechałem jej dół łagodnie mówiąc do ogiera.
- Ładnie się urządziłeś - syknąłem, gdy zauważyłem, że rumak kuleje.
Nie mogłem go tam zostawić. Może wyglądał jak przybłęda, ale wiedziałem, że posiadanie własnego konia było by dla mnie dużo wygodniejsze niż szukanie osób, które wypożyczają konie za niepotrzebnie zmarnowane pieniądze. Więc wziąłem go ze sobą.
Po środku leśnej drogi, którą jechałem stał brudny koń. Nie można było się zorientować jaki ma właściwie kolor. Jego sierść była posklejana od błota i deszczu. Miał czarne, zmęczone oczy. W grzywę wplątały mu się gałęzie i suche liście, a ogon był tak splątany, że nie można było określić jaką ma długość. Były tak także przeróżne kolce i i rzepy. Zwierzę jednym słowem oddawało obraz udręki i nędzy.
- Koń? - zapytałem podnosząc jedną brew. Miałem zamiar spotkać groźniejszego przeciwnika. Westchnąłem i schowałem miecze. Zeskoczyłem z mojego wierzchowca i powoli podszedłem do bezpańskiego konia.
Na jego ciele widniało wiele ran. Większość to głównie niegroźne zadrapania, ale parę było naprawdę poważnych. Z piersi konia wystawał kawałek drewna otoczona mokrą od krwi sierścią. Dotknąłem delikatnie szyi zwierzęcia i zjechałem jej dół łagodnie mówiąc do ogiera.
- Ładnie się urządziłeś - syknąłem, gdy zauważyłem, że rumak kuleje.
Nie mogłem go tam zostawić. Może wyglądał jak przybłęda, ale wiedziałem, że posiadanie własnego konia było by dla mnie dużo wygodniejsze niż szukanie osób, które wypożyczają konie za niepotrzebnie zmarnowane pieniądze. Więc wziąłem go ze sobą.
Od Sensitive, C. D. Anny
Mike usiadł obok mnie. Anna i Addar poszli do kuchni. Nastała cisza. Siedziałam ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę bojąc się spojrzeć w twarz przyjacielowi. Zamknęłam oczy szykując się na najgorsze. Oczywistą rzeczą było, że Mike nie był zadowolony. Cisza. Nadal żadne z nas nie odzywało się. Po policzku spłynęła mi łza.
- Sensitive...- zaczął mężczyzna. Drgnęłam.-Przepraszam...- wyszeptał Mike, po czym zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Objął mnie ramieniem i mocno przytulił. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. W ogóle nie wiedziałam co mam zrobić.
- Przepraszam cię za wszystko, zachowałem się jak skończony idiota- powiedział. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Wtuliłam się jedynie w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Minęło kilka chwil. Podniosłam wzrok, a moim oczom ukazała się stojąca w drzwiach Anna.
< Ann? >
- Sensitive...- zaczął mężczyzna. Drgnęłam.-Przepraszam...- wyszeptał Mike, po czym zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Objął mnie ramieniem i mocno przytulił. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. W ogóle nie wiedziałam co mam zrobić.
- Przepraszam cię za wszystko, zachowałem się jak skończony idiota- powiedział. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Wtuliłam się jedynie w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Minęło kilka chwil. Podniosłam wzrok, a moim oczom ukazała się stojąca w drzwiach Anna.
< Ann? >
Od Anny, C. D. Thomasa
Szłam przez las. Szukałam jakiś ziół, które mogłabym komuś sprzedać. No i musiałam uzupełnić zapasy apteczki po ostatnich wydarzeniach. Jakąś zwierzyną też bym nie pogardziła.
Nagle przed sobą zobaczyłam piękną sarnę. Łania nie była świadoma mojej obecności, pasła się spokojnie, stojąc do mnie bokiem. Kucając w krzakach napięłam cięciwę i wypuściłam strzałę. Dosięgła celu, trafiając w prawą łopatkę sarny. Wstałam zadowolona z efektu.
Ruszyłam w stronę martwego zwierzęcia, gdy z lewej strony dobiegł mnie czyjś głos.
-Ukradłaś mi cel- powiedział obcy mi, jasnowłosy mężczyzna. Był wysoki, więc zadarłam nieco głowę, spoglądając w niebieskie oczy.
-Przepraszam- odparłam- Nie wiedziałam, że- zacięłam się. Był mi obcy, ale nie wydawał się wiele ode mnie starszy- pan tu jest- wypaliłam w końcu.
-Ale jestem- mruknął. Nie był chyba zbyt zadowolony.
-Możemy się podzielić- odpowiedziałam, starając się jak najlepiej wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Widok miecza w dłoni obcego nie bardzo mnie pocieszał.
<Thomas?>
Nagle przed sobą zobaczyłam piękną sarnę. Łania nie była świadoma mojej obecności, pasła się spokojnie, stojąc do mnie bokiem. Kucając w krzakach napięłam cięciwę i wypuściłam strzałę. Dosięgła celu, trafiając w prawą łopatkę sarny. Wstałam zadowolona z efektu.
Ruszyłam w stronę martwego zwierzęcia, gdy z lewej strony dobiegł mnie czyjś głos.
-Ukradłaś mi cel- powiedział obcy mi, jasnowłosy mężczyzna. Był wysoki, więc zadarłam nieco głowę, spoglądając w niebieskie oczy.
-Przepraszam- odparłam- Nie wiedziałam, że- zacięłam się. Był mi obcy, ale nie wydawał się wiele ode mnie starszy- pan tu jest- wypaliłam w końcu.
-Ale jestem- mruknął. Nie był chyba zbyt zadowolony.
-Możemy się podzielić- odpowiedziałam, starając się jak najlepiej wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Widok miecza w dłoni obcego nie bardzo mnie pocieszał.
<Thomas?>
Od Thomasa
Zostawiłem Rin w jej klitce którą nazywała gabinetem. Wyszedłem z małego
budynku i skierowałem się w stronę lasu. Musiałem upolować trochę
zwierzyny oraz poszukać jakiegoś zielska dla siostry. Przewidziałem że
najwięcej czasu zajmie mi szukanie tej rośliny, więc od tego zacząłem.
Chociaż miałem znaleźć dość pospolitą roślinę to i tak zeszło mi z
pół godziny. Nie rozróżniam nawet sałaty od kapusty! Wepchnąłem ziele do
plecaka i zacząłem poszukiwania zwierzyny. Nie minęło 5 minut, a już
wracałem z dyndającymi w ręce dorodnymi królikami. Nie potrzebne mi były
dwa więc sprzedałem jednego za dorodną sumkę i skierowałem się ku
gabinetowi Rin. Wszedłem do ciepłego pokoju. Wyjąłem z torby ziele.
Przeszedłem przez korytarz i bez pukania wszedłem do jej klitki.
Rzuciłem trochę już podwiędłą roślinę na stół. Podziękowała mi
skinieniem. Królika rzuciłem gdzieś w bok. Wyszedłem zadowolony.
Postanowiłem pocieszyć się tą jakże paskudną pogodą i przejść się
jeszcze raz po lesie. Wyjąłem miecz w gotowości i wszedłem w las. W
krzakach ujrzałem dorodną sarnę. Chciałem się zamachnąć i rzucić w nią,
ale usłyszałem za sobą dźwięk napinającego się łuku. Obróciłem się
powoli i ujrzałem...
<Kto dokończy?>
<Kto dokończy?>
Od Christophera, C. D. Gwendolyn
-Nie musisz- powiedziałem- To nic nie wskóra, a ty nie masz powodów do smutku- uśmiechnąłem się lekko- Cieszę się, że dowiaduję się tego od Yhr`a, a nie od kogoś innego. Dobrze, że Elisabeth jest cała. Wszystko jest dobrze. Cholera.
Milczałem. Czułem się rozdarty i dziwnie pusty. Ale tak będzie lepiej, pocieszałem się. On teraz odpocznie, ja będę wolny. Będę miał normalne życie. On trafi do reszty rodziny. I będzie szczęśliwy tam, a ja tutaj. Musi tak być.
-Gwen, dziękuję za wszystko- spojrzałem na ciemnowłosą, smukłą dziewczynę. -Jeśli pozwolisz, to wrócę tylko do was po swoje rzeczy i pojadę.
Skinęła głową. Wróciliśmy do zamku, a ja czułem się lepiej. Nic nie mogłem poradzić. Gdybym nie odjechał, to mój brat zginąłby pewnie w tragiczniejszych okolicznościach.
Elisabeth gotowała dalej jakąś potrawę, a dwoje południowców siedziało przy ogniu. Yhr podniósł wzrok na mnie. Chciał się podnieść, ale machnąłem ręką.
-Jest dobrze, Yhr. Dziękuję- powiedziałem, spoglądając ukradkiem na Gwen- Chcesz tu jeszcze trochę zostać, czy pójdziemy?
<Gwen?>
Milczałem. Czułem się rozdarty i dziwnie pusty. Ale tak będzie lepiej, pocieszałem się. On teraz odpocznie, ja będę wolny. Będę miał normalne życie. On trafi do reszty rodziny. I będzie szczęśliwy tam, a ja tutaj. Musi tak być.
-Gwen, dziękuję za wszystko- spojrzałem na ciemnowłosą, smukłą dziewczynę. -Jeśli pozwolisz, to wrócę tylko do was po swoje rzeczy i pojadę.
Skinęła głową. Wróciliśmy do zamku, a ja czułem się lepiej. Nic nie mogłem poradzić. Gdybym nie odjechał, to mój brat zginąłby pewnie w tragiczniejszych okolicznościach.
Elisabeth gotowała dalej jakąś potrawę, a dwoje południowców siedziało przy ogniu. Yhr podniósł wzrok na mnie. Chciał się podnieść, ale machnąłem ręką.
-Jest dobrze, Yhr. Dziękuję- powiedziałem, spoglądając ukradkiem na Gwen- Chcesz tu jeszcze trochę zostać, czy pójdziemy?
<Gwen?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
Wyszliśmy na niewielką polanę, na środku której znajdowało się potężne drzewo. Zeszłam z jelenia, a Esan zabrał swoją torbę. Pożegnał się ze zwierzęciem i ruszył w stronę drzewa. Dołączyłam do niego.
- Esan... Dlaczego ty gadałeś z jeleniem?- spytałam w końcu. Przez całą drogę, podczas której towarzyszyło nam zwierze, chłopak rozmawiał z jeleniem. Wydawało mi się to co najmniej dziwne...
- Wiem, że wyglądało to dziwnie, ale jako naznaczona powinnaś to rozumieć- odparł Esan.- W końcu ty rozmawiasz ze smokami...
- Słucham!?- krzyknęłam zdziwiona. Chłopak natychmiast zaczął mnie uciszać.
- Przepraszam,- powiedziałam- ale nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz...
- Nigdy nie spotkałaś smoka?- zapytał Esalien. I znów te cholerne wspomnienia... Mike, pożar, złocisty smok zataczający koła nad palącą się chatą Aldreda...
- Widziałam smoka, ale nie rozmawiałam z nim...- odparłam, po czym włożyłam rękę do kieszeni. Zacisnęłam palce na złotej łusce. "To wszystko twoja wina"- mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś?- zapytał Esan.
- Nie, nic- odpowiedziałam, po czym wbiłam wzrok w ziemię...
< Esan? >
- Esan... Dlaczego ty gadałeś z jeleniem?- spytałam w końcu. Przez całą drogę, podczas której towarzyszyło nam zwierze, chłopak rozmawiał z jeleniem. Wydawało mi się to co najmniej dziwne...
- Wiem, że wyglądało to dziwnie, ale jako naznaczona powinnaś to rozumieć- odparł Esan.- W końcu ty rozmawiasz ze smokami...
- Słucham!?- krzyknęłam zdziwiona. Chłopak natychmiast zaczął mnie uciszać.
- Przepraszam,- powiedziałam- ale nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz...
- Nigdy nie spotkałaś smoka?- zapytał Esalien. I znów te cholerne wspomnienia... Mike, pożar, złocisty smok zataczający koła nad palącą się chatą Aldreda...
- Widziałam smoka, ale nie rozmawiałam z nim...- odparłam, po czym włożyłam rękę do kieszeni. Zacisnęłam palce na złotej łusce. "To wszystko twoja wina"- mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś?- zapytał Esan.
- Nie, nic- odpowiedziałam, po czym wbiłam wzrok w ziemię...
< Esan? >
Od Christophera, C. D. Amelii
Może to tylko moje odczucia, ale wydawało mi się, że rozmowa jakoś się nie klei. Może to przez to, że dalej nie czułem się zbyt dobrze.
-Jadłaś już śniadanie?- zapytałem w końcu.
-Tak, właśnie skończyłam- odpowiedziała czarnowłosa.
-Tak wcześnie? - byłem na prawdę zdziwiony. Musiała na prawdę wcześnie wstać, skoro zdążyła się już posilić.
-Wcześnie?- teraz to na jej twarzy malowało się zdumienie. I być może nieco rozbawienia- Przecież dochodzi południe.
-Co?
Cholera, Chris, nigdy więcej nie pijesz tyle. Nigdy. Przenigdy.
-Przepraszam cię, w takim razie muszę już lecieć- machnąłem jej na pożegnanie ręką. -Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Wróciłem do pokoju, szybko wrzucając swoje rzeczy do torby. Czas ucieka, a przecież muszę jechać.
Zszedłem więc na dół, prosząc gospodarza o trochę jedzenia i ruszyłem w drogę.
-Jadłaś już śniadanie?- zapytałem w końcu.
-Tak, właśnie skończyłam- odpowiedziała czarnowłosa.
-Tak wcześnie? - byłem na prawdę zdziwiony. Musiała na prawdę wcześnie wstać, skoro zdążyła się już posilić.
-Wcześnie?- teraz to na jej twarzy malowało się zdumienie. I być może nieco rozbawienia- Przecież dochodzi południe.
-Co?
Cholera, Chris, nigdy więcej nie pijesz tyle. Nigdy. Przenigdy.
-Przepraszam cię, w takim razie muszę już lecieć- machnąłem jej na pożegnanie ręką. -Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Wróciłem do pokoju, szybko wrzucając swoje rzeczy do torby. Czas ucieka, a przecież muszę jechać.
Zszedłem więc na dół, prosząc gospodarza o trochę jedzenia i ruszyłem w drogę.
Od Anny, C. D. Sensitive
Wstrzymałam oddech. Mike wyglądał... dziwnie. Na prawdę nie byłam w stanie przewidzieć jego reakcji. Wybuchnie gniewem? A może wręcz przeciwnie, w końcu zacznie w jakiś sposób lepiej traktować Sensitive?
Nic nie powiedział. Stał tylko, blady i milczący. Mimo mieszanych uczuć co do niego, wstałam. Mimo cholernego bólu, rozrywającego moją nogę, podeszłam do niego.
-Czego chcesz?- syknął. Addar słysząc niemiły ton rzucił mu gniewne spojrzenie.
-Pomóc- spojrzałam mu w oczy- Sądzę, że chcecie porozmawiać.
Niechętnie, wspierając się na moim ramieniu, ruszył w stronę Sen. Czułam, jak napięte są jego mięśnie.
Po paru minutach dotarliśmy do celu. Sensitive obserwowała nas ciągle, siedząc przy palenisku. Pomogłam opierającemu się Mike`owi usiąść obok niej. Skinęłam na Addara.
-Chodźmy- powiedziałam. Patrząc na rannego, dodałam- Bądźcie grzeczni i rozmawiajcie jak ludzie.
-Macie sobie wiele do wyjaśnienia- podsumował mój przyjaciel, pozwalając mi się na sobie oprzeć. Weszliśmy do jego pokoju. Zaczęły nas dochodzić ich ciche głosy. Uśmiechnęłam się.
<Sensitive?>
Nic nie powiedział. Stał tylko, blady i milczący. Mimo mieszanych uczuć co do niego, wstałam. Mimo cholernego bólu, rozrywającego moją nogę, podeszłam do niego.
-Czego chcesz?- syknął. Addar słysząc niemiły ton rzucił mu gniewne spojrzenie.
-Pomóc- spojrzałam mu w oczy- Sądzę, że chcecie porozmawiać.
Niechętnie, wspierając się na moim ramieniu, ruszył w stronę Sen. Czułam, jak napięte są jego mięśnie.
Po paru minutach dotarliśmy do celu. Sensitive obserwowała nas ciągle, siedząc przy palenisku. Pomogłam opierającemu się Mike`owi usiąść obok niej. Skinęłam na Addara.
-Chodźmy- powiedziałam. Patrząc na rannego, dodałam- Bądźcie grzeczni i rozmawiajcie jak ludzie.
-Macie sobie wiele do wyjaśnienia- podsumował mój przyjaciel, pozwalając mi się na sobie oprzeć. Weszliśmy do jego pokoju. Zaczęły nas dochodzić ich ciche głosy. Uśmiechnęłam się.
<Sensitive?>
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Teraz nadzieja w pewnym miejscu w lesie. Tylko jak tam trafić, by nie wzbudzić zainteresowania rady. Byliśmy skazani na długi bieg. Kilkugodzinny bieg i wtedy nagle na ścieżkę ni stąd ni zowąd wpadł jeleń. Spojrzał na mnie. Jak mogłem nie poznać przyjaciela? Kasneir, jak dobrze, że zawsze pojawia się kiedy go potrzebuję. Mój zwierzęcy stróż. Podbiegłem do niego i zarzuciłem mu ciążącą mi od dłuższego czasu torbę na grzbiet nie protestował, lecz od razu zwrócił uwagę na zabandażowaną rękę. „To tylko drobne skaleczenie” powiedziałem telepatycznie. „Oby” odpowiedział i poszedł przed nami przez las. Kobieta patrzyła na mnie obserwując każdy mój ruch. Kiedy natomiast mówiłem do mojego przyjaciela patrzyła na mnie jak na wariata. Sama ma zdolność mówienia do smoków, więc dlaczego ją to dziwi? I wtedy przeszła mi przez głowę pewna myśl. Może nigdy nie rozmawiała ze smokiem. To by wszystko zmieniło. Musieliśmy szybko dostać się do drzewa. W innym wypadu znajdzie mnie ktoś wysłany przez radę i znowu będzie kazanie o nie zbliżaniu się do ludzi. No cóż, trzeba tego uniknąć. Po pół godzinie przekroczyliśmy strumień stanowiący granicę. Wtedy pomyślałem, że przecież nie znam nawet jej imienia. Zdawała się jednak zmęczona i nie chciałem jeszcze potęgować tego uczucia. „Znam skrót” powiedział jeleń i zboczył ze ścieżki w krzewy. Poszedłem za nim, lecz ona nie była pewna. Ledwo trzymała się na nogach. Miała już zapewne dość wrażeń na jeden dzień. „Możesz ją unieść?” spytałem przyjaciela. „Jeśli nie jest ciężka”
-Mój przyjaciel Cię powiezie –powiedziałem. Nie wyglądała jakby miała na to ochotę.
-Być może jedzie się tak jak na koniu –powiedziałem na zachętę.
-Być może? –zapytała.
-Jechałem na jeleniu, ale nigdy konno.
Chyba jej to nie zachęciło, ale wsiadła na jelenia i poszliśmy dalej. Było nad ranem kiedy dotarliśmy do mojej kryjówki.
<Sensitive?>
-Mój przyjaciel Cię powiezie –powiedziałem. Nie wyglądała jakby miała na to ochotę.
-Być może jedzie się tak jak na koniu –powiedziałem na zachętę.
-Być może? –zapytała.
-Jechałem na jeleniu, ale nigdy konno.
Chyba jej to nie zachęciło, ale wsiadła na jelenia i poszliśmy dalej. Było nad ranem kiedy dotarliśmy do mojej kryjówki.
<Sensitive?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
Boże, co za dzień... Anna, łuska, Mike, Bandyci, jakieś dramatyczne historie i wspomnienia, a teraz jeszcze to... Dlaczego zostałam naznaczoną?... Dlaczego!?
- W takim razie ile lat żyjesz, skoro pamiętasz tyle szczegółów, że opowiadanie ich zajęłoby ci tydzień?- spytałam.
- Piętnaście. Druidzi przekazują sobie tą historię z pokolenia na pokolenie. Mimo wszystko nie jesteśmy jak smoki, nie żyjemy setek lat...- odpowiedział chłopak.
- Ej... em... em...- zaczęłam się jąkać.
- Nazywam się Esalien, ale możesz mi mówić Esan.
- Dobrze. W takim razie, Esan, przed czym w ogóle się kryjemy?
Zapadła cisza.
- Zapadła już noc...- stwierdził chłopak.- Chodź.
Po tych słowach Esalien wstał i zaczął zmierzać w głąb lasu.
- Po co?- zapytałam.
- Jest już późno, a mi się śpieszy. Powiem ci w drodze- odpowiedział chłopak. Spojrzałam na niego dziwnie. Kiedy to zauważył natychmiast dodał.- Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy.
Koniec końców wstałam i podeszłam do niego.
- Dobrze, ale powiedz mi jedno. W końcu szukasz naznaczonego ogniem. Czemu więc nagle prosisz mnie o to żebym z tobą poszła?- zapytałam. Esan nie odpowiedział. Wbił jedynie wzrok w znamię na moim karku. Znamię... Czekaj, znamię!? Czyli on już wie, że jestem...
< Esan? >
- W takim razie ile lat żyjesz, skoro pamiętasz tyle szczegółów, że opowiadanie ich zajęłoby ci tydzień?- spytałam.
- Piętnaście. Druidzi przekazują sobie tą historię z pokolenia na pokolenie. Mimo wszystko nie jesteśmy jak smoki, nie żyjemy setek lat...- odpowiedział chłopak.
- Ej... em... em...- zaczęłam się jąkać.
- Nazywam się Esalien, ale możesz mi mówić Esan.
- Dobrze. W takim razie, Esan, przed czym w ogóle się kryjemy?
Zapadła cisza.
- Zapadła już noc...- stwierdził chłopak.- Chodź.
Po tych słowach Esalien wstał i zaczął zmierzać w głąb lasu.
- Po co?- zapytałam.
- Jest już późno, a mi się śpieszy. Powiem ci w drodze- odpowiedział chłopak. Spojrzałam na niego dziwnie. Kiedy to zauważył natychmiast dodał.- Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy.
Koniec końców wstałam i podeszłam do niego.
- Dobrze, ale powiedz mi jedno. W końcu szukasz naznaczonego ogniem. Czemu więc nagle prosisz mnie o to żebym z tobą poszła?- zapytałam. Esan nie odpowiedział. Wbił jedynie wzrok w znamię na moim karku. Znamię... Czekaj, znamię!? Czyli on już wie, że jestem...
< Esan? >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną, kiedy wciągnąłem ją w krzewy. Spostrzegłem jednak wzrok kogoś i musiałem jak najszybciej zniknąć jej z oczu. Wciągnąłem, więc naznaczoną na drzewo i odetchnąłem.
-Sądzę, że mogę kontynuować– rzekłem, lecz ona zdawała się zainteresowana czym innym.
-Przed czym uciekamy? –zapytała.
-Em…, no właśnie –powiedziałem drapiąc się w głowę. –Nie koniecznie powinienem tutaj być i najwyraźniej ktoś chce mi o tym przypomnieć. Teraz jednak muszę kontynuować historię zanim mnie znajdzie.
-Kto?
-Powiem później. Na czym stanąłem, a tak wybuchła wojna. Wtedy dopiero ludzie zdali sobie sprawę z przewagi smoków i nas nad nimi. Wtedy postanowili pogodzić się ze smokami, jednak my zdradzeni przez nich nie chcieliśmy być pośrednikami. Tak, więc smoki by umożliwić sobie rozmowę z wami dały niektórym z pośród ludzi cenny dar. Ludzie ci stali się pierwszymi naznaczonymi. Po tym wydarzeniu, mój lud powoi przekonywał się do twojego, jednak to nie koniec. Unodias pierwszy zaufał ludziom, zaczął im pomagać, udzielił swej mądrości. Znalazła się jednak grupa spośród was która nie chciała, by druid mieszał się w ich sprawy. Tak więc podburzyli ludzi, którzy zabili go i tym samym znów rozpoczęli wojnę. Smoki po śmierci swego przyjaciela przestały ufać ludziom i zaczęły stale ich nękać. My natomiast nie potrafiliśmy pogodzić się ze stratą i raz na zawsze odsunęliśmy się od ludzi. Wy straciliście przez to wiedzę o tych wydarzeniach i zaczęliście uważać smoki za wrogów. Naznaczeni jednak rodzili się nadal jako potomkowie tych pierwszych, którym nie udało się spełnić swego zadania. Tak ta skrócona wersja tej historii się kończy. Gdybym chciał opowiedzieć całą minąłby tydzień.
Spojrzałem wtedy na nią. Była zamyślona. Być może rozważała to co jej powiedziałem, a było o czym myśleć. Ja jednak zająłem się czym innym rozejrzałem się wokoło drzewa. Ani śladu Saisy, dobrze.
<Sensitive? Historia dobiegła końca>
-Sądzę, że mogę kontynuować– rzekłem, lecz ona zdawała się zainteresowana czym innym.
-Przed czym uciekamy? –zapytała.
-Em…, no właśnie –powiedziałem drapiąc się w głowę. –Nie koniecznie powinienem tutaj być i najwyraźniej ktoś chce mi o tym przypomnieć. Teraz jednak muszę kontynuować historię zanim mnie znajdzie.
-Kto?
-Powiem później. Na czym stanąłem, a tak wybuchła wojna. Wtedy dopiero ludzie zdali sobie sprawę z przewagi smoków i nas nad nimi. Wtedy postanowili pogodzić się ze smokami, jednak my zdradzeni przez nich nie chcieliśmy być pośrednikami. Tak, więc smoki by umożliwić sobie rozmowę z wami dały niektórym z pośród ludzi cenny dar. Ludzie ci stali się pierwszymi naznaczonymi. Po tym wydarzeniu, mój lud powoi przekonywał się do twojego, jednak to nie koniec. Unodias pierwszy zaufał ludziom, zaczął im pomagać, udzielił swej mądrości. Znalazła się jednak grupa spośród was która nie chciała, by druid mieszał się w ich sprawy. Tak więc podburzyli ludzi, którzy zabili go i tym samym znów rozpoczęli wojnę. Smoki po śmierci swego przyjaciela przestały ufać ludziom i zaczęły stale ich nękać. My natomiast nie potrafiliśmy pogodzić się ze stratą i raz na zawsze odsunęliśmy się od ludzi. Wy straciliście przez to wiedzę o tych wydarzeniach i zaczęliście uważać smoki za wrogów. Naznaczeni jednak rodzili się nadal jako potomkowie tych pierwszych, którym nie udało się spełnić swego zadania. Tak ta skrócona wersja tej historii się kończy. Gdybym chciał opowiedzieć całą minąłby tydzień.
Spojrzałem wtedy na nią. Była zamyślona. Być może rozważała to co jej powiedziałem, a było o czym myśleć. Ja jednak zająłem się czym innym rozejrzałem się wokoło drzewa. Ani śladu Saisy, dobrze.
<Sensitive? Historia dobiegła końca>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
- Rzeczywiście...- powiedział chłopak.
- Wiesz, nie za bardzo znam się na leczeniu, ale mogę spróbować opatrzyć ranę- po tych słowach wyjęłam bandaż z kieszeni. Podczas tej czynności przejechałam palcami po łusce. I pomyśleć, że przez nią to całe zamieszanie... Chłopak podwinął rękaw. Zaczęłam opatrywać ranę. Szło mi to jednak kiepsko, ponieważ włosy leciały mi do oczu, a odgarnianie ich co chwilę znacznie utrudniało bandażowanie. Spięłam je więc w ciasnego koka odsłaniając tym samym kark.
- Już- powiedziałam, kiedy skończyłam opatrywać ranę. Podniosłam wzrok patrząc w oczy chłopakowi. Były one inne niż przedtem, takie... błyszczące?
- Dobrze się czujesz?- spytałam przechylając głowę.
- Chodź- powiedział nieznajomy, po czym złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku lasu.
< Esalien? Zaliczyłam wtopę stulecia xd >
- Wiesz, nie za bardzo znam się na leczeniu, ale mogę spróbować opatrzyć ranę- po tych słowach wyjęłam bandaż z kieszeni. Podczas tej czynności przejechałam palcami po łusce. I pomyśleć, że przez nią to całe zamieszanie... Chłopak podwinął rękaw. Zaczęłam opatrywać ranę. Szło mi to jednak kiepsko, ponieważ włosy leciały mi do oczu, a odgarnianie ich co chwilę znacznie utrudniało bandażowanie. Spięłam je więc w ciasnego koka odsłaniając tym samym kark.
- Już- powiedziałam, kiedy skończyłam opatrywać ranę. Podniosłam wzrok patrząc w oczy chłopakowi. Były one inne niż przedtem, takie... błyszczące?
- Dobrze się czujesz?- spytałam przechylając głowę.
- Chodź- powiedział nieznajomy, po czym złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku lasu.
< Esalien? Zaliczyłam wtopę stulecia xd >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Historię, no tak. Podniosłem się powoli ze śniegu. Ramię strasznie mnie bolało, ale z opatrunkiem trzeba będzie poczekać. Podszedłem do drzewa. Przy pomocy telepatii spytałem czy mogę wziąć opadłą gałąź. Tymczasem kobieta przyglądała się mi uważnie. Wróciłem na miejsce w którym wcześniej siedziałem, zaznaczone przez czerwoną krew i zacząłem rysować na ziemi.
-Co to? –zapytała przyglądając się memu rysunkowi.
-Część historii powiedziałem i dotknąłem śniegu dłonią wypowiadając zaklęcie. Natychmiast na śniegu pojawił się widok jakby z lotu ptaka na Undertwood. Widziałem jak patrzy się na moją iluzję zaciekawiona. Przykucnęła na ziemi i przyjrzała się jej jeszcze dokładniej. Musiała nigdy w życiu nie widzieć czegoś takiego.
-Cała historia rozpoczyna się jakieś sześćset lat temu. Właśnie w tym miejscu, lecz wtedy cały ten obszar pokrywał gęsty las. Zamieszkiwały go tylko zwierzęta. I wtedy na te ziemie przybyły dwie rasy Sarnaidzi zwani przez was smokami i my Asale czyli na wasze druidzi. Smoki stały się naszymi przyjaciółmi. Zżyliśmy się jak żadne dwie rasy przed nami. Smoki otworzyły nam swe umysły i pozwoliły swobodnie ze sobą rozmawiać. Był to okres rozkwitu dwóch cywilizacji. Żyliśmy tak przez wiele lat, aż pewnej wiosny zjawiła się trzecia rasa Ratari, ludzie. Byli zachłanni na bogactwa i nie myśleli szanować natury. Wycięli drzewa i zaczęli stawiać swe domostwa, to jednak nie koniec. Nie umknęło to naszej uwadze. Każdego dnia słyszeliśmy płacz drzew. W końcu postanowiliśmy odwiedzić przybyszów. Staraliśmy się z nimi rozmawiać, wytyczyć granicę wycinki, lecz oni nie chcieli nas słuchać. Wówczas do tej historii włączyły się smoki i mój przodek, Unodias. Był niezwykłym druidem. Smoki ogłosiły go swym największym przyjacielem. To też poszły razem z nim, by rozmawiać z ludźmi. Nie to jednak zainteresowało twój lud. Widząc smoki zachcieli ich łusek. Lśniących niczym prawdziwe złoto. Okłamali wiec nas i przystali na nasze propozycje. Niedługo potem zabili pierwszego spośród podniebnych gadów. Unodias zareagował natychmiast żądając wyjaśnień. Był wielkim magiem i nawet teraz jego ród jest najsilniejszy, lecz wrócę do historii. Ludzie nie zaprzestali polowań na smoki i niedługo potem wybuchła wojna…
Przerwałem. Ręka zbyt mocno bolała. Musiałem odsapnąć. Zaczęło się robić zimno. Księżyc świecił na polanę. Nie było szans bym zdążył rano dotrzeć do domu. Ból w ręce znów eksplodował. Chciałbym umieć leczyć...
-Rana jest poważna –powiedziała.
<Sensitive>
-Co to? –zapytała przyglądając się memu rysunkowi.
-Część historii powiedziałem i dotknąłem śniegu dłonią wypowiadając zaklęcie. Natychmiast na śniegu pojawił się widok jakby z lotu ptaka na Undertwood. Widziałem jak patrzy się na moją iluzję zaciekawiona. Przykucnęła na ziemi i przyjrzała się jej jeszcze dokładniej. Musiała nigdy w życiu nie widzieć czegoś takiego.
-Cała historia rozpoczyna się jakieś sześćset lat temu. Właśnie w tym miejscu, lecz wtedy cały ten obszar pokrywał gęsty las. Zamieszkiwały go tylko zwierzęta. I wtedy na te ziemie przybyły dwie rasy Sarnaidzi zwani przez was smokami i my Asale czyli na wasze druidzi. Smoki stały się naszymi przyjaciółmi. Zżyliśmy się jak żadne dwie rasy przed nami. Smoki otworzyły nam swe umysły i pozwoliły swobodnie ze sobą rozmawiać. Był to okres rozkwitu dwóch cywilizacji. Żyliśmy tak przez wiele lat, aż pewnej wiosny zjawiła się trzecia rasa Ratari, ludzie. Byli zachłanni na bogactwa i nie myśleli szanować natury. Wycięli drzewa i zaczęli stawiać swe domostwa, to jednak nie koniec. Nie umknęło to naszej uwadze. Każdego dnia słyszeliśmy płacz drzew. W końcu postanowiliśmy odwiedzić przybyszów. Staraliśmy się z nimi rozmawiać, wytyczyć granicę wycinki, lecz oni nie chcieli nas słuchać. Wówczas do tej historii włączyły się smoki i mój przodek, Unodias. Był niezwykłym druidem. Smoki ogłosiły go swym największym przyjacielem. To też poszły razem z nim, by rozmawiać z ludźmi. Nie to jednak zainteresowało twój lud. Widząc smoki zachcieli ich łusek. Lśniących niczym prawdziwe złoto. Okłamali wiec nas i przystali na nasze propozycje. Niedługo potem zabili pierwszego spośród podniebnych gadów. Unodias zareagował natychmiast żądając wyjaśnień. Był wielkim magiem i nawet teraz jego ród jest najsilniejszy, lecz wrócę do historii. Ludzie nie zaprzestali polowań na smoki i niedługo potem wybuchła wojna…
Przerwałem. Ręka zbyt mocno bolała. Musiałem odsapnąć. Zaczęło się robić zimno. Księżyc świecił na polanę. Nie było szans bym zdążył rano dotrzeć do domu. Ból w ręce znów eksplodował. Chciałbym umieć leczyć...
-Rana jest poważna –powiedziała.
<Sensitive>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
Pobiegłam czym prędzej w stronę chaty. Jaka lekcja? Jaka historia? Czy to wszystko musi być tak pogmatwane. Wbiegłam do sypialni Addara, gdzie leżał Mike.
- Co znowu?- zapytał.- Ta cholerna dziewucha znów przylezie tu prawić mi morały?
- Nie- odpowiedziałam. Starałam się zamaskować to, że jego słowa mnie ranią.- Chodź...
- Gdzie?- zmarszczył brwi.- Wiesz, w takim stanie daleko nie zajdę...
- No chodź!- zawołałam, po czym wyciągnęłam dłoń w jego kierunku. Zignorował ją jednak. Podniósł się do pozycji siedzącej, a potem z trudem wstał. Po chwili jednak znów opadł na łóżko sycząc przy tym z bólu.
- Nie mam zamiaru nigdzie iść! Daj mi tą głupią łuskę, a potem możesz iść w cholerę.- syknął. Tym razem nie wytrzymałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Pokiwałam jedynie przecząco głową i zapytałam:
- Mike... Dlaczego tak się zmieniłeś?
Po tych słowach wyszłam na zewnątrz. Chłopak nadal siedział na śniegu trzymając się za ramię.
- Dlaczego płaczesz?- zapytał kiedy podeszłam bliżej.
- Miałeś mi opowiedzieć jakąś historię- zmieniłam temat.
< Esalien? >
- Co znowu?- zapytał.- Ta cholerna dziewucha znów przylezie tu prawić mi morały?
- Nie- odpowiedziałam. Starałam się zamaskować to, że jego słowa mnie ranią.- Chodź...
- Gdzie?- zmarszczył brwi.- Wiesz, w takim stanie daleko nie zajdę...
- No chodź!- zawołałam, po czym wyciągnęłam dłoń w jego kierunku. Zignorował ją jednak. Podniósł się do pozycji siedzącej, a potem z trudem wstał. Po chwili jednak znów opadł na łóżko sycząc przy tym z bólu.
- Nie mam zamiaru nigdzie iść! Daj mi tą głupią łuskę, a potem możesz iść w cholerę.- syknął. Tym razem nie wytrzymałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Pokiwałam jedynie przecząco głową i zapytałam:
- Mike... Dlaczego tak się zmieniłeś?
Po tych słowach wyszłam na zewnątrz. Chłopak nadal siedział na śniegu trzymając się za ramię.
- Dlaczego płaczesz?- zapytał kiedy podeszłam bliżej.
- Miałeś mi opowiedzieć jakąś historię- zmieniłam temat.
< Esalien? >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Jak mogła wypowiadać tak świętokradzkie słowa. Oni żyją, nie zginęli i ja o tym wiem. Dlatego ich szukam, by pomóc im zrozumieć ich misję. Chyba pora wyjawić swoje pochodzenie.
-Nie mów tak o tych, którzy mówili do smoków. Godzisz tym w ich dumę i wyśmiewasz dokonania. Chcesz wiedzieć kim jestem? Więc powiem. Nie pochodzę z twego ludu, chce tylko udzielić wam pomocy w zrozumieniu natury Sarnaidów. Ja sam pochodzę z narodu starszego niż ludzie i od nich odmiennego. Jestem druidem.
Kiedy to powiedziałem była lekko zmieszana i trochę przerażona. Zacząłem się zastanawiać co teraz zrobi. Nie odrzekła jednak nic tylko spojrzała mi w oczy. To było dziwne uczucie, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Coś we mnie drgnęło. To była ona, ona była naznaczoną. Nie wiedziałem co dalej zrobić, więc rzekłem:
-Jeśli jesteś Naznaczoną, zachciej wysłuchać historii którą chcę Ci przekazać. Kryje się w niej odpowiedź na wiele pytań. By porozmawiać ze smokiem musisz poznać każdy szczegół tego konfliktu, sięgającego wiele tysięcy lat wstecz, gdy to miejsce pokrywał wielki las.
Po jej minie trudno było mi wywnioskować co o tym myśli. Zdała mi się zagubiona. Zresztą jak ja bym się czuł na jej miejscu? Po chwili jednak odezwała się cicho:
-Zaczekaj.
Następnie wbiegła do środka i przez otwarte drzwi usłyszałem dźwięk rozmowy. Niedługo nadejdzie czas na lekcję historii zapomnianej przez ludzi –pomyślałem i czekałem, aż znów zobaczyłem ją w drzwiach.
<Sensitive?>
-Nie mów tak o tych, którzy mówili do smoków. Godzisz tym w ich dumę i wyśmiewasz dokonania. Chcesz wiedzieć kim jestem? Więc powiem. Nie pochodzę z twego ludu, chce tylko udzielić wam pomocy w zrozumieniu natury Sarnaidów. Ja sam pochodzę z narodu starszego niż ludzie i od nich odmiennego. Jestem druidem.
Kiedy to powiedziałem była lekko zmieszana i trochę przerażona. Zacząłem się zastanawiać co teraz zrobi. Nie odrzekła jednak nic tylko spojrzała mi w oczy. To było dziwne uczucie, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Coś we mnie drgnęło. To była ona, ona była naznaczoną. Nie wiedziałem co dalej zrobić, więc rzekłem:
-Jeśli jesteś Naznaczoną, zachciej wysłuchać historii którą chcę Ci przekazać. Kryje się w niej odpowiedź na wiele pytań. By porozmawiać ze smokiem musisz poznać każdy szczegół tego konfliktu, sięgającego wiele tysięcy lat wstecz, gdy to miejsce pokrywał wielki las.
Po jej minie trudno było mi wywnioskować co o tym myśli. Zdała mi się zagubiona. Zresztą jak ja bym się czuł na jej miejscu? Po chwili jednak odezwała się cicho:
-Zaczekaj.
Następnie wbiegła do środka i przez otwarte drzwi usłyszałem dźwięk rozmowy. Niedługo nadejdzie czas na lekcję historii zapomnianej przez ludzi –pomyślałem i czekałem, aż znów zobaczyłem ją w drzwiach.
<Sensitive?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
Szuka naznaczonych? Po co? Czego on znowuż chce ode mnie i Anny? Czy tak właśnie ma wyglądać moje życie? Stale w ucieczce? Nieustanne prośby o pomoc lub próby mordu?
- Po co?- spytałam. Tym razem, to chłopak był zaskoczony.
- Potrzebujemy ich pomocy- powiedział nieznajomy po krótkim namyśle.
- Nie ma już naznaczonych- wypaliłam.- Nikt już nie jest w stanie pomóc. Ich chwała dawno przeminęła, a wkrótce zniknie także pamięć o nich. Mogę się założyć. Smoki są zbyt trudnymi przeciwnikami. Naznaczeni już kiedyś polegli, a była ich cała armia. Gdybyś znalazł choćby jednego, to i tak nie dałbyś rady wyzwolić Udertwood!
Chłopaka zatkało. Po chwili jednak odpowiedział z irytacją w głosie.
- Skąd wiesz? Zapewne nigdy nie widziałaś Artalinich, więc nie masz prawa tak mówić, a po za tym...- Miał coś jeszcze powiedzieć, jednakże w porę ugryzł się w język. Patrzyliśmy się na siebie w napięciu. Po chwili powiedział...
< Esalien? >
- Po co?- spytałam. Tym razem, to chłopak był zaskoczony.
- Potrzebujemy ich pomocy- powiedział nieznajomy po krótkim namyśle.
- Nie ma już naznaczonych- wypaliłam.- Nikt już nie jest w stanie pomóc. Ich chwała dawno przeminęła, a wkrótce zniknie także pamięć o nich. Mogę się założyć. Smoki są zbyt trudnymi przeciwnikami. Naznaczeni już kiedyś polegli, a była ich cała armia. Gdybyś znalazł choćby jednego, to i tak nie dałbyś rady wyzwolić Udertwood!
Chłopaka zatkało. Po chwili jednak odpowiedział z irytacją w głosie.
- Skąd wiesz? Zapewne nigdy nie widziałaś Artalinich, więc nie masz prawa tak mówić, a po za tym...- Miał coś jeszcze powiedzieć, jednakże w porę ugryzł się w język. Patrzyliśmy się na siebie w napięciu. Po chwili powiedział...
< Esalien? >
Od Esaliena, C. D. Sensitive
Przystawienie mi miecza do gardła nie zdziwiło mnie ani trochę. Ciekawe czy wiedziała, że jestem druidem. Jej słowa był zrozumiałe i choć być może nie było to zbyt grzeczne przerwałem, by wyprowadzić ją z błędnego twierdzenia, że jestem wrogiem.
-Nie mam przy sobie niczego czym mógłbym ci zaszkodzić i nie po to przychodzę. Szukam Artalinich, czy jak wy ich zwiecie Naznaczonych ogniem. Wiesz gdzie mogę ich znaleźć? Nie mam wiele czasu.
Ostatnie zdanie było jak najbardziej prawdziwe. Saisa dała mi jeden dzień na znalezienie naznaczonych, a ja w ciągu tego dnia ledwie doszedłem do osady ludzkiej. Teraz musiałem się pośpieszyć, by wrócić do lasu choć jutro rano. Nie mogłem narazić jej na pytania od rady. Nie było czasu na jakąkolwiek zwłokę. Kobieta na moje słowa o Artalinich skamieniała. Nie wiem co miało to oznaczać, ale zainteresowało mnie. Muszę nadrobić swoje zaległości w wiedzy o ludziach. Teraz jednak ważne było bym w żaden sposób nie pokazał jej, że jestem wrogiem. Musiałem uważać na to co mówię i co robię.
<Sensitive?>
-Nie mam przy sobie niczego czym mógłbym ci zaszkodzić i nie po to przychodzę. Szukam Artalinich, czy jak wy ich zwiecie Naznaczonych ogniem. Wiesz gdzie mogę ich znaleźć? Nie mam wiele czasu.
Ostatnie zdanie było jak najbardziej prawdziwe. Saisa dała mi jeden dzień na znalezienie naznaczonych, a ja w ciągu tego dnia ledwie doszedłem do osady ludzkiej. Teraz musiałem się pośpieszyć, by wrócić do lasu choć jutro rano. Nie mogłem narazić jej na pytania od rady. Nie było czasu na jakąkolwiek zwłokę. Kobieta na moje słowa o Artalinich skamieniała. Nie wiem co miało to oznaczać, ale zainteresowało mnie. Muszę nadrobić swoje zaległości w wiedzy o ludziach. Teraz jednak ważne było bym w żaden sposób nie pokazał jej, że jestem wrogiem. Musiałem uważać na to co mówię i co robię.
<Sensitive?>
Od Sensitive, C. D. Esaliena
- Kim jesteś?- spytałam szybko. Miałam właśnie iść zobaczyć co u Mike`a, kiedy usłyszałam jakieś hałasy. Nie miałam pojęcia, że na zewnątrz są jeszcze jacyś bandyci. Myślałam, że Anna i Addar pokonali wszystkich. Hmm... Jakby tak pomyśleć co mogłoby się stać, gdyby bandyci wparowali do domu, kiedy nasza czwórka nie była zdolna do walki... Można powiedzieć, że ten dzieciak uratował nam życie.
- Nazywam się Esalien...- z trudem odpowiedział nieznajomy. Moje bystre, zielone oczy zaraz zauważyły paskudną ranę na jego prawym ramieniu. Z mieczem gotowym do użycia powoli podeszłam do chłopaka. Kiedy dzielił nas niecały metr przystawiłam miecz do jego gardła. Nieznajomy spojrzał na mnie ze zdziwieniem i z lekką irytacją.
- Co ty robisz?- spytał.
- Wolę nie skończyć z nożem w plecach- odpowiedziałam.- Posłuchaj, jeżeli...- niestety nie dane mi było dokończyć zdania. Chłopak przerwał mi natychmiast.
< Esalien? >
- Nazywam się Esalien...- z trudem odpowiedział nieznajomy. Moje bystre, zielone oczy zaraz zauważyły paskudną ranę na jego prawym ramieniu. Z mieczem gotowym do użycia powoli podeszłam do chłopaka. Kiedy dzielił nas niecały metr przystawiłam miecz do jego gardła. Nieznajomy spojrzał na mnie ze zdziwieniem i z lekką irytacją.
- Co ty robisz?- spytał.
- Wolę nie skończyć z nożem w plecach- odpowiedziałam.- Posłuchaj, jeżeli...- niestety nie dane mi było dokończyć zdania. Chłopak przerwał mi natychmiast.
< Esalien? >
Od Sensitive, C. D. Anny
Zapadła cisza.
- Sama nie wiem- powiedziałam w końcu.- To wszystko jest jakieś pogmatwane- tupnęłam nogą niczym mała, rozkapryszona dziewczynka, którą mimo wszystko nadal byłam. Dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Dlaczego Aldred nie żyje? Dlaczego Mike tak się zmienił? Dlaczego to ja zostałam naznaczoną? Anna spojrzała na mnie.
- Nie martw się, mi też jest z tym ciężko- powiedziała. Zupełnie jakby wiedziała o czym w tej chwili myślę.
- Kiedy ja się w ogóle do tego nie nadaję- westchnęłam opadając na miękki fotel stojący obok kominka.- Nie powinnam być naznaczoną. Jestem typem zwykłego, opryskliwego złodziejaszka mogącego liczyć tylko na siebie. Od dziecka taka byłam i taka już pozostanę. Mimo wszystko to ja zostałam naznaczoną, nie Mike. Dlaczego? Przecież on zawsze był tym lepszym. Tym "idealnym chłopcem, na którym zawsze można polegać!"- moja rozmowa z Anną coraz bardziej zaczęła przybierać formę monologu. Albo myślenia i wspominania na głos...- Gdyby to on został naznaczonym nigdy by się tak nie zmienił! Nigdy nie oddalilibyśmy się tak od siebie, a śmierć Aldreda nie poszłaby na marne! Dlaczego...
- Sen- przerwał mi znajomy głos. Moje zielone, załzawione oczy powędrowały w kierunku Mike`a stojącego w drzwiach do salonu.
< Anno? >
- Sama nie wiem- powiedziałam w końcu.- To wszystko jest jakieś pogmatwane- tupnęłam nogą niczym mała, rozkapryszona dziewczynka, którą mimo wszystko nadal byłam. Dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Dlaczego Aldred nie żyje? Dlaczego Mike tak się zmienił? Dlaczego to ja zostałam naznaczoną? Anna spojrzała na mnie.
- Nie martw się, mi też jest z tym ciężko- powiedziała. Zupełnie jakby wiedziała o czym w tej chwili myślę.
- Kiedy ja się w ogóle do tego nie nadaję- westchnęłam opadając na miękki fotel stojący obok kominka.- Nie powinnam być naznaczoną. Jestem typem zwykłego, opryskliwego złodziejaszka mogącego liczyć tylko na siebie. Od dziecka taka byłam i taka już pozostanę. Mimo wszystko to ja zostałam naznaczoną, nie Mike. Dlaczego? Przecież on zawsze był tym lepszym. Tym "idealnym chłopcem, na którym zawsze można polegać!"- moja rozmowa z Anną coraz bardziej zaczęła przybierać formę monologu. Albo myślenia i wspominania na głos...- Gdyby to on został naznaczonym nigdy by się tak nie zmienił! Nigdy nie oddalilibyśmy się tak od siebie, a śmierć Aldreda nie poszłaby na marne! Dlaczego...
- Sen- przerwał mi znajomy głos. Moje zielone, załzawione oczy powędrowały w kierunku Mike`a stojącego w drzwiach do salonu.
< Anno? >
Od Esaliena, C. D.
Wreszcie mogłem w pełni cieszyć się pięknem lasu. I choć im dalej oddalałem się od jego środka tym mniej było drew, a zwierząt prawie nie widziałem, to napawałem się wciąż jego pięknem. Cisza w lesie była niezwykła. Nic jej nie mąciło, a delikatne promienie słońca tańczyły na śniegu. Ponad mną przeleciał orzeł. Ile ten ptak miał w sobie majestatu, niczym król przestworzy. Bardzo pragnąłem przyjrzeć mu się choć odrobinę bliżej. Wszedłem więc na jedno z wyższych drzew. Ptak spokojnie kołował ponad okolicznymi łąkami poszukując pożywienia swym bystrym wzrokiem. Był piękny. Nagle coś bardziej przykuło jego uwagę i opadł w dół z niewyobrażalną szybkością. Nie ujrzałem go już później. Zszedłem, więc z drzewa i ruszyłem dalej pod baldachimem gałęzi. Przede mną przebiegły dwie wiewiórki popisując i bawiąc się ze sobą. Zatoczyły następnie krąg wokoło mnie i znowu zaczęły się gonić. Miałem coś na taką okazję w kieszeni. Wyciągnąłem z niej dwa orzechy, jeden włoski, drugi laskowy i położyłem na ziemi obok wiewiórek. Zaprzestały na chwile swoich psot i spojrzały na orzechy. Z początku nieśmiałe stały na uboczu. Kiedy jednak wyraźnie dałem m do zrozumienia, że jestem przyjacielem podbiegły szybko i łapczywie zabrały się za jedzenie. Ja natomiast szybkim równym krokiem ruszyłem dalej. Z chęcią zatrzymałbym się przy wysokim buku na którego gałęzi siadł jastrząb, ale wiedziałem, że nie mam na to czasu. Nie potrafiłem jednak nie naszkicować pięknego czarno-białego ptaka. Nie przeszkadzała mu zapewne moja obecność, ponieważ nawet nie poruszył się kiedy usiadłem pod pobliskim drzewem z szkicownikiem w ręku. Kiedy jednak szkic był gotowy musiałem się już pospieszyć. Do terenów zamieszkanych przez ludzi miałem jeszcze wiele drogi, a powoli zbliżało się południe.
Minęło kilka godzin i czułem się zmęczony podróżą. Dawno zapadł już zmrok. Dotarłem jednak już bardzo blisko miejsca zamieszkania ludzi. Nawet nie zorientowałem się kiedy wyszedłem zza krzewów na polanę. Stała na niej pod drzewem niewielka chatka pokryta strzechą. Szyba w oknie do połowy przesłoniętym okiennicą była wybita, a polana wyglądała trochę jak pobojowisko. Zbliżyłem się do budynku, jednak w tej samej chwili zza krzewu wyskoczył barczysty człowiek z toporem w ręku i bez namysłu rzucił się na mnie. Musiał być to jeden z bandytów, o których tak wiele mówili druidzi wysłani na granicę. Nie miał w sobie jednak zbyt wiele rozumu biorąc pod uwagę sposób w jaki atakował. Wyglądało to zupełnie tak jakby ataki były ślepe. Często pędząc z toporem przebiegał obok mnie i nawet nie musiałem się przesunąć z miejsca. To też wystarczyło tylko delikatnie pchnąć go wodą w stronę kamieni na skraju polany, by zakończyć „pojedynek”. W krzewach siedział jeszcze jeden, zapewne kompan tego pierwszego. Ten jednak różnił się zasadniczo. Atakował precyzyjnie, sprawiając mi nie raz problem z ominięciem jego ostrza. W walce z nim musiałem się nieco wysilić. Podniosłem więc zaporę z lodu, by utrudnić mu dostanie się do mnie, a następnie komplikowałem mu zadanie jak tyko potrafiłem. Unikał jednak wszystkiego nie dały mu rady ani zapory, ani wystające z ziemi grube sople, ani też kule wodne. Tutaj trzeba było skończyć zabawę i zastosować bardziej zaawansowane techniki. Stworzyłem więc wokół siebie barierę z wody i zebrany płyn skierowałem w niego. Nie tak łatwo jednak było go pokonać. Mimo iż wylądował aż w krzakach za domem podniósł się i ruszył na mnie z pełną furią. Nie zdążyłem nawet wznieść zapory, kiedy uderzył mnie mieczem w prawe ramię. Ból był silny, a krew lała się strumieniami. Rana ciągnęła się bowiem od ramienia, aż do nadgarstka. Teraz nie miałem zamiaru się cackać. Walnąłem go z całej siły lodem i odrzuciłem daleko poza polanę, nie wrócił już. Ja tymczasem starałem się zatamować krwawienie. Podciągnąłem rękaw ujawniając niebieskie symbole i przecięcie. Nie było na szczęście bardzo głębokie. Wtedy spostrzegłem w drzwiach chaty kobietę. Przyglądała mi się blada, a w ręce trzymała miecz.
<Sensitive?>
Minęło kilka godzin i czułem się zmęczony podróżą. Dawno zapadł już zmrok. Dotarłem jednak już bardzo blisko miejsca zamieszkania ludzi. Nawet nie zorientowałem się kiedy wyszedłem zza krzewów na polanę. Stała na niej pod drzewem niewielka chatka pokryta strzechą. Szyba w oknie do połowy przesłoniętym okiennicą była wybita, a polana wyglądała trochę jak pobojowisko. Zbliżyłem się do budynku, jednak w tej samej chwili zza krzewu wyskoczył barczysty człowiek z toporem w ręku i bez namysłu rzucił się na mnie. Musiał być to jeden z bandytów, o których tak wiele mówili druidzi wysłani na granicę. Nie miał w sobie jednak zbyt wiele rozumu biorąc pod uwagę sposób w jaki atakował. Wyglądało to zupełnie tak jakby ataki były ślepe. Często pędząc z toporem przebiegał obok mnie i nawet nie musiałem się przesunąć z miejsca. To też wystarczyło tylko delikatnie pchnąć go wodą w stronę kamieni na skraju polany, by zakończyć „pojedynek”. W krzewach siedział jeszcze jeden, zapewne kompan tego pierwszego. Ten jednak różnił się zasadniczo. Atakował precyzyjnie, sprawiając mi nie raz problem z ominięciem jego ostrza. W walce z nim musiałem się nieco wysilić. Podniosłem więc zaporę z lodu, by utrudnić mu dostanie się do mnie, a następnie komplikowałem mu zadanie jak tyko potrafiłem. Unikał jednak wszystkiego nie dały mu rady ani zapory, ani wystające z ziemi grube sople, ani też kule wodne. Tutaj trzeba było skończyć zabawę i zastosować bardziej zaawansowane techniki. Stworzyłem więc wokół siebie barierę z wody i zebrany płyn skierowałem w niego. Nie tak łatwo jednak było go pokonać. Mimo iż wylądował aż w krzakach za domem podniósł się i ruszył na mnie z pełną furią. Nie zdążyłem nawet wznieść zapory, kiedy uderzył mnie mieczem w prawe ramię. Ból był silny, a krew lała się strumieniami. Rana ciągnęła się bowiem od ramienia, aż do nadgarstka. Teraz nie miałem zamiaru się cackać. Walnąłem go z całej siły lodem i odrzuciłem daleko poza polanę, nie wrócił już. Ja tymczasem starałem się zatamować krwawienie. Podciągnąłem rękaw ujawniając niebieskie symbole i przecięcie. Nie było na szczęście bardzo głębokie. Wtedy spostrzegłem w drzwiach chaty kobietę. Przyglądała mi się blada, a w ręce trzymała miecz.
<Sensitive?>
Od Anny, C. D. Sensitive
Zaśmiałam się.
-Trudno- powiedziałam- Ale mnie nastraszyłaś. Myślałam, że coś się stało tej szui.
-Nie- Sensitive uśmiechnęła się- Jest cały.
-To dobrze- skrzywiłam się. Addar owijał moją nogę bandażem. -Sen, tam jest łazienka. Pójdź i przemyj te rany- wskazałam ręką -Raczej nie są groźne, ale lepiej dmuchać na zimne.
Dziewczyna wstała i odeszła. Spojrzałam na Addara.
-I jak?- zapytałam.
-Musisz uważać, ograniczaj chodzenie. A przede ....
-Chodzi mi o ciebie- uśmiechnęłam się. Poklepałam miejsce po mojej prawej stronie, przyjaciel niemal natychmiast się dosiadł. Teraz to ja o niego zadbam. Przemywałam jego rany mokrą szmatką.
Sensitive wróciła i zdawało mi się, że nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić.
-Sen, co teraz zrobisz?- zapytałam więc.
<Sensitive??>
-Trudno- powiedziałam- Ale mnie nastraszyłaś. Myślałam, że coś się stało tej szui.
-Nie- Sensitive uśmiechnęła się- Jest cały.
-To dobrze- skrzywiłam się. Addar owijał moją nogę bandażem. -Sen, tam jest łazienka. Pójdź i przemyj te rany- wskazałam ręką -Raczej nie są groźne, ale lepiej dmuchać na zimne.
Dziewczyna wstała i odeszła. Spojrzałam na Addara.
-I jak?- zapytałam.
-Musisz uważać, ograniczaj chodzenie. A przede ....
-Chodzi mi o ciebie- uśmiechnęłam się. Poklepałam miejsce po mojej prawej stronie, przyjaciel niemal natychmiast się dosiadł. Teraz to ja o niego zadbam. Przemywałam jego rany mokrą szmatką.
Sensitive wróciła i zdawało mi się, że nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić.
-Sen, co teraz zrobisz?- zapytałam więc.
<Sensitive??>
Od Esaliena
Poranek choć mroźny zapowiadał miły, zimowy dzień. Las nawet ogołocony z liści wyglądał pięknie, a nawet miał swój specyficzny urok. Zakapturzona postać szła równym krokiem w stronę starego dębu nad strumieniem. Gromadziło się tam mnóstwo różnych zwierząt i na śniegu widniała plątanina różnych tropów. Nie dało się jednak rozszyfrować, gdzie kto szedł. Postać przykucnęła nad strumieniem i zanurzyła swoje dłonie w lodowatej wodzie. Zanurzyła przy ty fragment brunatnego płaszcza, nie zdawała się jednak tym specjalnie przejęta. Ruszyła następnie w stronę dębu. Zacząłem się poważniej zastanawiać nad możliwością odwiedzin. Byłem wówczas wewnątrz dębu w mojej kryjówce, a także czymś na kształt pracowni malarskiej. Stało tu więc całe mnóstwo sztalug, jednak na ich wykonanie nie ucierpiało żadne z drzew. Wystarczyła odrobina magii i pomoc jednego przyjaciela. Mimo przebywania wewnątrz drzewa nie doskwierał mi tam nigdy brak światła. Główne jego źródło znajdowało się ponad mną. Był to średniej wielkości otwór. Wpadające światło wystarczało jednak w zupełności. Drzwi jako takich nie było. Zamiast nich znajdowała się szpara w korze drzewa. Nawet jeśli była ciasna nie przeszkadzało mi to, zawsze można było spróbować wejść przez sufit. Przybysz nie miał jednak najwyraźniej na to zamiaru biorąc pod uwagę fakt, że niedługo potem ujrzałem rękę, która starała się pomóc reszcie ciała wejść do środka. Nie trwało to rzecz jasna długo, a ujrzałem kto mnie zaszczycił. Domyśliłem się już zresztą tego wcześniej. I nie było to rzeczą specjalnie trudną. Zaraz też postać zdjęła ośnieżony kaptur i odkryła swoje ognisto rude włosy.
-Nie spodziewałem się gości, Saisa –powiedziałem jej na przywitanie. –Zaczynam się bać co cię tutaj może sprowadzać.
-A jak myślisz Esan –odrzekła. –A jak myślisz.
-Skąd mam wiedzieć, najprawdopodobniej przysłała Cię rada, albo mój ojciec, co i tak na jedno wychodzi. Byś uświadomiła mi, że znów robię coś nie tak, lub druga opcja, mają zamiar sami mi to przekazać i mam się tam stawić.
-Ani tu, ani tu nie masz racji. Chodzi wyłącznie o to, by dowiedzieć się co tutaj robisz w środku zimy i to jeszcze w nocy, zamiast wrócić do wioski?
-Powiedzmy, ze nie mam ochoty słuchać kazań na temat tego jaki powinienem być –odrzekłem i postanowiłem chwilowo przerwać rozmowę, by dokładnie przypatrzyć się sarnom po drugiej stronie strumienia i naszkicować je w moim szkicowniku. Zakończyło się jednak na tym, że moja przyjaciółka odciągnęła mnie od tego dużo bardziej interesującego zajęcia, wałkując tę rozmowę.
-O ile mnie pamięć nie myli powinieneś dawać przykład. Jesteś w końcu potomkiem Unodiasa. To nie daje Ci do myślenia?
-Nie za bardzo rozumiem o co Ci chodzi.
Podniosłem swoją torbę z ziemi i wrzuciłem do nie szkicownik oraz kilka kawałków węgla. Podniosłem z ziemi ubrudzony zieloną farbą płaszcz i zarzuciłem go sobie na ramię. Ruszyłem następnie w strone wyjścia nie zdążyłem jednak zrobić nawet dwóch kroków kiedy utworzył się wokół mnie płomienny krąg.
-Nie skończyłam.
-Tyle że ja się spieszę.
Zatoczyła wokół mnie krąg, by następnie powrócić na miejsce w gdzie wcześniej stała. Szykowało się długie kazanie, którego miałem zamiar jednak uniknąć. Tak więc kiedy skupiła się na mówieniu, ja zalałem wodą ognisty krąg i jej przerwałem.
-Słyszałaś, że królestwo atakują smoki?
-Co to ma do rzeczy?
-Możemy im pomóc –powiedziałem jak zwykle nie kryjąc, być może nadmiernego, entuzjazmu. –Gdyby wiedzieli o smokach choć ułamek tego co my, mogliby się z nimi dogadać. Przecież pojawili się naznaczeni ogniem. Wystarczyłoby pokazać im jak zakończyć ten spór.
-Po jej spojrzeniu poznałem, ze moja wypowiedz nie spotkała się raczej z aprobatą. I mogę się spodziewać ataku gniewu. Przeszyła mnie swoim spojrzeniem i krzyknęła:
-Postradałeś do końca zmysły!?
-Nie!-odrzekłem również podnosząc głos, po prostu uważam, że nie możemy tak po prostu zostawić ludzi z tym problemem!
-Zaczęli wojny, niech radzą sobie sami.
Na chwilę zapanowała cisza. Nie za bardzo wiedziałem co na to odpowiedzieć. To co mówiła było racją. Sami nagrabili sobie u smoków, ale to nie znaczy, że mieliśmy ich opuścić. Nie poradziliby sobie bez nas, to było aż zbyt pewne. Smoki nie należały przecież do stworzeń prostych i miały swój specyficzny charakter. Ludzie nie potrafiliby sami naprawić swych błędów z przeszłości, ktoś musiał im pomóc. Byli przecież częścią nas jak my częścią ich i wszystkiego co istnieje. Tej prawdy nie mgła zaprzeczyć.
-Nie uda Ci się mnie przed tym powstrzymać. Daj mi jeden dzień na znalezienie naznaczonych.
-Jak mam to wytłumaczyć radzie? –zapytała. Uśmiechnąłem się. Znowu udało mi się ą przekonać.
-Powiedz, że maluje i nie będzie mnie do wieczora –odrzekłem pędząc już do lasu. Nie dałem jej czasu na odpowiedź. Zresztą nie była potrzebna. Saisa potraf sobie poradzić jak nikt inny.
< CD nastąpi >
-Nie spodziewałem się gości, Saisa –powiedziałem jej na przywitanie. –Zaczynam się bać co cię tutaj może sprowadzać.
-A jak myślisz Esan –odrzekła. –A jak myślisz.
-Skąd mam wiedzieć, najprawdopodobniej przysłała Cię rada, albo mój ojciec, co i tak na jedno wychodzi. Byś uświadomiła mi, że znów robię coś nie tak, lub druga opcja, mają zamiar sami mi to przekazać i mam się tam stawić.
-Ani tu, ani tu nie masz racji. Chodzi wyłącznie o to, by dowiedzieć się co tutaj robisz w środku zimy i to jeszcze w nocy, zamiast wrócić do wioski?
-Powiedzmy, ze nie mam ochoty słuchać kazań na temat tego jaki powinienem być –odrzekłem i postanowiłem chwilowo przerwać rozmowę, by dokładnie przypatrzyć się sarnom po drugiej stronie strumienia i naszkicować je w moim szkicowniku. Zakończyło się jednak na tym, że moja przyjaciółka odciągnęła mnie od tego dużo bardziej interesującego zajęcia, wałkując tę rozmowę.
-O ile mnie pamięć nie myli powinieneś dawać przykład. Jesteś w końcu potomkiem Unodiasa. To nie daje Ci do myślenia?
-Nie za bardzo rozumiem o co Ci chodzi.
Podniosłem swoją torbę z ziemi i wrzuciłem do nie szkicownik oraz kilka kawałków węgla. Podniosłem z ziemi ubrudzony zieloną farbą płaszcz i zarzuciłem go sobie na ramię. Ruszyłem następnie w strone wyjścia nie zdążyłem jednak zrobić nawet dwóch kroków kiedy utworzył się wokół mnie płomienny krąg.
-Nie skończyłam.
-Tyle że ja się spieszę.
Zatoczyła wokół mnie krąg, by następnie powrócić na miejsce w gdzie wcześniej stała. Szykowało się długie kazanie, którego miałem zamiar jednak uniknąć. Tak więc kiedy skupiła się na mówieniu, ja zalałem wodą ognisty krąg i jej przerwałem.
-Słyszałaś, że królestwo atakują smoki?
-Co to ma do rzeczy?
-Możemy im pomóc –powiedziałem jak zwykle nie kryjąc, być może nadmiernego, entuzjazmu. –Gdyby wiedzieli o smokach choć ułamek tego co my, mogliby się z nimi dogadać. Przecież pojawili się naznaczeni ogniem. Wystarczyłoby pokazać im jak zakończyć ten spór.
-Po jej spojrzeniu poznałem, ze moja wypowiedz nie spotkała się raczej z aprobatą. I mogę się spodziewać ataku gniewu. Przeszyła mnie swoim spojrzeniem i krzyknęła:
-Postradałeś do końca zmysły!?
-Nie!-odrzekłem również podnosząc głos, po prostu uważam, że nie możemy tak po prostu zostawić ludzi z tym problemem!
-Zaczęli wojny, niech radzą sobie sami.
Na chwilę zapanowała cisza. Nie za bardzo wiedziałem co na to odpowiedzieć. To co mówiła było racją. Sami nagrabili sobie u smoków, ale to nie znaczy, że mieliśmy ich opuścić. Nie poradziliby sobie bez nas, to było aż zbyt pewne. Smoki nie należały przecież do stworzeń prostych i miały swój specyficzny charakter. Ludzie nie potrafiliby sami naprawić swych błędów z przeszłości, ktoś musiał im pomóc. Byli przecież częścią nas jak my częścią ich i wszystkiego co istnieje. Tej prawdy nie mgła zaprzeczyć.
-Nie uda Ci się mnie przed tym powstrzymać. Daj mi jeden dzień na znalezienie naznaczonych.
-Jak mam to wytłumaczyć radzie? –zapytała. Uśmiechnąłem się. Znowu udało mi się ą przekonać.
-Powiedz, że maluje i nie będzie mnie do wieczora –odrzekłem pędząc już do lasu. Nie dałem jej czasu na odpowiedź. Zresztą nie była potrzebna. Saisa potraf sobie poradzić jak nikt inny.
< CD nastąpi >
Serdecznie witamy Esaliena
ESALIEN SAIDONU
wtorek, 28 stycznia 2014
Od Gwendolyn, C. D. Christophera
Siedziałam obok przyjaciółki i
przyglądałam się całemu zajściu. Nie wiedziałam, jak może się czuć
osoba, która straciła kogoś bliskiego, ponieważ sama nigdy tego nie
doświadczyłam. Wiem tylko, że źle.
- Christopher, czekaj. - powiedziałam i ruszyłam za nim Elisabeth została jeszcze z południowcami. Mężczyzna nic nie mówił, tylko wyszedł na dwór ze spuszczoną głową. Podbiegłam do niego i złapałam go za dłoń. - Nie jestem najlepsza w pocieszaniu ludzi, ale zależy mi, żebyś nie był taki smutny - zaczęłam - chociaż wiem, że przeżywasz wielką tragedię. <Christopher?> |
Od Christophera, C. D. Gwendolyn
Gdy zobaczyłem znajome twarze, wszelki niepokój zniknął. Elisabeth śmiała się i uśmiechała, a ja czułem się szczęśliwy. Kiedy wpadła Gwen zaśmiałem się tylko.
-Gwendolyn, fałszywy alarm!- krzyknąłem radośnie- Same dobre wieści, brak tych złych.
Miała minę jakby nic nie rozumiała. Gestem ręki z szerokim uśmiechem na ustach zaprosiłem ją, żeby usiadła z nami przy ogniu.
Spojrzałem na swojego przyjaciela.Wśród południowców niczym się nie wyróżniał. Ta sama śniada skóra, kruczoczarne, gęste włosy i ciemne, błyszczące oczy, które były w stanie wyłapać najmniejszy ruch. Jednak Yhr`a charakteryzował szeroki śnieżnobiały uśmiech, a także brak jakiegokolwiek okrucieństwa wobec niewolników. Nic więc dziwnego, że prędko się zaprzyjaźniliśmy.
Jak bardzo byłem szczęśliwy, że go zobaczyłem!
-Gwen, Yhr- tu wskazałem na uśmiechniętego przybysza z południa- powiedział mi, że człowiek, który mnie ścigał nie żyje. Był przywódcą klanu, można by nazwać go władcą. Miał wysłać za mną pościg, ale nie zdążył- wyszczerzyłem zęby w radosnym uśmiechu- Teraz jestem wolny. Wrócę tylko po brata i...
Zdziwił mnie wyraz zasępienia, który zobaczyłem na twarzy Yhr`a. Od razu zalała mnie fala niepokoju.
-Christopher- zaczął z charakterystycznym południowym akcentem. W jego czarnych jak heban oczach zauważyłem błysk smutku- twój brat nie żyje.
Zakręciło mi się w głowie, spojrzałem się w ziemię, obejmując dłońmi twarz. Z całych sił starałem się zachować zimną krew, czy chociaż uspokoić oddech. Mój brat. Mój mały brat. Martwy brat.
-Ile on miał lat?- zapytałem cicho. Dokładnie wiedziałem, ale chciałem usłyszeć to z ust podróżnika.
-Chris...
-Ile?!- ryknąłem. Zapadła cisza. Ellie patrzyła jasnymi oczyma, Gwen obserwowała mnie bez wyrazu. Tylko jej oczy kryły najróżniejsze uczucia.
-Dwanaście- Yhr spuścił głowę, unikając mojego gniewnego wzroku.
Miałem ochotę krzyczeć, wyrwać sobie włosy, rozedrzeć skórę. Jednak siedziałem tylko sparaliżowany wpatrzone w ciemnoskórego mężczyznę.
-Jak?- zapytałem krótko.
-Wycieńczenie.
Poczułem, że zaraz się rozpłaczę. Ja uciekam z południa, szukając dla nas nowego domu, lepszego życia. A mój dwunastoletni brat ginie w męczarniach, w upalnym słońcu. W bólu i wykończeniu.
Siedziałem w ciszy. Dopóki nie przetarłem tylko oczu. Wstałem.
-Yhr, dziękuję za informacje- były to szczere, aczkolwiek sztywne podziękowania. Wyciągnąłem ku niemu rękę, którą ujął i ścisnął mocno. Nie powiedział nic.
Odwróciłem się, by odejść.
<Gwen? Nasze drogi się rozeszły? >
-Gwendolyn, fałszywy alarm!- krzyknąłem radośnie- Same dobre wieści, brak tych złych.
Miała minę jakby nic nie rozumiała. Gestem ręki z szerokim uśmiechem na ustach zaprosiłem ją, żeby usiadła z nami przy ogniu.
Spojrzałem na swojego przyjaciela.Wśród południowców niczym się nie wyróżniał. Ta sama śniada skóra, kruczoczarne, gęste włosy i ciemne, błyszczące oczy, które były w stanie wyłapać najmniejszy ruch. Jednak Yhr`a charakteryzował szeroki śnieżnobiały uśmiech, a także brak jakiegokolwiek okrucieństwa wobec niewolników. Nic więc dziwnego, że prędko się zaprzyjaźniliśmy.
Jak bardzo byłem szczęśliwy, że go zobaczyłem!
-Gwen, Yhr- tu wskazałem na uśmiechniętego przybysza z południa- powiedział mi, że człowiek, który mnie ścigał nie żyje. Był przywódcą klanu, można by nazwać go władcą. Miał wysłać za mną pościg, ale nie zdążył- wyszczerzyłem zęby w radosnym uśmiechu- Teraz jestem wolny. Wrócę tylko po brata i...
Zdziwił mnie wyraz zasępienia, który zobaczyłem na twarzy Yhr`a. Od razu zalała mnie fala niepokoju.
-Christopher- zaczął z charakterystycznym południowym akcentem. W jego czarnych jak heban oczach zauważyłem błysk smutku- twój brat nie żyje.
Zakręciło mi się w głowie, spojrzałem się w ziemię, obejmując dłońmi twarz. Z całych sił starałem się zachować zimną krew, czy chociaż uspokoić oddech. Mój brat. Mój mały brat. Martwy brat.
-Ile on miał lat?- zapytałem cicho. Dokładnie wiedziałem, ale chciałem usłyszeć to z ust podróżnika.
-Chris...
-Ile?!- ryknąłem. Zapadła cisza. Ellie patrzyła jasnymi oczyma, Gwen obserwowała mnie bez wyrazu. Tylko jej oczy kryły najróżniejsze uczucia.
-Dwanaście- Yhr spuścił głowę, unikając mojego gniewnego wzroku.
Miałem ochotę krzyczeć, wyrwać sobie włosy, rozedrzeć skórę. Jednak siedziałem tylko sparaliżowany wpatrzone w ciemnoskórego mężczyznę.
-Jak?- zapytałem krótko.
-Wycieńczenie.
Poczułem, że zaraz się rozpłaczę. Ja uciekam z południa, szukając dla nas nowego domu, lepszego życia. A mój dwunastoletni brat ginie w męczarniach, w upalnym słońcu. W bólu i wykończeniu.
Siedziałem w ciszy. Dopóki nie przetarłem tylko oczu. Wstałem.
-Yhr, dziękuję za informacje- były to szczere, aczkolwiek sztywne podziękowania. Wyciągnąłem ku niemu rękę, którą ujął i ścisnął mocno. Nie powiedział nic.
Odwróciłem się, by odejść.
<Gwen? Nasze drogi się rozeszły? >
Konkurs
Z wielką radością informujemy, że ogłaszamy pierwszy konkurs na Udertwood :) Na czym on polega? Już wyjaśniamy. Otóż ma on trzy kategorie, a dokładniej:
- Hymn Udertwood. Możesz wysłać sam tekst, ale oczywiście może być to coś więcej. Muzyka, śpiew... Wybór należy do ciebie :)
- Godło Udertwood. Coś związanego z krajem. Nie chcemy podpowiadać, więc jeśli dostałeś przypływu weny twórczej weź ołówek w dłoń i bierz się za rysowanie :)
- Flaga Udertwood. Nie muszą być to jedynie paski w różnych kolorach. Może to być scenka z jakieś ważnej bitwy, zamek... Popuść więc wodze fantazji i zaprojektuj flagę tego niesamowitego kraju!
A teraz zasady nasi mili, czyli to co kochacie najbardziej xd Hah, ale tak na serio, to przed wzięciem udziału trzeba go przeczytać. Podobnie jak w regulaminie bloga ukryjemy w zasadach zadanie. Jeżeli go nie rozwiążesz, twoja praca nie zostanie wzięta pod uwagę.
- Praca ma być wykonana przez ciebie. Jeżeli skapniemy się, że skopiowałeś ją z innej strony liczba twoich PA znacząco ucierpi.
- Możesz wysłać max jedną pracę do poszczególnej kategorii. Może napiszemy jaśniej- możesz wysłać po jednym hymnie, godle, fladze.
- Po narysowaniu godła/flagi napisz w prawym, dolnym rogu czerwonym kolorem imię i nazwisko swojej postaci. Podpis nie może zostać wykonany w programie komputerowym.
- Format pracy jest dowolny, tak samo jak technika. Może to być szkic, rysunek, wydzieranka... Uwaga, figurki nie są brane pod uwagę!
- No to chwila prawdy- kto czyta. Napisz w komentarzu czy lubisz lamy.
- Jeżeli posiadasz dwie postacie, podpisz się imieniem i nazwiskiem obu postaci.
- Jeżeli twoja praca nie będzie zgodna z regulaminem nie zostanie wzięta pod uwagę.
Mamy nadzieję, że konkurs się spodoba :) Ilość i jakość nagród jest zależna od ilości chętnych, dlatego też zachęcamy do brania udziału. Dla każdej kategorii jest osobna nagroda i osobne miejsca. Także w zależności od ilości wysłanych przez was prac pojawi się drugie i trzecie miejsce. Za udział dostaję się 1 PA, że tak was jeszcze przekupię xd Proszę o opinię w komentarzu ;D
~ wasze kochane, uczulone na kopiarstwo adminki.
Konkurs został rozstrzygnięty.
Towarzysze
Nastąpiła zmiana w towarzyszach. Od teraz nie musisz kupować towarzysza w sklepie, możesz go dodać po napisaniu opowiadania, którego głównym bohaterem będzie właśnie twój zwierzęcy przyjaciel C; Co ma zawierać takowe opowiadanie? Może to być wspomnienie, o poznaniu zwierzaka, opis, opowiadanie pisane z perspektywy towarzysza... Popuśćcie więc wodze fantazji i opowiedzcie trochę o waszym pupilu :D Uwaga, tradycyjnie, jeżeli opowiadanie będzie niechlujne, możemy je odrzucić! A skoro już o niechlujności mowa, to mam do was prośbę. Proszę, przed wysłaniem do nas opowiadania, sprawdźcie błędy. Razem z Anną/pierwszą adminką/Sophią nie zawsze mam czas na poprawianie całego opowiadania. O czym więc należy pamiętać?
- Interpunkcja kochani. Proszę, nie stawiajcie spacji przed kropką, przecinkiem, dwukropkiem... Nie wygląda to dobrze i jest masa poprawiania.
- Ortografia. Komputer w końcu wyłapuje błędy. Jasne, każdemu się zdarza i ja to rozumiem, aczkolwiek zdarza się, że muszę poprawiać pół opowiadania.
- Powtórzenia, czyli chyba to z czym jest najgorzej xd Jeżeli nie wiesz czym zamienić wyraz, to napisz do jednej z adminek C; Uwierzcie, nie gryziemy ^^ Zawsze służymy pomocą ;)
To chyba tyle. Dziękuję za uwagę i już nie przynudzam. Mam także nadzieję, że podobają wam się zmiany i nowości, które ostatnio zagościły na Udertwood :D Papatki :)
~ Sensitive/druga adminka/Ciemna xD/le autorka/hodowca lam/jak tam mnie jeszcze lubicie nazywać :)
Od Clarissy, C. D.
- Jace, przestraszyłeś mnie!- krzyknęłam do chłopaka stojącego naprzeciwko nas. Spojrzał na mnie i Simona. Zapytał:
- Kto to?
- Mój przyjaciel. A co?
- Clary, na słówko!- powiedział stanowczo.
- Nie- w głowie mi huczało. Nie wiedziałam co mówię ani robię. Złapałam Eclipse za uzdę i powiedziałam:
- Simon, idziemy.
Chłopak podbiegł do mnie i poszliśmy ścieżką w stronę domu. Zostawiłam Jace. Zostawiłam go. Zosta....
-Clary, otrząśnij się- ktoś szturchał mnie za lewe ramię. Leżałam w domu, na kanapie. Na brzuchu siedziała mi Vi. Chciałam się podnieść, ale w ogóle nie mogłam się poruszać. Przestraszyłam się. Poczułam coś zimnego.
- Co mam na czole? - zapytałam siedzącego obok Simona.
- To okład. Trochę zamortyzuje ból.
- Co się stało? Nie mogę się poruszać.
- Szliśmy do domu, kiedy nagle straciłaś równowagę, zemdlałaś i upadłaś na pień. Przyniosłem Cię tu, odstawiłem Eclipse i przykryłem kocem. Bardzo Cię boli?
- Bywało gorzej. Dziękuję ci Simon za wszystko.
- Nie ma za co- po raz pierwszy zobaczyłam pełny uśmiech na jego twarzy. - Dobra, idź teraz bo chcę trochę odpocząć.
- Dobrze, już idę. Masz tu jakieś książki?
- Pytanie. Otwórz dolną szufladę.
- Wow. - powiedział Simon. Wyjął z niej kilka książek i wychodząc z pokoju powiedział:
- Odpoczywaj.
- Kto to?
- Mój przyjaciel. A co?
- Clary, na słówko!- powiedział stanowczo.
- Nie- w głowie mi huczało. Nie wiedziałam co mówię ani robię. Złapałam Eclipse za uzdę i powiedziałam:
- Simon, idziemy.
Chłopak podbiegł do mnie i poszliśmy ścieżką w stronę domu. Zostawiłam Jace. Zostawiłam go. Zosta....
-Clary, otrząśnij się- ktoś szturchał mnie za lewe ramię. Leżałam w domu, na kanapie. Na brzuchu siedziała mi Vi. Chciałam się podnieść, ale w ogóle nie mogłam się poruszać. Przestraszyłam się. Poczułam coś zimnego.
- Co mam na czole? - zapytałam siedzącego obok Simona.
- To okład. Trochę zamortyzuje ból.
- Co się stało? Nie mogę się poruszać.
- Szliśmy do domu, kiedy nagle straciłaś równowagę, zemdlałaś i upadłaś na pień. Przyniosłem Cię tu, odstawiłem Eclipse i przykryłem kocem. Bardzo Cię boli?
- Bywało gorzej. Dziękuję ci Simon za wszystko.
- Nie ma za co- po raz pierwszy zobaczyłam pełny uśmiech na jego twarzy. - Dobra, idź teraz bo chcę trochę odpocząć.
- Dobrze, już idę. Masz tu jakieś książki?
- Pytanie. Otwórz dolną szufladę.
- Wow. - powiedział Simon. Wyjął z niej kilka książek i wychodząc z pokoju powiedział:
- Odpoczywaj.
< CD niebawem >
Od Sensitive, C. D.Anny
Zwiesiłam głowę.
- Mam złą wiadomość- powiedziałam, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Kątem oka zerknęłam na bladą Annę. Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.
- Przykro mi...- powiedziała.
- Nie, to ja powinnam przeprosić- wyszeptałam. Nastała cisza.
- Sen, nie musisz nic mówić... Na pewno on...
Po tych słowach nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem, po czym powiedziałam.
- Anno, Mike żyje!
- Sen!- krzyknęła zdenerwowana Anna. Addar zakrył usta dłonią, by Ann nie zobaczyła uśmiechu na jego twarzy.
- Czyli wszystko w porządku?- odetchnęła Anna. Uspokoiłam się, po czym powiedziałam:
- Nie do końca... Zbiłam ci szybę...
< Anno? xd >
- Mam złą wiadomość- powiedziałam, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Kątem oka zerknęłam na bladą Annę. Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.
- Przykro mi...- powiedziała.
- Nie, to ja powinnam przeprosić- wyszeptałam. Nastała cisza.
- Sen, nie musisz nic mówić... Na pewno on...
Po tych słowach nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem, po czym powiedziałam.
- Anno, Mike żyje!
- Sen!- krzyknęła zdenerwowana Anna. Addar zakrył usta dłonią, by Ann nie zobaczyła uśmiechu na jego twarzy.
- Czyli wszystko w porządku?- odetchnęła Anna. Uspokoiłam się, po czym powiedziałam:
- Nie do końca... Zbiłam ci szybę...
< Anno? xd >
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Od Christophera, C. D. Amelii
Czułem się beznadziejnie. Niewyspany, obolały. Fatalnie. Wszystko pamiętałem jak przez mgłę, tylko zakład, kto wypije więcej. Który na moje nieszczęście wygrałem. Mimo wszystko byłem już zupełnie trzeźwy, chociaż okropny ból głowy przeszkadzał w osiągnięciu szczęścia.
Wyszedłem z pokoju, przeczesując dłonią włosy i zauważyłem patrzącą na mnie dziewczynę. Wydawało mi się, że znam skądś jej twarz, jednak za nic nie potrafiłem powiedzieć skąd.
-My się znamy?- zapytałem.
-Nie- odpowiedziała krótko, energicznie kręcąc głową.
-Mhm- mruknąłem. Zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek wyręczyła mnie obca.
<Amelia?>
Wyszedłem z pokoju, przeczesując dłonią włosy i zauważyłem patrzącą na mnie dziewczynę. Wydawało mi się, że znam skądś jej twarz, jednak za nic nie potrafiłem powiedzieć skąd.
-My się znamy?- zapytałem.
-Nie- odpowiedziała krótko, energicznie kręcąc głową.
-Mhm- mruknąłem. Zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek wyręczyła mnie obca.
<Amelia?>
Towarzysz- Abbey
Imię: Abbey
Wiek: Rok Cechy: Abbey jest bardzo nieufna wobec nieznajomych. Zawsze podchodzi dopiero, gdy ktoś okaże się być miły dla jej właścicielki. Jest energiczna, przyjazna i wszędzie jej pełno. Właściciel: Gwendolyn |
|
Od Gwendolyn, C. D. Christophera
- Szkoda, że nie umiem jeździć. - mruknęłam do siebie
Patrzyłam, jak Christopher się oddala. Było mi trochę smutno, bo zdążyłam go polubić przez ten krótki czas. Położyłam głowę na łbie konia i próbowałam nie myśleć, co będzie jeśli... nie, musi się udać.
- Ej, panienko, co ty tu robisz? - usłyszałam głos
Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam mężczyzn w zbrojach, prawdopodobnie rycerzy. Wyprostowałam się i zrobiłam poważną minę.
- Przyjechałam do znajomych. - skłamałam
- Na tym diable? - zapytał z widoczną odrazą
- To nie diabeł, to koń. - oburzyłam się
Jeden z wojowników wyciągnął rękę, aby zabrać mi wodze z ręki. Przyciągnęłam je do siebie i nie pozwoliłam mu na to. Zrobił niezadowoloną minę, a potem złapał mnie za łokieć.
- Nie dotykaj mnie. - warknęłam
- Bo co mi zrobisz?. - uśmiechnął się głupio
- To. - odparłam i kopnęłam go w twarz, jedyną część ciała, która nie była ukryta pod żelazem
Pociągnęłam za wodze, a koń ruszył przed siebie. Kompletnie nie wiedziałam, co robić i jak nie wpaść w jakiś budynek, ale na szczęście zwierzę zachowywało się spokojnie oraz zwinnie omijało wszelkie przeszkody. Zatrzymaliśmy się dopiero przed wielkim zamkiem, który uniemożliwiał nam dalszą ucieczkę.
- Wypuście moją przyjaciółkę! - zawołałam, gdy rycerze byli wystarczająco blisko
- Taką małą blondynkę? - zapytał jeden z nich
- No... Tak.
- Gotuje dla nas. - zaśmiał się - Więc nie ma mowy, żeby gdziekolwiek się ruszyła.
<Christopher? ;D>
Patrzyłam, jak Christopher się oddala. Było mi trochę smutno, bo zdążyłam go polubić przez ten krótki czas. Położyłam głowę na łbie konia i próbowałam nie myśleć, co będzie jeśli... nie, musi się udać.
- Ej, panienko, co ty tu robisz? - usłyszałam głos
Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam mężczyzn w zbrojach, prawdopodobnie rycerzy. Wyprostowałam się i zrobiłam poważną minę.
- Przyjechałam do znajomych. - skłamałam
- Na tym diable? - zapytał z widoczną odrazą
- To nie diabeł, to koń. - oburzyłam się
Jeden z wojowników wyciągnął rękę, aby zabrać mi wodze z ręki. Przyciągnęłam je do siebie i nie pozwoliłam mu na to. Zrobił niezadowoloną minę, a potem złapał mnie za łokieć.
- Nie dotykaj mnie. - warknęłam
- Bo co mi zrobisz?. - uśmiechnął się głupio
- To. - odparłam i kopnęłam go w twarz, jedyną część ciała, która nie była ukryta pod żelazem
Pociągnęłam za wodze, a koń ruszył przed siebie. Kompletnie nie wiedziałam, co robić i jak nie wpaść w jakiś budynek, ale na szczęście zwierzę zachowywało się spokojnie oraz zwinnie omijało wszelkie przeszkody. Zatrzymaliśmy się dopiero przed wielkim zamkiem, który uniemożliwiał nam dalszą ucieczkę.
- Wypuście moją przyjaciółkę! - zawołałam, gdy rycerze byli wystarczająco blisko
- Taką małą blondynkę? - zapytał jeden z nich
- No... Tak.
- Gotuje dla nas. - zaśmiał się - Więc nie ma mowy, żeby gdziekolwiek się ruszyła.
<Christopher? ;D>
Od Anny, C. D. Sensitive
Niemal w tym samym momencie wypuściłyśmy strzały. Zanim martwe ciało mężczyzny zdążyło upaść, pojawił się kolejny bandyta. Jego i następnego powaliły strzały, później sięgnęliśmy po miecze. Przyszło ich jak zwykle, może siedmiu czy ośmiu. Jednak to my mieliśmy przewagę. A to zapewne za sprawą w domu. Mimo wszystko zawsze łatwiej jest być wewnątrz, niż na zewnątrz.
Obnażając miecz wyszłam na dwór. Widziałam, że Addar idzie w moje ślady, jednak bandyta wepchnął go z powrotem do środka.
Obróciłam się i zwinnie uniknęłam ciosu jednego z "niedźwiedzi". Napastnik zamachnął się ogromnym toporem, ja jednak zdążyłam już zanurzyć nóż w jego ciele. Wyszarpnęłam ostrze, a banita upadł na ziemię, spojrzał na mnie ostatni raz i wyzionął oddech.
Nagle poczułam przenikliwy ból. Wypuściłam z sykiem powietrze, patrząc na zakrwawioną stopę. Topór spadł na ziemię ostrzem w dół, niemal odcinając mi kończynę. Zrobiło mi się słabo, na dodatek usłyszałam kroki.
Odwróciłam się i napinając cięciwę wypuściłam dwie strzały w kierunku obcego mężczyzny. Padł.
Nie widziałam już nikogo. Prawdopodobnie polegli już wszyscy.
-Addar!- zawołałam. Czułam pulsujący ból w nodze, spojrzałam na topór wbity w stopę. szybko odwróciłam wzrok.
Zauważyłam przyjaciela. Był cały, tylko niegroźna, aczkolwiek długa, cięta rana na udzie i rozbita głowa. Otworzył ze zdziwienia oczy.
-Pomóż, proszę- powiedziałam błagalnie.
-Troszkę zaboli- odparł.
-Nie kłam.
-Dobra. Będzie boleć jak cholera.
Jednym ruchem wyciągnął ostrze z mojej stopy. Krzyknęłam głośno i omal nie upadłam.
Addar spróbował wziąć mnie na ręce, ale delikatnie go odepchnęłam. Posłusznie więc pomógł mi dojść do domu.
Sensitive była cała, miała tylko kilka zadrapań, jak mój przyszywany brat. Wynosiła właśnie jakiegoś trupa z domu.
Spojrzała na mnie w milczeniu.
Położyłam się do łóżka i półświadoma instruowałam Addara w robieniu opatrunku.
-Mike żyje?- rzuciłam w stronę Sen sycząc z bólu.
<Sensitive? Jak ma się nasza sierota?>
Obnażając miecz wyszłam na dwór. Widziałam, że Addar idzie w moje ślady, jednak bandyta wepchnął go z powrotem do środka.
Obróciłam się i zwinnie uniknęłam ciosu jednego z "niedźwiedzi". Napastnik zamachnął się ogromnym toporem, ja jednak zdążyłam już zanurzyć nóż w jego ciele. Wyszarpnęłam ostrze, a banita upadł na ziemię, spojrzał na mnie ostatni raz i wyzionął oddech.
Nagle poczułam przenikliwy ból. Wypuściłam z sykiem powietrze, patrząc na zakrwawioną stopę. Topór spadł na ziemię ostrzem w dół, niemal odcinając mi kończynę. Zrobiło mi się słabo, na dodatek usłyszałam kroki.
Odwróciłam się i napinając cięciwę wypuściłam dwie strzały w kierunku obcego mężczyzny. Padł.
Nie widziałam już nikogo. Prawdopodobnie polegli już wszyscy.
-Addar!- zawołałam. Czułam pulsujący ból w nodze, spojrzałam na topór wbity w stopę. szybko odwróciłam wzrok.
Zauważyłam przyjaciela. Był cały, tylko niegroźna, aczkolwiek długa, cięta rana na udzie i rozbita głowa. Otworzył ze zdziwienia oczy.
-Pomóż, proszę- powiedziałam błagalnie.
-Troszkę zaboli- odparł.
-Nie kłam.
-Dobra. Będzie boleć jak cholera.
Jednym ruchem wyciągnął ostrze z mojej stopy. Krzyknęłam głośno i omal nie upadłam.
Addar spróbował wziąć mnie na ręce, ale delikatnie go odepchnęłam. Posłusznie więc pomógł mi dojść do domu.
Sensitive była cała, miała tylko kilka zadrapań, jak mój przyszywany brat. Wynosiła właśnie jakiegoś trupa z domu.
Spojrzała na mnie w milczeniu.
Położyłam się do łóżka i półświadoma instruowałam Addara w robieniu opatrunku.
-Mike żyje?- rzuciłam w stronę Sen sycząc z bólu.
<Sensitive? Jak ma się nasza sierota?>
Od Sensitive, C. D. Anny
Wzięłam łuk i wycelowałam w drzwi. Czekaliśmy w napięciu. Niedźwiedzi bandyci? Nawet oni chcą zdobyć łuskę? Czyli nie jest ona jedynie zachcianką Mike`a...
- Jakie właściwości ma łuska?- zapytałam.
Anna spojrzała na mnie.
- W końcu skoro wszyscy chcą ją mieć, to musi mieć jakieś właściwości- dodałam szybko.
Wzrok dziewczyny przeniósł się na Addara. Nastała cisza. W końcu przerwał ją mężczyzna.
- Sami nie wiemy. Smoki są przesycone magiczną energią do szpiku kości, a każda łuska ma inne zastosowanie. Dlatego też...- Addar nie zdążył dokończyć, ponieważ jeden z bandytów wyważył drzwi...
< Anno? Sorki, że tak krótko, ale nie wiem nic o niedźwiedzich bandytach XD >
- Jakie właściwości ma łuska?- zapytałam.
Anna spojrzała na mnie.
- W końcu skoro wszyscy chcą ją mieć, to musi mieć jakieś właściwości- dodałam szybko.
Wzrok dziewczyny przeniósł się na Addara. Nastała cisza. W końcu przerwał ją mężczyzna.
- Sami nie wiemy. Smoki są przesycone magiczną energią do szpiku kości, a każda łuska ma inne zastosowanie. Dlatego też...- Addar nie zdążył dokończyć, ponieważ jeden z bandytów wyważył drzwi...
< Anno? Sorki, że tak krótko, ale nie wiem nic o niedźwiedzich bandytach XD >
Od Anny, C. D. Sensitive
Głośny hałas i dobrze znane mi krzyki z zewnątrz. Rzuciłam Addarowi krótkie spojrzenie, bez słowa poszedł po broń.
-Co to?- zapytała Sensitive.
-Mówiłam ci o niedźwiedzich bandytach, prawda?- odpowiedziałam jej pytaniem. -Przyszli. Poradzimy sobie, bez obaw, tylko trzeba przenieść Mike`a do pokoju Addara.
-Dlaczego? Nie może leżeć tutaj?- nie dziwiłam jej się. Też czułaby się bezpieczniej mając go na oku.
-Nie. U Addara nie ma okien, więc żadna strzała czy kamień go nie trafi.
Sensitive skinęła głową. W tym momencie wszedł Addar z moim kołczanem i łukiem. Sam dzierżył ulubiony miecz. Przeniósł rannego, a ja w tym czasie wstawiałam w okna drewniane deski- nienawidzę, gdy tłuką mi szyby. Szkło jest dla mnie zdecydowanie za drogie. Sen w tym czasie odgradzała dokładniej ognisko.
-Addar, gdzie jest Boss? Nie widziałam go ostatnio. -odezwałam się, kiedy zobaczyłam przyjaciela.
-Annie, przykro mi- powiedział. Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczyma- Znalazłem go martwego przed drzwiami zeszłej nocy.
Powoli zaczynałam wszystko rozumieć. Uśmiechnęłam się smutno.
-Mike najwyraźniej myślał, że wilk nazywa się Addar. Mówił mi, że to ty tak skończyłeś.
-Mylił się- chłopak uśmiechnął się szeroko.
Walenie w drzwi przerwało miłą rozmowę.
-Ann- zaczęła cicho Sensitive- czego oni właściwie chcą?
-Łuski- westchnęłam- Każdy jej chce, Sen.
-Ile to już czasu?- przypomniał Addar.
-Blisko rok. Zaczęło się chwilę po...- mimo upływającego czasu śmierć brata była bolesna, prawdę mówiąc to coraz bardziej z każdym dniem- po pożarze...
-Po śmierci Uduna- poprawił mnie Addar.
-Tak- powiedziałam zdenerwowana. Ta jego troska o moją psychikę czasami mnie strasznie denerwowała. -Po śmierci Uduna, kiedy każdy dowiedział się, że mamy łuskę, zaczęły się kłopoty.
Znów walenie do drzwi.
<Sensitive, kontynuujesz? c;>
-Co to?- zapytała Sensitive.
-Mówiłam ci o niedźwiedzich bandytach, prawda?- odpowiedziałam jej pytaniem. -Przyszli. Poradzimy sobie, bez obaw, tylko trzeba przenieść Mike`a do pokoju Addara.
-Dlaczego? Nie może leżeć tutaj?- nie dziwiłam jej się. Też czułaby się bezpieczniej mając go na oku.
-Nie. U Addara nie ma okien, więc żadna strzała czy kamień go nie trafi.
Sensitive skinęła głową. W tym momencie wszedł Addar z moim kołczanem i łukiem. Sam dzierżył ulubiony miecz. Przeniósł rannego, a ja w tym czasie wstawiałam w okna drewniane deski- nienawidzę, gdy tłuką mi szyby. Szkło jest dla mnie zdecydowanie za drogie. Sen w tym czasie odgradzała dokładniej ognisko.
-Addar, gdzie jest Boss? Nie widziałam go ostatnio. -odezwałam się, kiedy zobaczyłam przyjaciela.
-Annie, przykro mi- powiedział. Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczyma- Znalazłem go martwego przed drzwiami zeszłej nocy.
Powoli zaczynałam wszystko rozumieć. Uśmiechnęłam się smutno.
-Mike najwyraźniej myślał, że wilk nazywa się Addar. Mówił mi, że to ty tak skończyłeś.
-Mylił się- chłopak uśmiechnął się szeroko.
Walenie w drzwi przerwało miłą rozmowę.
-Ann- zaczęła cicho Sensitive- czego oni właściwie chcą?
-Łuski- westchnęłam- Każdy jej chce, Sen.
-Ile to już czasu?- przypomniał Addar.
-Blisko rok. Zaczęło się chwilę po...- mimo upływającego czasu śmierć brata była bolesna, prawdę mówiąc to coraz bardziej z każdym dniem- po pożarze...
-Po śmierci Uduna- poprawił mnie Addar.
-Tak- powiedziałam zdenerwowana. Ta jego troska o moją psychikę czasami mnie strasznie denerwowała. -Po śmierci Uduna, kiedy każdy dowiedział się, że mamy łuskę, zaczęły się kłopoty.
Znów walenie do drzwi.
<Sensitive, kontynuujesz? c;>
Od Christophera, C. D. Amelii
Wyplułem wodę, mocząc wszystko dookoła.
-Co to? To nie jest piwo- wymruczałem patrząc podejrzanie na pustą już butelkę. Co za dziwne uczucie. Myśli mieć takie czyste i przejrzyste, a nie być w stanie powiedzieć jednego logicznego zdania.
-Jak to nie?- droczyła się ze mną dziewczyna, skutecznie maskując rozbawienie, którego iskierki rozświetlały jej oczy- Przecież to jest piwo.
-Kłamiesz- syknąłem, kładąc się na pościeli. Odskoczyłem jak oparzony- Mokre.
-No co ty nie powiesz?- zapytała.
-Co?- jej wypowiedź nie miała dla mnie najmniejszego sensu.
Nagle wybuchnęła głośnym śmiechem. Zakryłem uszy i naburmuszony położyłem się na mokrym łóżku.
<Amelia? ;D>
-Co to? To nie jest piwo- wymruczałem patrząc podejrzanie na pustą już butelkę. Co za dziwne uczucie. Myśli mieć takie czyste i przejrzyste, a nie być w stanie powiedzieć jednego logicznego zdania.
-Jak to nie?- droczyła się ze mną dziewczyna, skutecznie maskując rozbawienie, którego iskierki rozświetlały jej oczy- Przecież to jest piwo.
-Kłamiesz- syknąłem, kładąc się na pościeli. Odskoczyłem jak oparzony- Mokre.
-No co ty nie powiesz?- zapytała.
-Co?- jej wypowiedź nie miała dla mnie najmniejszego sensu.
Nagle wybuchnęła głośnym śmiechem. Zakryłem uszy i naburmuszony położyłem się na mokrym łóżku.
<Amelia? ;D>
niedziela, 26 stycznia 2014
Od Sensitive, C. D. Anny
Bez słowa poszłam za Anną. Nie miałam odwagi spojrzeć na Mike`a. Usiadłam przy stole razem z Addarem i Ann.
- Co to za hałasy?- zapytał Addar.- Krzyki jakbyście kogoś mordowały.
- Jeszcze nikogo nie zamordowałyśmy, ale może się to zmienić- powiedziała Anna. Nieznacznie drgnęłam. Dziewczyna jednak to zauważyła.
- Dlaczego dajesz się tak traktować?- zapytała.
- Przecież już ci mówiłam- odpowiedziałam cicho.
- Rozumiem, że uratował ci życie, ale to, w jaki sposób się do ciebie odnosi jest co najmniej karygodne.
Zamilkłam. Może Anna rzeczywiście miała rację? Może czas już przestać być posłusznym pieskiem wykonującym bez zawahania każde polecenie? Nagle ciszę przerwał...
< Anno? >
- Co to za hałasy?- zapytał Addar.- Krzyki jakbyście kogoś mordowały.
- Jeszcze nikogo nie zamordowałyśmy, ale może się to zmienić- powiedziała Anna. Nieznacznie drgnęłam. Dziewczyna jednak to zauważyła.
- Dlaczego dajesz się tak traktować?- zapytała.
- Przecież już ci mówiłam- odpowiedziałam cicho.
- Rozumiem, że uratował ci życie, ale to, w jaki sposób się do ciebie odnosi jest co najmniej karygodne.
Zamilkłam. Może Anna rzeczywiście miała rację? Może czas już przestać być posłusznym pieskiem wykonującym bez zawahania każde polecenie? Nagle ciszę przerwał...
< Anno? >
Od Christophera, C. D. Amelii
Spałem sobie w wynajmowanym pokoju, w jednej z niewielkich gospód, kiedy obudził mnie krzyk.
W drzwiach stała młoda dziewczyna o kruczoczarnych włosach.
Przetarłem oczy dłonią.
-Aż tak źle wyglądam?- zapytałem skołowany. To pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Słucham?- odpowiedziała pytaniem. Wydawała się tak samo zaspana i nietrzeźwa jak ja. A może to tylko efekt uboczny wczorajszego picia? Chyba pochłonąłem o jeden kufel piwa za dużo.
-Czemu krzyczysz? Czy tak źle wyglądam?
Dziewczyna rozszerzyła oczy.
Głowa opadła mi znów na poduszkę. Tam, gdzie jej miejsce.
Zasłoniłem ręką oczy, najmniejszy promień światła zdawał się wypalać w nich dziury.
-Przynieś mi wody- powiedziałem. Cholera, co się ze mną dzieje? Obca stoi w drzwiach, a ja wydaje jej polecenia? Na dodatek łagodnie mówiąc nietrzeźwy? Nie mogłem się jednak opanować. -Nie, nie wody. Piwa. Piwa mi przynieś.
<Amelia? xD>
W drzwiach stała młoda dziewczyna o kruczoczarnych włosach.
Przetarłem oczy dłonią.
-Aż tak źle wyglądam?- zapytałem skołowany. To pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Słucham?- odpowiedziała pytaniem. Wydawała się tak samo zaspana i nietrzeźwa jak ja. A może to tylko efekt uboczny wczorajszego picia? Chyba pochłonąłem o jeden kufel piwa za dużo.
-Czemu krzyczysz? Czy tak źle wyglądam?
Dziewczyna rozszerzyła oczy.
Głowa opadła mi znów na poduszkę. Tam, gdzie jej miejsce.
Zasłoniłem ręką oczy, najmniejszy promień światła zdawał się wypalać w nich dziury.
-Przynieś mi wody- powiedziałem. Cholera, co się ze mną dzieje? Obca stoi w drzwiach, a ja wydaje jej polecenia? Na dodatek łagodnie mówiąc nietrzeźwy? Nie mogłem się jednak opanować. -Nie, nie wody. Piwa. Piwa mi przynieś.
<Amelia? xD>
Od Anny, C. D. Sensitive
Poczułam gotującą się we mnie złość. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę łóżka. Wymierzyłam Mike`owi siarczysty policzek. Sensitive wstrzymała oddech.
-Co ty...?- zaczął. Nie skończył. Dostał drugi raz.
-Chyba ci o czymś mówiłam- powiedziałam. Czułam się tak wściekła, jak nigdy wcześniej. -U mnie w domu nikt nie będzie tak traktowany. A na pewno nie przez ciebie. Ty zasługujesz na jeszcze gorsze. A jeśli coś ci nie pasuje, to możesz pożegnać się z łuską. Co z życiem zobaczymy.
Na jego twarz wstąpił wyraz morderczej złości.
-I nie chcę słyszeć ani słowa o łusce, dopóki tutaj jesteś. To czy ją dostaniesz zależy od ciebie i twojego zachowania w stosunku do innych- popłynęłam. -A przede wszystkim do Sensitive. Ona się dla ciebie naraża, martwi się o ciebie i spełnia najmniejszą, najmniej istotną zachciankę, a ty ją tak traktujesz. Jesteś zwyczajnym dupkiem.
Dotknęłam ramienia Sen.
-Chodź do kuchni, Addar zrobił kolację.
<Sensitive? xD>
-Co ty...?- zaczął. Nie skończył. Dostał drugi raz.
-Chyba ci o czymś mówiłam- powiedziałam. Czułam się tak wściekła, jak nigdy wcześniej. -U mnie w domu nikt nie będzie tak traktowany. A na pewno nie przez ciebie. Ty zasługujesz na jeszcze gorsze. A jeśli coś ci nie pasuje, to możesz pożegnać się z łuską. Co z życiem zobaczymy.
Na jego twarz wstąpił wyraz morderczej złości.
-I nie chcę słyszeć ani słowa o łusce, dopóki tutaj jesteś. To czy ją dostaniesz zależy od ciebie i twojego zachowania w stosunku do innych- popłynęłam. -A przede wszystkim do Sensitive. Ona się dla ciebie naraża, martwi się o ciebie i spełnia najmniejszą, najmniej istotną zachciankę, a ty ją tak traktujesz. Jesteś zwyczajnym dupkiem.
Dotknęłam ramienia Sen.
-Chodź do kuchni, Addar zrobił kolację.
<Sensitive? xD>
Od Christophera, C. D. Gwendolyn
Myślałem szybko o wszystkich "za" i "przeciw", jednak błagalny wzrok Gwen był silniejszy. Westchnąłem.
-Pojedziesz ze mną. Tylko proszę cię, żebyś ograniczyła samowolę, dobrze?
Skinęła głową.
Chwilę później zamknęliśmy drzwi i wsiedliśmy na konia. Siedziałem z przodu, ściskając wodze. Gwendolyn usadowiła się za mną. Trzymała się tylnego łęku siodła.
Mimo jakże poważnej sytuacji, mimowolnie zacząłem się śmiać.
- Złap mnie- próbowałem się opanować, ale zachowanie dziewczyny rozśmieszyło mnie tak, jak nic od dłuższego czasu. -Będziemy mogli jechać szybciej, uwierz.
Niechętnie objęła mnie w pasie.
-No- spiąłem konia- Ruszajmy.
Wierzchowiec przeszedł ze stępa w kłus.
Wiedziałem, że tamci ludzie nie mają koni. Południowcy nienawidzą ich i unikają jak ognia. Jednak teraz mają Elisabeth i tego się trzymajmy.
Wyjechaliśmy z miasta głównym szlakiem. Byłem niemal pewny, że szli właśnie tą drogą.
Nie myliłem się. Po może pół godzinnej jeździe, zauważyliśmy ludzkie cienie, idące kawałek przed nami.
Ściągnąłem wodze, zmuszając konia do stępa. Zsiadłem, podając wodze Gwen.
-Co ty robisz?- zapytała.
-Posłuchaj- zacząłem szeptem. -Podejdę do nich i...- zamilkłem. I co?- I nie wiem, cholera. Ale podjedziesz, zgarniesz Ellie i odjedziecie.
-Ale...
-Gwendolyn, to nie jest pytanie.
Uśmiechnąłem się pełny wątpliwości i ruszyłem przed siebie biegiem.
<Gwendolyn?>
-Pojedziesz ze mną. Tylko proszę cię, żebyś ograniczyła samowolę, dobrze?
Skinęła głową.
Chwilę później zamknęliśmy drzwi i wsiedliśmy na konia. Siedziałem z przodu, ściskając wodze. Gwendolyn usadowiła się za mną. Trzymała się tylnego łęku siodła.
Mimo jakże poważnej sytuacji, mimowolnie zacząłem się śmiać.
- Złap mnie- próbowałem się opanować, ale zachowanie dziewczyny rozśmieszyło mnie tak, jak nic od dłuższego czasu. -Będziemy mogli jechać szybciej, uwierz.
Niechętnie objęła mnie w pasie.
-No- spiąłem konia- Ruszajmy.
Wierzchowiec przeszedł ze stępa w kłus.
Wiedziałem, że tamci ludzie nie mają koni. Południowcy nienawidzą ich i unikają jak ognia. Jednak teraz mają Elisabeth i tego się trzymajmy.
Wyjechaliśmy z miasta głównym szlakiem. Byłem niemal pewny, że szli właśnie tą drogą.
Nie myliłem się. Po może pół godzinnej jeździe, zauważyliśmy ludzkie cienie, idące kawałek przed nami.
Ściągnąłem wodze, zmuszając konia do stępa. Zsiadłem, podając wodze Gwen.
-Co ty robisz?- zapytała.
-Posłuchaj- zacząłem szeptem. -Podejdę do nich i...- zamilkłem. I co?- I nie wiem, cholera. Ale podjedziesz, zgarniesz Ellie i odjedziecie.
-Ale...
-Gwendolyn, to nie jest pytanie.
Uśmiechnąłem się pełny wątpliwości i ruszyłem przed siebie biegiem.
<Gwendolyn?>
Od Sensitive, C. D. Gwedolyn
Świetnie, jeszcze tego mi tylko brakowało. Zaklęłam pod nosem. "Co za rozpuszczony bachor"- pomyślałam. Jego opiekunka także nie była zadowolona. Prychnęłam. "Trudno, niech radzi sobie sama. Jej dziecko, jej problem." Już miałam odejść, kiedy dziewczynka złapała mnie za nogawkę.
- Ej... Co ty do cholery robisz!? Puszczaj!
- Nie!- zawołała dziewczynka, po czym się rozpłakała. "Ludzie, powiedzcie, że to jakieś żarty!"
- Ej, Sonnie, zostaw ją!- zawołała kobieta. Złapała dziewczynkę i pociągnęła w swoją stronę. Mała jednak nadal kurczowo trzymała się mojej nogi. W wyniku tej szarpaniny straciłam równowagę i po raz już dzisiaj drugi wylądowałam w błotnistej kałuży.
< Gwen? xd >
- Ej... Co ty do cholery robisz!? Puszczaj!
- Nie!- zawołała dziewczynka, po czym się rozpłakała. "Ludzie, powiedzcie, że to jakieś żarty!"
- Ej, Sonnie, zostaw ją!- zawołała kobieta. Złapała dziewczynkę i pociągnęła w swoją stronę. Mała jednak nadal kurczowo trzymała się mojej nogi. W wyniku tej szarpaniny straciłam równowagę i po raz już dzisiaj drugi wylądowałam w błotnistej kałuży.
< Gwen? xd >
Od Sensitive, C. D. Anny
Zmieszana nadal patrzyłam w podłogę. Czułam na sobie wzrok Mike`a. "Anno, proszę... Czy musisz się w to mieszać?". Włożyłam rękę do kieszeni, gdzie znajdowała się łuska. Zacisnęłam na niej palce. Mike prychnął, po czym zaczął niezrozumiale mamrotać coś pod nosem. Zapewne były to obelgi słane w kierunku Anny. Dziewczyna jednak znajdowała się teraz w kuchni. Zapadła cisza.
- To masz w końcu tę łuskę, czy nie?- zapytał w końcu Mike. Jego ton oczywiście nie różnił się niczym od poprzedniego pytania. Westchnęłam.
- Tak- mruknęłam. Moja ręka nadal jednak spoczywała w kieszeni.
- To na co czekasz?- warknął- Daj mi ją!
- Nie...
< Anno? Zrobisz "wejście smoka"? ;D >
- To masz w końcu tę łuskę, czy nie?- zapytał w końcu Mike. Jego ton oczywiście nie różnił się niczym od poprzedniego pytania. Westchnęłam.
- Tak- mruknęłam. Moja ręka nadal jednak spoczywała w kieszeni.
- To na co czekasz?- warknął- Daj mi ją!
- Nie...
< Anno? Zrobisz "wejście smoka"? ;D >
Od Clarissy, C. D.
Obudziłam się wpół do szóstej. Przetarłam oczy ze zmęczenia. Spało mi się koszmarnie. Podniosłam głowę i zobaczyłam budzącą się Vi. Pogłaskałam kotkę po grzbiecie. Nagle usłyszałam hałas dobiegający z kuchni. Wytężyłam słuch. Tam ktoś był. Najciszej jak tylko umiałam wstałam, wzięłam strzałę i podeszłam do drzwi. Stanęłam w progu gotowa zabić. To co tam zobaczyłam, nie było straszne, tylko śmieszne. Widziałam Simona całego w białym proszku próbującego najwyraźniej zrobić placki. Wybuchłam śmiechem. Chyba mnie nie zauważył, bo kiedy się śmiałam odwrócił się i powiedział pospiesznie :
- Yyy...ja ten..... tego...- zarumieniony nie mógł nic powiedzieć.
-Już w porządku, ale narobiłeś niezłego bajzlu.- powiedziałam uśmiechając się.
-Za to placki są pyszne. Chcesz jednego?
-Może później. Na razie musimy posprzątać. - I w ten oto sposób zaczęliśmy się dogadywać. Nie był dla mnie już taki obcy, ja dla niego też nie. Często się śmialiśmy. Lubiłam jego towarzystwo.
Na śniadanie zjedliśmy porządne placki Simona i popiliśmy to herbatką. Nagle wykrzyknęłam:
-Która godzina ?!!
- Pięć po szóstej.
-Musimy iść do lasu ! Szybko !
W pośpiechu zaczęłam się przebierać . Simon siedział odwrócony kiedy ja nakładałam na siebie ubrania. Zdziwiło mnie to więc zapytałam:
-A ty się nie przebierasz ?
-Kiedy mam tylko to ,co mam na sobie.
-Jak sprzedamy jabłka to kupię Ci coś na targu. A teraz chodź- wzięłam łuk i strzały. Wybiegliśmy z domu, Eclipse czekał na nas na padoku. Wsiedliśmy na niego i pogalopowaliśmy na polanę. Simon zbierał jabłka z niższych drzew , a ja celowałam łukiem w te znajdujące się wysoko. Wkładaliśmy je do koszyka. Wtedy Simon cofnął się znacznie , podszedł do mnie i wyszeptał :
- Tam coś jest. - rzeczywiście liście dziwnie się kołysały , a wiatru nie było. Wyrzuciłam jabłko przy nas. Nie podeszło- było płochliwe. Kiedy wyrzuciłam w głąb , usłyszałam jak je owoc. Wyrzuciłam trzecie jabłko na taką odległość, że zwierzę musiało się pokazać. Jasny cień wyłonił się i stał na wprost nas.Wiedziałam już co to.
< CD nastąpi >
- Yyy...ja ten..... tego...- zarumieniony nie mógł nic powiedzieć.
-Już w porządku, ale narobiłeś niezłego bajzlu.- powiedziałam uśmiechając się.
-Za to placki są pyszne. Chcesz jednego?
-Może później. Na razie musimy posprzątać. - I w ten oto sposób zaczęliśmy się dogadywać. Nie był dla mnie już taki obcy, ja dla niego też nie. Często się śmialiśmy. Lubiłam jego towarzystwo.
Na śniadanie zjedliśmy porządne placki Simona i popiliśmy to herbatką. Nagle wykrzyknęłam:
-Która godzina ?!!
- Pięć po szóstej.
-Musimy iść do lasu ! Szybko !
W pośpiechu zaczęłam się przebierać . Simon siedział odwrócony kiedy ja nakładałam na siebie ubrania. Zdziwiło mnie to więc zapytałam:
-A ty się nie przebierasz ?
-Kiedy mam tylko to ,co mam na sobie.
-Jak sprzedamy jabłka to kupię Ci coś na targu. A teraz chodź- wzięłam łuk i strzały. Wybiegliśmy z domu, Eclipse czekał na nas na padoku. Wsiedliśmy na niego i pogalopowaliśmy na polanę. Simon zbierał jabłka z niższych drzew , a ja celowałam łukiem w te znajdujące się wysoko. Wkładaliśmy je do koszyka. Wtedy Simon cofnął się znacznie , podszedł do mnie i wyszeptał :
- Tam coś jest. - rzeczywiście liście dziwnie się kołysały , a wiatru nie było. Wyrzuciłam jabłko przy nas. Nie podeszło- było płochliwe. Kiedy wyrzuciłam w głąb , usłyszałam jak je owoc. Wyrzuciłam trzecie jabłko na taką odległość, że zwierzę musiało się pokazać. Jasny cień wyłonił się i stał na wprost nas.Wiedziałam już co to.
< CD nastąpi >
Od Anny, C. D. Sensitive
-Sensitive ją ma- powiedziałam.
Spojrzał na nią w milczeniu.
-Dawaj- mruknął.
Cholera, jak na bliskiego przyjaciela nie traktuje jej zbyt dobrze. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
-Słuchaj, Mike. Póki tutaj jesteś- a trochę pobędziesz, bo to ja się tobą zajmę- nie będziesz się tak odzywał do nikogo. Do mnie, do Addvara, a w szczególności do niej- wskazałam ręką na Sen.
-Bo co mi zrobisz?- syknął.
Zaśmiałam się.
-Spójrz na siebie. Nie jesteś w stanie sam utrzymać kubka, zabiję cię jednym skinieniem dłoni- powiedziałam. Nieco zrzedła mu mina- Więc pozwól, że poproszę cię o zmianę tonu, bo jakbyś nie zauważył jeszcze żyjesz. I najbliższy czas spędzisz tutaj, czy tego chcesz, czy nie.
Mike siedział cicho, a Sensitive wpatrywała się w podłogę ze zmieszaniem. Zamilkłam.
Chciałam przeprosić, ale tylko ruszyłam w stronę kuchni.
<Sensitive? Co było dalej?>
Spojrzał na nią w milczeniu.
-Dawaj- mruknął.
Cholera, jak na bliskiego przyjaciela nie traktuje jej zbyt dobrze. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
-Słuchaj, Mike. Póki tutaj jesteś- a trochę pobędziesz, bo to ja się tobą zajmę- nie będziesz się tak odzywał do nikogo. Do mnie, do Addvara, a w szczególności do niej- wskazałam ręką na Sen.
-Bo co mi zrobisz?- syknął.
Zaśmiałam się.
-Spójrz na siebie. Nie jesteś w stanie sam utrzymać kubka, zabiję cię jednym skinieniem dłoni- powiedziałam. Nieco zrzedła mu mina- Więc pozwól, że poproszę cię o zmianę tonu, bo jakbyś nie zauważył jeszcze żyjesz. I najbliższy czas spędzisz tutaj, czy tego chcesz, czy nie.
Mike siedział cicho, a Sensitive wpatrywała się w podłogę ze zmieszaniem. Zamilkłam.
Chciałam przeprosić, ale tylko ruszyłam w stronę kuchni.
<Sensitive? Co było dalej?>
Od Gwendolyn, C. D. Christophera
- Dobrze. - powiedziałam próbując uspokoić oddech
Poszliśmy do kuchni, w której znalazłam trochę jedzenia. Zapakowałam je do koszyka i podałam Christopher'owi.
- Ellie ma konia, możesz na nim pojechać. - powiedziałam - To nawet lepiej. - odparł - Zaprowadzę cię do niego. Zwierzę znajdowało się w małej stajni za gospodą. Ojciec Elisabeth kupił jej konia, kiedy była jeszcze mała, a ten był jego potomkiem. Wskazałam, gdzie znajduje się jego sprzęt. - Ale... - zaczęłam - Ale co? - mężczyzna spojrzał na mnie - Mogłabym pojechać z tobą? - zapytałam - Nie mam w zwyczaju siedzieć spokojnie i czekać, aż komuś się coś stanie. <Christopher?> |
||
sobota, 25 stycznia 2014
Od Christophera, C. D. Gwendolyn
-Szlag- mruknąłem.
Po policzkach Gwendolyn gęsto spływały łzy. Złapałem ją za ramiona i spojrzałem głęboko w oczy.
-Gwen, znajdziemy ją. Ja znajdę. Nie zabrali jej daleko- starałem się ją pocieszyć- Gwen, Ellie na pewno nie chce, żebyś się martwiła. Odbiję ją i wszystko będzie w porządku. Przyprowadzę ją tu i zniknę z waszego życia. Przepraszam za wszystko.
Nie wiedziałem, co jeszcze mogę jej powiedzieć. Starłem tylko łzy z jej twarzy.
-Posłuchaj, daj mi trochę jedzenia. Za konia zapłacę, albo komuś ukradnę. przywiozę Elisabeth całą i zdrową, w jednym kawałku.
-A co jak ona już nie żyje?- zapytała szeptem.
-Żyje. Ci ludzie nie zabijają ot tak. Wolą porwać i przetrzymywać. Uwierz mi, spędziłem u nich całe życie.
Pokiwała głową.
-Pomóż mi tylko wziąć trochę zapasów, nie wiem gdzie są. Ale znajdę ich na pewno.
<Gwendolyn?>
Po policzkach Gwendolyn gęsto spływały łzy. Złapałem ją za ramiona i spojrzałem głęboko w oczy.
-Gwen, znajdziemy ją. Ja znajdę. Nie zabrali jej daleko- starałem się ją pocieszyć- Gwen, Ellie na pewno nie chce, żebyś się martwiła. Odbiję ją i wszystko będzie w porządku. Przyprowadzę ją tu i zniknę z waszego życia. Przepraszam za wszystko.
Nie wiedziałem, co jeszcze mogę jej powiedzieć. Starłem tylko łzy z jej twarzy.
-Posłuchaj, daj mi trochę jedzenia. Za konia zapłacę, albo komuś ukradnę. przywiozę Elisabeth całą i zdrową, w jednym kawałku.
-A co jak ona już nie żyje?- zapytała szeptem.
-Żyje. Ci ludzie nie zabijają ot tak. Wolą porwać i przetrzymywać. Uwierz mi, spędziłem u nich całe życie.
Pokiwała głową.
-Pomóż mi tylko wziąć trochę zapasów, nie wiem gdzie są. Ale znajdę ich na pewno.
<Gwendolyn?>
Od Sensitive, C. D. Anny
Odetchnęłam z ulgą. Jak dobrze, że Mike wyjdzie z tego cało. Przykucnęłam obok jego łóżka. Anna poszła zająć się Vidalix, natomiast Addar gdzieś przepadł. Utkwiłam wzrok w bladej twarzy przyjaciela. "W coś ty się znowu wpakował?"- pomyślałam. Siedzieliśmy tak nie odzywając się do siebie ani słowem. Po chwili Mike przerwał ciszę.
- Co się gapisz?- spytał opryskliwie.
- Przepraszam...- odpowiedziałam, po czym utkwiłam wzrok w podłogę. Przywykłam już do takiego traktowania. Przez te dwa lata służby z jego ust nigdy nie padło jakieś miłe słowo. Nawet zwykłego "dzień dobry" nie mogłam usłyszeć. Westchnęłam. "Mike, dlaczego tak się zmieniłeś?". Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Anna wchodząca do chaty.
- Gdzie łuska?- ożywił się Mike.
< Anno? >
- Co się gapisz?- spytał opryskliwie.
- Przepraszam...- odpowiedziałam, po czym utkwiłam wzrok w podłogę. Przywykłam już do takiego traktowania. Przez te dwa lata służby z jego ust nigdy nie padło jakieś miłe słowo. Nawet zwykłego "dzień dobry" nie mogłam usłyszeć. Westchnęłam. "Mike, dlaczego tak się zmieniłeś?". Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Anna wchodząca do chaty.
- Gdzie łuska?- ożywił się Mike.
< Anno? >
Od Gwendolyn, C. D. Christophera
- Lepiej to sprawdzić. - powiedziałam - Zostań, w razie gdyby jeszcze byli w gospodzie.
Wyszłam po schodach i delikatnie otworzyłam drzwi. Było zdecydowanie za cicho. Nie słyszałam żadnych odgłosów.
- Elisabeth! - zawołałam
Nie odpowiedziała. Sprawdziłam wszystkie pokoje, ale nie znalazłam dziewczyny. W jej pokoju, na komodzie znalazłam złożoną kartkę z napisem "Gwen, przeczytaj". Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.
"Moja droga,
Pojechałam, a raczej zostałam siłą zabrana, z tymi ciemnoskórymi mężczyznami. Nie martw się, wrócę. Raczej...
Ellie."
Napisała to bardzo niewyraźnie, co nie zdarzało się jej często, ale sądzę, że nie miała wiele czasu. Drżącymi rękami odłożyłam list i wróciłam do Christophera. Łzy płynęły po moich policzkach.
- Elisabeth. - powiedziałam - Nie ma jej.
<Christopher?>
Wyszłam po schodach i delikatnie otworzyłam drzwi. Było zdecydowanie za cicho. Nie słyszałam żadnych odgłosów.
- Elisabeth! - zawołałam
Nie odpowiedziała. Sprawdziłam wszystkie pokoje, ale nie znalazłam dziewczyny. W jej pokoju, na komodzie znalazłam złożoną kartkę z napisem "Gwen, przeczytaj". Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.
"Moja droga,
Pojechałam, a raczej zostałam siłą zabrana, z tymi ciemnoskórymi mężczyznami. Nie martw się, wrócę. Raczej...
Ellie."
Napisała to bardzo niewyraźnie, co nie zdarzało się jej często, ale sądzę, że nie miała wiele czasu. Drżącymi rękami odłożyłam list i wróciłam do Christophera. Łzy płynęły po moich policzkach.
- Elisabeth. - powiedziałam - Nie ma jej.
<Christopher?>
Od Anny, C. D. Sensitive
-Mam nadzieję, że nie chodzi ci o mnie- powiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
-Co ona tu robi?- zapytał pretensjonalnie. Sensitive nic nie mówiła.
Delikatnie ją odsunęłam, aby zrobić sobie miejsce.
-"Ona" chce ci pomóc- odpowiedziałam za dziewczynę. Wiedziałam, o co następnie zapyta- Przyniosłam łuskę.
W tym momencie wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Mike leżał posłuszny jak baranek, pozwalając się obejrzeć i nie protestując nawet, gdy ściągałam mu koszulę, żeby obejrzeć rany.
-Sen, ty jest za zimno i za ciemno- powiedziałam w końcu. -Pomóż mi go wciągnąć na konia, pojedziemy do domu.
Chwilę później kłusowałyśmy równo. Sensitive wpatrzona w Mike`a, który siedział przede mną. Czułam, że jego oddech staje się coraz mniej regularny, a z ran sączy się krew. Byłam jednak dobrej myśli.
Do domu pomógł nam wnieść go Addar, bez zbędnych pytań.
Położyliśmy go na łóżku.
-Addar, podaj Sen apteczkę. Zagrzej wodę, proszę- wydawałam polecenia.
-Znasz się na leczeniu?- zapytała Sensitive.
-Nie- odpowiedziałam szczerze- Tylko podstawowe rzeczy.
Tak więc ciepłą wodą przemyłam rany Mike`a. Najpaskudniejsza była ta na ramieniu, najlżejsza zadana przeze mnie w nogę. Obłożyłam je dużymi liśćmi o ostrym zapachu, owinęłam bandażami.
Potem dałam mu tylko łagodny napar, który miał zabić ból.
-Nic więcej nie mogę zrobić- powiedziałam do Sensitive- Nie ma gorączki, a rany są czyste, więc będzie dobrze, tylko kwestia czasu.
<Sensitive?>
-Co ona tu robi?- zapytał pretensjonalnie. Sensitive nic nie mówiła.
Delikatnie ją odsunęłam, aby zrobić sobie miejsce.
-"Ona" chce ci pomóc- odpowiedziałam za dziewczynę. Wiedziałam, o co następnie zapyta- Przyniosłam łuskę.
W tym momencie wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Mike leżał posłuszny jak baranek, pozwalając się obejrzeć i nie protestując nawet, gdy ściągałam mu koszulę, żeby obejrzeć rany.
-Sen, ty jest za zimno i za ciemno- powiedziałam w końcu. -Pomóż mi go wciągnąć na konia, pojedziemy do domu.
Chwilę później kłusowałyśmy równo. Sensitive wpatrzona w Mike`a, który siedział przede mną. Czułam, że jego oddech staje się coraz mniej regularny, a z ran sączy się krew. Byłam jednak dobrej myśli.
Do domu pomógł nam wnieść go Addar, bez zbędnych pytań.
Położyliśmy go na łóżku.
-Addar, podaj Sen apteczkę. Zagrzej wodę, proszę- wydawałam polecenia.
-Znasz się na leczeniu?- zapytała Sensitive.
-Nie- odpowiedziałam szczerze- Tylko podstawowe rzeczy.
Tak więc ciepłą wodą przemyłam rany Mike`a. Najpaskudniejsza była ta na ramieniu, najlżejsza zadana przeze mnie w nogę. Obłożyłam je dużymi liśćmi o ostrym zapachu, owinęłam bandażami.
Potem dałam mu tylko łagodny napar, który miał zabić ból.
-Nic więcej nie mogę zrobić- powiedziałam do Sensitive- Nie ma gorączki, a rany są czyste, więc będzie dobrze, tylko kwestia czasu.
<Sensitive?>
PA
Uwaga, uwaga, z tej strony wasza Ciemna xD/Sensitive/druga adminka/le autorka/hodowca lam/ czy jak tam wolicie mnie nazywać ;D Postanowiłam przydzielić PA naszym najaktywniejszym członkom ^^ Otrzymują je:
- Christopher
- Clarissa
- Gwendolyn
Oczywiście po za PA otrzymują podziękowania ode mnie i Stefka (zapewne także od Sophii ^^) za wenę twórczą godną pozazdroszczenia i stalowe nerwy, jakie wykazują podczas mojego "adminowania" ;D Jeszcze raz gratuluję i dziękuję ^^
Od Sensitive, C. D. Anny
- Tanuka?- spojrzałam na konia. Ten parsknął, a potem równym kłusem ruszył w kierunku zaułka, gdzie niecałe dwie godziny temu zostawiłam Mike`a. Słońce zaszło już za czubkami drzew, a powietrze robiło się coraz bardziej chłodne. Minęłyśmy zamknięty już stragan i wybiegłyśmy zza zakrętu. Mike siedział oparty o mur. Śnieg wokół niego zabarwiony był na czerwono, a z rany w brzuchu, nodze i ramieniu sączyła się krew.
- Mike!- krzyknęłam, po czym podbiegłam do przyjaciela. Zdjęłam pelerynę i przykryłam go nią.
- Kto ci to zrobił?- spytałam przez łzy. Brak odpowiedzi. Jedynie jego na wpół zamknięte, brązowe oczy patrzyły prosto w moje.
- Zabieraj tą szmatę- powiedział, po czym zdjął z siebie czarną pelerynę, którą przed chwilą go opatuliłam.
< Anno? Sorki, że tak krótko ;/ >
- Mike!- krzyknęłam, po czym podbiegłam do przyjaciela. Zdjęłam pelerynę i przykryłam go nią.
- Kto ci to zrobił?- spytałam przez łzy. Brak odpowiedzi. Jedynie jego na wpół zamknięte, brązowe oczy patrzyły prosto w moje.
- Zabieraj tą szmatę- powiedział, po czym zdjął z siebie czarną pelerynę, którą przed chwilą go opatuliłam.
< Anno? Sorki, że tak krótko ;/ >
Ogłoszenia parafialne
Otóż ja, wasza jakże droga administratorka Anna/ Yer Fior/ Sophia mam dla was kilka informacji i pytań.
- Co sądzicie o wprowadzeniu na bloga zakładki z zadaniami? Można by dzięki temu łatwiej zarobić Monety.
- Zastanawiam się nad wprowadzeniem na bloga etykiet z imionami członków. Np. opowiadanie od Anny, jej KP i post z towarzyszem byłyby oznaczone jej etykietą i każdy mógłby zobaczyć, ile zdziałała na blogu.
- Proszę was o zapoznanie się z regulaminem i potwierdzenie jego znajomości! Oczywiście mówię o osobach, które jeszcze tego nie zrobiły.
- Castiel i Tauriel- moi kochani, czemu nie mamy jeszcze od was żadnych opowiadań, hm? c; To samo tyczy się Mercera, jednak wiem, że sterujący jest niedostępny i zostałam o tym poinformowana. Amelia jest na naszym blou nowa, więc damy jej trochę czasu na ogranięcie wszystkiego. ;D
- Mapa terenów będzie dodana, jak tylko ją stworzę. A kiedy ją stworzę? Kiedy moi szanowni rodzice znajdą mój kabel od komputera, który bezprawnie zgubili miesiąc temu. ;D
- Ah, i jeszcze nasze drogie Oferty! Kochani, czy nie uważacie, że to fajna zakładka? Bo ja ją bardzo lubię. Tylko nie wiem, dlaczego poza mną i Chris`em nikt z niej nie korzysta. ;D Np. Clary, napisałaś w opowiadaniu o łuku, a z tego co wiem, twoja postać nie posiada umiejętności łucznictwa - możesz zapłacić za kurs i gotowe. :3
Od Anny, C. D. Sensitive
Ironia losu. Mike ma kłopoty przeze mnie i to ja mam mu pomóc.
Bez słowa zgarnęłam z szuflady kilka ziół, które zostały mi jeszcze po kursie z niejakim panem Welley`em. Wrzuciłam je do torby, tak samo jak bukłak z wodą.
Wyszłam z domu, Sen podążała za mną jak cień.
Addar już zasnął, mam nadzieję, że w domu nie stanie się nic złego. Nie zniosłabym tej myśli.
Nawet nie zauważyłam, gdy siedziałam już na w pełni osiodłanym Vidalix`ie.
-Prowadź- rzuciłam w stronę Sensitive.
Jej kary koń ruszył z kopyta. Spięłam swojego deresza do prędkiego galopu.
Gnałyśmy w stronę miasta, nie rozmawiając. Kątem oka zauważyłam malujący się na twarzy dziewczyny strach, smutek i niepokój.
Miasteczko świeciło pustkami. Nic dziwnego- był w końcu środek zimowej, mroźnej nocy.
-Gdzie?- zapytałam krótko. Zsiadłyśmy z koni.
<Sensitive?>
Bez słowa zgarnęłam z szuflady kilka ziół, które zostały mi jeszcze po kursie z niejakim panem Welley`em. Wrzuciłam je do torby, tak samo jak bukłak z wodą.
Wyszłam z domu, Sen podążała za mną jak cień.
Addar już zasnął, mam nadzieję, że w domu nie stanie się nic złego. Nie zniosłabym tej myśli.
Nawet nie zauważyłam, gdy siedziałam już na w pełni osiodłanym Vidalix`ie.
-Prowadź- rzuciłam w stronę Sensitive.
Jej kary koń ruszył z kopyta. Spięłam swojego deresza do prędkiego galopu.
Gnałyśmy w stronę miasta, nie rozmawiając. Kątem oka zauważyłam malujący się na twarzy dziewczyny strach, smutek i niepokój.
Miasteczko świeciło pustkami. Nic dziwnego- był w końcu środek zimowej, mroźnej nocy.
-Gdzie?- zapytałam krótko. Zsiadłyśmy z koni.
<Sensitive?>
Od Christophera, C. D. Gwendolyn
-A Elisabeth?- zapytałem. -Nie wpuści ich tutaj?
-Nie wiem co o niej sądzisz, ale nie jest głupia- Gwen uśmiechnęła się. -Nie ma szans, żeby ich wpuściła, kiedy powiedziałam jej, że tu jesteśmy.
Odetchnąłem z ulgą.
-Dziękuję- powiedziałem szczerze. -Jesteś jedyną osobą, która w jakikolwiek sposób zgodziła się mi pomóc. Na prawdę dziękuję.
-Mam tylko nadzieję, że tego nie pożałuję- odparła krzywiąc się nieco.
-Ja też- pokiwałem głową. Spojrzała na mnie pytająco- Nie chciałbym, żeby ktokolwiek miał kłopoty z mojego powodu.
Siedzieliśmy w ciszy.
Po chwili słychać było głos Elisabeth i tamtych mężczyzn. Zamknąłem oczy i starałem się opanować oddech. Nie mogę tam trafić z powrotem. Przecież już mi się udało.
Kroki odbijały się echem, kiedy mężczyźni przeszukiwali mieszkanie. Wydawało mi się, że minuty ciągną się w nieskończoność
Po jakimś czasie jednak usłyszeliśmy tylko głośne trzaśnięcie drzwiami i zapadła cisza.
-Chyba poszli- szepnąłem.
<Gwen? Poszli czy nie?>
-Nie wiem co o niej sądzisz, ale nie jest głupia- Gwen uśmiechnęła się. -Nie ma szans, żeby ich wpuściła, kiedy powiedziałam jej, że tu jesteśmy.
Odetchnąłem z ulgą.
-Dziękuję- powiedziałem szczerze. -Jesteś jedyną osobą, która w jakikolwiek sposób zgodziła się mi pomóc. Na prawdę dziękuję.
-Mam tylko nadzieję, że tego nie pożałuję- odparła krzywiąc się nieco.
-Ja też- pokiwałem głową. Spojrzała na mnie pytająco- Nie chciałbym, żeby ktokolwiek miał kłopoty z mojego powodu.
Siedzieliśmy w ciszy.
Po chwili słychać było głos Elisabeth i tamtych mężczyzn. Zamknąłem oczy i starałem się opanować oddech. Nie mogę tam trafić z powrotem. Przecież już mi się udało.
Kroki odbijały się echem, kiedy mężczyźni przeszukiwali mieszkanie. Wydawało mi się, że minuty ciągną się w nieskończoność
Po jakimś czasie jednak usłyszeliśmy tylko głośne trzaśnięcie drzwiami i zapadła cisza.
-Chyba poszli- szepnąłem.
<Gwen? Poszli czy nie?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)